

Styl ukiyo-zōshi był więc miniaturowym spektaklem miasta: epizody zamiast ciągłej narracji, dokumentalny detal zamiast metafizyki, narrator bliższy satyrykowi niż moralizatorowi. To literatura lekka, ale nie płytka – jej lekkość była raczej zgodą na przemijalność, filozofią chwili. Dlatego choć gatunek ten zgasł już w połowie okresu shogunatu Tokugawa, potrafi opowiedzieć nam w zadziwiających detalach, jakie było życie w Edo. A może właśnie w tym tkwi jej aktualność: w umiejętności dostrzegania sensu nie w wielkich systemach czy wzniosłych ideach, lecz w codziennym geście, spojrzeniu, słowie – które, choć ulotne, tworzą pejzaż naszego życia. Ukiyo-zōshi uczy nas je doceniać, a przy tym pozostaje całkowicie obojętne na tragedie ludzkie – śmierć, bankructwa, straty. Ta beznamiętna siła patrzenia na rzeczywistość bez upiększania, połączona z umiejętnością dostrzegania piękna w drobnych, przyziemnych chwilach – to spojrzenie, którego moim zdaniem warto się uczyć.

Jednak mieszczanie Edo, kupcy i rzemieślnicy – chōnin – przewrotnie odwrócili sens tej idei. Zamiast uciekać od złudzeń, zaczęli je świadomie celebrować. Ukiyo stało się więc określeniem nie tyle marności, ile barwnej powierzchni świata: herbaty sączonej w domu gejszy, śmiechu na ulicy Yoshiwary, ulotnych romansów, chwilowej fortuny w handlu ryżem. Uczucie pogodnego smutku nasłuchując kropel deszczu pukających o dach. Iluzja księżyca odbitego w kałuży. Piękno mglistego paranka, gdzie ziemia wydaje się stapiać w bieli z niebem. Był to świat płynący, zmienny, lecz właśnie przez to cenny.
Drugi człon – 草子 (zōshi) – oznaczał dawniej broszurę, zeszycik, książeczkę. Lekka, łatwo dostępna forma druku, składana z arkuszy papieru, które mieściły się w dłoni. To nie były monumentalne zwoje ani ciężkie tomy uczonych w kanbun, lecz literatura dla ludzi żyjących szybko, ciekawych, głodnych opowieści. Już sam znak 草 (kusa, „trawa”) wprowadzał atmosferę czegoś zwyczajnego, codziennego, nietrwałego jak źdźbło poruszane wiatrem.
Ukiyo-zōshi to więc dosłownie „książeczki płynącego świata”. Zapisane były zazwyczaj prostym pismem kana, a więc językiem mówionym, zrozumiałym dla czytelnika spoza kręgów arystokracji i uczonych mnichów. W odróżnieniu od literatury wysokiej – opartej na chińskim kanonie – te opowieści przemawiały głosem miasta. To właśnie w nich po raz pierwszy w historii Japonii tak wyraźnie zabrzmiał język ulicy: jowialny, ironiczny, pełen zwrotów z codziennych rozmów.

Tak rozumiane ukiyo-zōshi stały się nie tylko nazwą gatunku, ale też wyrazem duchowej postawy: pogodzenia się z ulotnością życia poprzez cieszenie się jego pięknem. Właśnie ta lekkość, podszyta świadomością przemijania, nadaje im szczególny ton – zarazem błyskotliwy i melancholijny, lekki i mądry, jak wszystko, co płynie w świecie ukiyo.

Właśnie z tej gleby wyrósł nowy gatunek. Pierwszy silny impuls nadał mu Asai Ryōi, autor „Ukiyo monogatari” z lat 60. XVII wieku. To dzieło było jak manifest: zamiast pisać o przemijaniu i cierpieniu, Ryōi opisał „płynący świat” z humorem i przekorą. Jego bohater – mnich, który porzuca świątynne reguły i rzuca się w wir uciech – pokazał, że nawet w zabawie, w piciu sake i w miłości można znaleźć przebłysk oświecenia. To był moment, w którym dawny buddyjski termin ukiyo zmienił sens i stał się nazwą stylu życia (o jednym z takich mnichów przeczytasz tu: Ikkyū Sōjun mistrz zen, który znalazł oświecenie w domach uciech z butelką sake w dłoni).

Nie bez znaczenia był też boom wydawniczy. W Osace i Kyoto, zwanych razem Kamigata (上方, „górna strona”), działały liczne księgarnie i oficyny, które szybko odkryły, że na prozie dla mieszczan można dobrze zarobić. Standaryzacja formatów, rozwój technik drzeworytniczych i rosnąca alfabetyzacja sprawiły, że książka stała się dostępna jak nigdy wcześniej. Druk w Edo i Kamigacie zaczął przypominać nowoczesny rynek wydawniczy: powtarzano popularne tytuły, tworzono serie, konkurowano ilustracjami.

Historia ukiyo-zōshi układa się niemal jak sztuka kabuki: ma swoje akty, kulminacje i powolne zejście ze sceny. Można wyróżnić pięć odsłon tego literackiego przedstawienia, które razem opowiadają historię narodzin, rozkwitu i przemiany gatunku.
Akt pierwszy: czas Saikaku (1682–1699)
Na scenę wkracza Ihara Saikaku, poeta haikai, który w 1682 roku publikuje Kōshoku ichidai otoko („Życie pewnego kobieciarza”). To jak wybuch fajerwerków nad Edo – nagle wszyscy mówią o nowym rodzaju książki. Saikaku, z niezwykłą przenikliwością i humorem, maluje świat mieszczan, kurtyzan, handlarzy i żebraków, ujawniając jego pasje, słabości i niuanse. Jego styl łączy energię ulicy z błyskotliwą obserwacją, a rytm prozy przypomina serię haikai – krótkich, błyskotliwych wierszy. Lata 80. i 90. XVII wieku to prawdziwy „złoty wiek” ukiyo-zōshi, w którym Saikaku wyznacza standardy i tematy: miłość, pieniądze, nietrwałość.
Akt drugi: fala Nishizawy Ippū i kontynuatorów (do 1711)
Po śmierci Saikaku pojawia się pokolenie pisarzy, które rozwija i rozprasza jego dziedzictwo. Nishizawa Ippū i inni autorzy próbują nowych tematów, tworzą parodie klasycznych tekstów, eksperymentują z humorem i groteską. Literatura ukiyo zaczyna żyć własnym życiem – mniej spójna, ale bardziej różnorodna. To czas, w którym czytelnicy chcą nie tylko przeżyć raz jeszcze emocje Saikaku, ale i zobaczyć świat oczami innych narracyjnych dowcipnisiów.
Akt trzeci: kolaboracja z teatrem (1711–1735)
W początkach XVIII wieku ukiyo-zōshi zaczyna silnie zbliżać się do teatru kabuki i lalkowego jōruri. Powstają adaptacje scenicznych opowieści, książki czerpią z teatralnych efektów, dialogi nabierają dramatycznego tempa. To także czas sporów – między autorami a księgarzami, o prawa, o wpływy, o popularność. Literatura staje się częścią większego widowiska kultury miejskiej, w której tekst, obraz i scena wzajemnie się odbijają.
Akt czwarty: era Hachimonjiya po śmierci Ejimy Kiseki (1736–1766)
Kiedy wielki autor Ejima Kiseki i jego wydawca Hachimonjiya Jishō odchodzą, ich dziedzictwo zostaje skomercjalizowane. Księgarnia Hachimonjiya wciąż produkuje nowe książki, ale są one coraz bardziej schematyczne – przewidywalne fabuły, znane typy postaci, powtarzane chwyty. To czas stabilizacji i rutyny: ukiyo-zōshi staje się produktem wydawniczym, który zaspokaja popyt, ale rzadko zaskakuje.

Pięć aktów gatunku to pięć momentów wrażliwości Edo. Od eksplozji Saikaku po subtelne próby Akinariego, ukiyo-zōshi opowiadało o świecie, który żył szybko, zmieniał się gwałtownie i wciąż potrzebował nowych form wyrazu. To nie tylko historia literatury, ale i mapa nastrojów miasta, które samo było jak teatr – scena, na której rozgrywał się spektakl „płynącego świata”.


Inne utwory pogłębiały temat codzienności: w „Nihon eitaigura” („Nowy skarbiec Japonii na wieki”, 1688) znajdziemy katalogi historii kupców – ich wzlotów i spektakularnych bankructw. W „Seken munasanyō” („Zmartwienia i troski świata”, 1692) Saikaku zebrał z kolei paradoksy i absurdy życia mieszczan, nie oszczędzając nikogo. W tych książkach powracają ulubione przez niego środki – rytm epizodów, wyliczenia, listy, zestawienia, które przypominają dziennikarski zapis lub zbiory anegdot. To literatura „na żywo”, migotliwa jak haikai, ale złożona w długą prozę.
Saikaku ustanowił cztery główne podgatunki ukiyo-zōshi, które przez następne dekady rozwinęli jego następcy:

- Chōnin-mono (町人物) – historie o mieszczanach, ich interesach, długach, sieciach kredytowych. Zyski i bankructwa stają się równoważnym tematem literackim obok romansu.
- Setsuwa-mono (説話物) – anegdoty, miejskie legendy, osobliwości życia codziennego. Często podszyte ironią, jakby miejskie plotki przeradzały się w literaturę.
- Buke-mono (武家物) – opowieści o samurajach, widzianych jednak nie z perspektywy etosu wojownika, lecz oczami rynku i teatru – jako bohaterów opowieści, towaru wyobraźni.
Wszystkie te nurty łączy jeden mianownik: „intensywny realizm”, bezlitosny wobec iluzji i idealizacji. Ukiyo-zōshi nie udawało, że świat jest piękniejszy, niż jest. A jednak to właśnie w tej surowej, miejskiej szczerości znajdziemy lekkość – pogodną akceptację nietrwałości, która była duchem całego „płynącego świata”.

Typowy ukiyo-zōshi ukazywał się w zestawach liczących pięć lub sześć cienkich zeszytów, drukowanych w formacie hanshibon (około 165 × 235 mm). Były to niewielkie, poręczne książeczki, które można było np. zabrać w podróż. Każdy zeszyt miał miękką okładkę z barwionego papieru, często w kolorze szaroniebieskim, z prostym tytułem wpisanym w pionową ramkę. Zeszyty wiązano techniką sznurowania (fukurotoji) – charakterystycznymi szwami widocznymi z boku. Kupując komplet, otrzymywało się nie tylko opowieść, ale także serię małych, estetycznych przedmiotów, których wygląd sygnalizował gatunek i styl.
Tekst i czcionka
Wnętrze drukowano z drewnianych klocków (xilografia), dzięki czemu każda strona miała charakter odręcznej kaligrafii. Litery były zazwyczaj dość duże i wyraźne, zapisane kursywną kana, co odróżniało ukiyo-zōshi od uczonych tekstów w kanbun. To miała być literatura popularna, dostępna dla mieszczan – język codzienny, zapisany w możliwie prosty i przyjazny sposób. Strona dzielona była na kwadratowe „okienka” tekstu, z wyraźnymi marginesami, tak by całość była przejrzysta i rytmiczna w odbiorze.
Ilustracje i ich rola
Integralną częścią książek były ilustracje. Bez nich ukiyo-zōshi nie miałyby tego samego uroku. Często pojawiały się pełnostronicowe ryciny lub mniejsze winiety rozmieszczone w tekście. Tworzyli je artyści wywodzący się ze świata ukiyo-e: Hishikawa Moronobu, prekursor gatunku, który nadał mu pierwsze wyraziste ramy wizualne; Yoshida Hambei, jeden z pionierów książkowej ilustracji; Nishikawa Sukenobu, znany z subtelnych scen obyczajowych i pełnych wdzięku postaci kobiecych. Obraz nie był tylko ozdobą – prowadził narrację równolegle z tekstem, wzmacniał jego rytm, akcentował kluczowe sceny. Ilustracje ukazywały sceny w domach uciech, codzienność kupców, sytuacje groteskowe – wszystko to, co budowało „płynny świat” Edo.

Książki te łączyły w sobie literaturę, grafikę i rzemiosło, stając się namacalnym świadectwem miejskiej wrażliwości: lekkiej, barwnej, a zarazem stąpającej twardo po ziemi.


Ten „dokumentalny detal” był znakiem firmowym gatunku. Autorzy nie bali się schodzić do poziomu liczb i praktycznych wskazówek. W literaturze pojawiały się notatki o kursach srebra i złota, o zasadach udzielania kredytu, a także fragmenty stylizowane na poradniki: jak wybrać dobrą kurtyzanę, jak czytać gesty obsługi w herbaciarni, jak nie dać się oszukać przy kupnie prezentu. Czytelnik miał wrażenie, że uczestniczy w realistycznym „case study” postaci z ulicy – kupca, rzemieślnika, utracjusza czy kurtyzany.


Styl ukiyo-zōshi był więc swoistym teatrem literackim: epizody zamiast ciągłej narracji, dokumentalny detal zamiast wzniosłych metafor, ironiczny narrator zamiast poważnego moralisty. To proza, która chciała być jak samo Edo – gęsta, chaotyczna, pełna głosów i kontrastów, a jednocześnie fascynująco żywa.
Aby uchwycić ducha gatunku, warto sięgnąć po kilka utworów, które stały się jego kamieniami milowymi (dla Czytelników władających językiem angielskim, albo oczywiście japońskim). Każdy z nich odsłania inny wymiar „płynnego świata”: od namiętności i ekonomii po miejskie typy i literackie eksperymenty.
„Kōshoku ichidai otoko” (1682) – Życie pewnego kobieciarza
Początek wszystkiego. Saikaku, dawniej poeta haikai, zbudował opowieść o Yonosuke – mężczyźnie, który od młodości do późnej starości nie zna innego celu niż miłość, a raczej jej cielesne odmiany. Nie jest to jednak romans idealistyczny, lecz katalog doświadczeń: kurtyzany, nieletnie gejsze (maiko), przelotne spotkania na łodziach, noclegi w tanich zajazdach. Saikaku pokazuje świat jak księgę rachunkową – ile kosztuje noc z damą wysokiego szczebla, a ile z dziewczyną z zaplecza herbaciarni. Ekonomia przyjemności jest tu równie ważna jak sama namiętność, a czytelnik otrzymuje coś na kształt przewodnika po obyczajach, cenach i regułach gry w Yoshiwarze.
„Kōshoku ichidai onna” (1686) – „Życie jednej pewnej kochliwej kobiety”
Cztery lata później Saikaku odwraca perspektywę. Tym razem bohaterką jest kobieta, której los ukazuje ciemniejszą stronę kōshoku. To nie jest już wesoła rachunkowość przyjemności, lecz dramat wpisany w życie kurtyzany – uwodzenia, zdrady, upadki, cierpienia. Opowieść prowadzi od młodości pełnej namiętności aż po starość spędzoną w samotności i biedzie. Saikaku nie stosuje jednak sentymentalizmu: pisze chłodno, rzeczowo, jakby opisywał kolejny bilans. Właśnie ta surowość czyni tekst przejmującym – to historia bez złudzeń o kobiecie, która była towarem w świecie zdominowanym przez mężczyzn i rynek pożądania (jak to działało? Zobacz tu: Urodzone w piekle, pochowane w Jōkanji – co uczyniono tysiącom kobiet Yoshiwary?).
Na początku XVIII wieku pałeczkę przejmuje Ejima Kiseki, autor związany z wydawnictwem Hachimonjiya. Jego Keisei iro-jamisen („Kurtyzana i kolorowy shamisen”) wprowadza nową wrażliwość: portrety „typów” miejskich – synów kupieckich rodzin, córek z dobrych domów, lekarzy, aktorów kabuki, sklepikarzy. Tak zwane katagimono („książki o charakterach”) stają się galerią postaci, które czytelnik Edo mógł łatwo rozpoznać w swoim otoczeniu. Kiseki łączy tu prozę z duchem kabuki i jōruri: typy są przerysowane, scenki dynamiczne, a język nasycony teatralnym humorem. Lektura przypomina wędrówkę po scenie – barwną, trochę farsową, ale też pełną satyry na miejskie maniery i przywary.
Ueda Akinari, „Seken tekake katagi” (1766)
Kiedy gatunek chylił się ku schyłkowi, Ueda Akinari – późniejszy autor słynnych „Ugetsu monogatari” – zaproponował jeszcze jedną odsłonę literatury miejskich typów. W „Seken tekake katagi” („Charaktery kobiet prowadzących domy publiczne”) stworzył portrety kobiet, które zarządzają światem uciech – właścicielek domów kurtyzan, pośredniczek, handlarek ciałem. To galeria charakterów pisanych ostrą kreską, gdzie ironia miesza się z moralnym namysłem. Akinari pokazuje, że świat przyjemności ma swoje kulisy, pełne chłodnych kalkulacji, nieustannych intryg i kobiecej przedsiębiorczości. Jest to późny wariant katagimono, już bardziej refleksyjny i nasycony goryczą, zapowiadający literaturę dojrzalszą, jaką Akinari miał stworzyć w swoich opowieściach grozy.

Tu rodzi się to, co można by nazwać „wesołą melancholią Edo”. Saikaku kończył swoje historie często tragicznie: bohater bankrutuje, kurtyzana umiera, kochankowie zostają rozdzieleni. A jednak ton narracji nie był rozdzierający, tylko pogodny, nawet żartobliwy. Czytelnik nie miał wrażenia moralnego potępienia czy gorzkiej przestrogi. Odczuwał raczej świadomość, że tak po prostu działa świat – nietrwałość, przemiana, cykl wzlotów i upadków. To bliskie filozofii haikai: uśmiech przez łzy, lekkość, która niesie w sobie powagę. Takiej etyki codzienności potrzebowali mieszczanie Edo, którzy żyli w świecie dynamicznej gospodarki, wiecznych kredytów i nagłych bankructw.
Można powiedzieć, że ukiyo-zōshi uczyło, jak zachować równowagę między hedonizmem a akceptacją nietrwałości. Przyjemność była tu afirmowana, ale bez złudzeń co do jej końca. To jak hanami – radość kwitnienia wiśni, choć wiadomo, że za kilka dni płatki opadną (o sakurze tu: Zrozumieć kanji „sakura” (櫻) – kwiat wiśni, jako sposób patrzenia na świat).

Kiedy mówiono o kurtyzanach czy aktorach, podkreślano nie tylko barwną codzienność, ale też zagrożenia, które czekają na zbyt lekkomyślnych. Katagimono – książki o „typach charakterów” – bywały reklamowane jako swoiste „leczenie” obyczajów, ponieważ ukazywały wady społeczne w krzywym zwierciadle. To dydaktyka nienachalna: czytelnik śmiał się z cudzych błędów, a jednocześnie uczył się, jak ich unikać.

Dla jednych były to „przewodniki po świecie rozrywek” – katalogi cen, lokali i obyczajów. Dla innych – literackie zwierciadła ich własnego życia. Jeszcze dla innych – po prostu rozrywka na wieczór, coś, co można czytać przy lampie oliwnej tak, jak dziś przegląda się gazetę czy ogląda serial. I to właśnie ta uniwersalność – połączenie instrukcji, satyry, dokumentu i literatury – sprawiła, że ukiyo-zōshi na kilkadziesiąt lat stały się najbardziej żywym głosem miejskiej Japonii.



Na szczęście nie jesteśmy dziś całkiem odcięci. Saikaku został przetłumaczony na angielski w wielu edycjach (np. „The Life of an Amorous Man”, tłum. Ivan Morris; “Five Women Who Loved Love”, tłum. Wm. Theodore de Bary), a w języku polskim fragmenty można znaleźć w antologiach literatury japońskiej. W sieci dostępne są też skany oryginałów z Waseda University Library czy na archive.org, gdzie zobaczyć można nie tylko tekst, lecz i ilustracje, okładki, charakterystyczne czcionki. Dlatego może najpiękniejszym sposobem na spotkanie z ukiyo-zōshi jest właśnie takie połączenie – czytanie i oglądanie jednocześnie, pozwalające zobaczyć w tych broszurach to, czym były w Edo: literaturą lekką i mądrą zarazem, kroniką ulotności i radości, pogodną lekcją o świecie, który, choć dawno minął, wciąż do nas mówi.
Sprawdź podobne artykuły:
Niebieska Japonia – jak indygo 藍 (ai) zabarwiło Edo i stało się kolorem pracy, czystości i harmonii
Niezdidentyfikowany obiekt „Utsurobune” w czasach shogunatu – UFO, ruska księżniczka, czy yōkai?
Oniwaban – ogrodnicy na zamku shōguna, shinobi ery Edo, mistrzowie psychologii i manipulacji
Pieśni z eta-mura – życie „nie-ludzi” wymazane z map Japonii shogunatu Edo
Godzina szczura, koku tygrysa - jak odmierzano czas w Japonii shogunatu Edo?
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!