Wschodnie wybrzeże Japonii, 22. dzień drugiego miesiąca, trzeciego roku ery Kyōwa (po europejsku: 1803 rok), około godziny ushi no koku (丑の刻 – „godzina wołu”, czyli między 1 a 3 nad ranem). Nad brzegiem prowincji Hitachi (dziś prefektura Ibaraki), w ciszy i mgle kończącej się nocy, rybacy zauważają coś dryfującego po morzu. Najpierw sądzą, że to zwykły wrak, może zaginiony statek kupiecki. Ale gdy podpływają bliżej, widzą coś niezwykłego. Obły kształt, połyskujący czerwony materiał, przejrzyste panele przypominające szkło i metalowe płyty pokrywające dolną część. Przez jedną z szyb widać poruszającą się dziwną sylwetkę. Czym jest to znalezisko? Coś między lampionem, kapsułą ratunkową i kadzielnicą z buddyjskiej świątyni. Japonia okresu shogunatu spotyka science fiction… przed epoką science fiction.
Gdy osobliwy obiekt — nazwany później utsurobune („niezidentyfikowany / pusty statek”) — zostaje wyciągnięty na brzeg, z dziwnego wehikułu wychodzi młoda kobieta o blado różowej cerze i intensywnie czerwonych brwiach i włosach, których końcówki są bielone pudrem. Jej ubrania nie przypominają japońskich, a mowa nie przypomina żadnego znanego języka. Cały czas trzyma w ramionach szkatułkę i nie pozwala nikomu się do niej zbliżyć. Wewnątrz tajemniczego pojazdu znajdują się dwa miękkie dywaniki, butelka z wodą, mięso, coś w rodzaju ciasta — i znaki na ścianach, przypominające obce pismo, może nawet matematyczne wzory. Jakieś połączenie alfabetu greckiego, europejskiej alchemii, może klingońskiego… ale z całą pewnością nie rodzime kanji.
Tak zaczyna się jedna z najbardziej niesamowitych historii epoki Edo, opisana w autentycznych źródłach: Toen Shōsetsu (1825), Ume no Chiri (1844), Hyōryū Kishu, a także w odnalezionym w XXI wieku zbiorze Banke Bunsho z XIX wieku. Czy była to sprytna literacka konstrukcja? Przeróbka lokalnej opowieści o marebito – nadprzyrodzonych gościach zza morza? Może odbicie rosnącej niepewności wobec nadciągającego Zachodu? Może kobieta była yōkai’em? Może wygnaną księżniczką z Sachalinu z głową ukochanego w szkatułce? A może, jak chcą niektórzy współcześni badacze, wydarzenie było tak nietypowe, że jedynym znanym dziś porównaniem jest… spotkanie trzeciego stopnia z UFO? Jedno jest pewne — Japonia tamtej nocy spojrzała w coś nieznanego. Dziś przyjrzymy się tej sprawie bliżej – krok po kroku – i spróbujemy odpowiedzieć na pytanie: czy mamy do czynienia z japońskim Roswel z czasów shogunatu?
Było to w czasach, gdy świat kończył się dla wielu Japończyków na linii wzburzonego morza, a wszystko, co napływało zza horyzontu, pachniało nieznanym, niepokojącym – i czasem nadprzyrodzonym. W trzecim roku ery Kyōwa (1803), na brzegu Harayadori w prowincji Hitachi, rybacy spostrzegli dryfującą w oddali osobliwą konstrukcję. Nie przypominała ani łodzi handlowych z Osaki, ani rybackich łupinek z Edo. Gdy z pomocą małej łódki przyholowali ją do brzegu, zobaczyli coś, czego nie zapomnieli do końca życia. I czego my także – dzięki zachowanym źródłom – nie potrafimy zapomnieć do dziś.
Zanim jeszcze ktokolwiek dostrzegł kobietę, wszyscy stali osłupiali, wpatrując się w niezwykłą konstrukcję, którą fale wyrzuciły na brzeg prowincji Hitachi. Miejscowi rybacy, którzy z trudem wyciągnęli tajemniczy obiekt z morza, nie mogli zdecydować, z czym mają do czynienia. Statek, łódź, kapsuła? Miał kształt przypominający przewrócone kadzielnice lub czarne garnki do gotowania ryżu, jak opisano go w dokumencie „Ume no Chiri” z 1844 roku. Górna część była wykonana z czegoś, co wyglądało na lakierowane drewno różane, a dolna wzmocniona żelaznymi płytami, jakby pochodziła z warsztatu nieznanego mistrza żeglugi – albo nie z tego świata.
Wokół tej owalnej konstrukcji – mierzącej około 5,5 metra średnicy i ponad 3 metry wysokości – znajdowały się okna. Ale nie takie, jakich oczekiwaliby rzemieślnicy stylu Edo – to były przeszklenia z siatką w kratkę, uszczelnione czymś w rodzaju żywicy sosnowej, jak w zachodnich okrętach. Przez przezroczyste tafle można było zajrzeć do środka – i zobaczyć jeszcze większe dziwy. Wnętrze ozdobione było niezrozumiałymi znakami, przypominającymi alchemiczne symbole: ꟑ, ∆, T (choć rybacy oczywiście takiego skojarzenia nie mieli – to symbole europejskiej alchemii, których nigdy jeszcze ziemia japońska nie widziała w tych czasach). Dopiero dużo później niektórzy badacze, jak Hideki Satō, wskazywali, że to mogły być europejskie znaki chemiczne.
Współczesny badacz Kazuo Tanaka, który przeanalizował źródła takie jak „Toen Shōsetsu” (1825) autorstwa Kyokutei Bakina oraz archiwalne ilustracje z „Banke Bunsho”, zauważa, że nie istniał żaden japoński, chiński czy europejski model łodzi, który przypominałby tę jednostkę. Łódź nie miała wioseł, żagli, a jednocześnie nie wyglądała na konstrukcję całkowicie fikcyjną. Dlatego dziś – nie bez powodu – pojawia się pytanie: czy to była archaiczna kapsuła ratunkowa? Tajemniczy okręt z dalekiego lądu? A może coś jeszcze bardziej niezwykłego? Ślad pozostawiony przez „Utsurobune” nie zniknął – widoczny jest w dokumentach, sztuce i pamięci kulturowej Japonii aż po dziś dzień.
Wnętrze tej „łodzi” – bo tak ją z początku nazywano – przezroczyste i zamknięte szkłem, połyskiwało lakierowanym drewnem i pokryte było dziwnymi znakami, których nie znał żaden skryba. Górna część konstrukcji przypominała kadłub kadzidlanego naczynia (kōbako), zaś dolna – opancerzona metalowymi płytami – mogła wytrzymać nawet zderzenie ze skałami. Tak przynajmniej zapisał autor Toen Shōsetsu, opublikowanej w 1825 roku antologii dziwnych historii, w której Kyokutei Bakin – słynny pisarz epoki Edo – zawarł opowieść zatytułowaną Utsuro-bune no banjo (虚舟の蛮女, „Barbarzyńska kobieta z pustej łodzi”).
Kobieta, która wyszła z wnętrza, była równie zagadkowa, co jej pojazd. Miała około 20 lat, mówiła w nieznanym języku i niosła ze sobą prostą, kwadratową skrzynkę, której nie pozwalała nikomu dotknąć. Miała czerwone brwi, włosy koloru miedzi, a ich końce – jak sugerują ilustracje – były pudrowane na biało, co przywodziło na myśl rosyjskie fryzury ślubne, jak zauważył sam Bakin, cytując podróżników znad Morza Ochockiego (Rosia Bunken Roku). Jej twarz była „czysta i różowa”, a ubrania utkane z tkanin, jakich nie znano nawet na dworze w Edo.
W środku łodzi znaleziono:
– butelkę z wodą (około 3,6 litra),
– dwa miękkie dywaniki,
– coś przypominającego ciasto i mięso,
– porcelano-podobną czarkę nieznanego wzoru.
Wszystko to zapisał także Nagahashi Matajirō (長橋亦次郎) w dziele Ume no Chiri z roku 1844. Tam również znajdziemy opisy statku – lakierowanego na czerwono i czarno, z oknami osłoniętymi „chanem” (wodoodporną żywicą sosnową), zbudowanego z nieznanej jakości zachodniego żelaza. Oba źródła – choć niezależne – powielają tę samą narrację: kobieta przybyła z nieznanego kraju, być może nawet z Zachodu, może jako księżniczka wygnana za romans, może z ukochanym złożonym w skrzynce pod postacią uciętej głowy. Taką teorię podaje stary rybak w relacji.
Również Banke Bunsho (伴家文書), odnalezione dopiero w 2014 roku, identyfikuje miejsce zdarzenia jako Sharihama – dziś część miasta Kamisu w prefekturze Ibaraki. To tylko dodaje wiarygodności legendzie, której elementy – okrągły pojazd, niezrozumiałe pismo, niezwykłe materiały i żywność – sprawiły, że niektórzy porównują ją dziś do spotkania... trzeciego stopnia.
Czy w Japonii ery Edo naprawdę doszło do kontaktu z czymś nie z tego świata? A może był to tylko zmyślnie upleciona barwna bajka, jak sugerował Kunio Yanagita, ojciec japońskiej etnologii? Dziś spróbujemy rozwikłać tę zagadkę. Drążymy dalej!
Nie wypowiedziała ani słowa, a jednak stała się bohaterką jednej z najbardziej zagadkowych opowieści epoki Edo. Choć nie rozumiała języka mieszkańców Hitachi, a oni nie rozumieli jej, wywołała lawinę szeptów, hipotez i legend. Kim była? Co przyniosła ze sobą zza linii horyzontu — i co tak kurczowo trzymała w dłoniach?
W dokumentach takich jak Toen Shōsetsu (1825) i Ume no Chiri (1844) pojawia się kilka powtarzalnych, ale wcale nie jednoznacznych elementów: kobieta była młoda (około 20 lat), niewysoka (około 5 shaku – 1,5 metra), jej brwi i włosy miały intensywnie czerwony kolor, a końcówki fryzury bieliły się jakby pudrowane. To ostatnie — jak spekulował Kyokutei Bakin, autor Toen Shōsetsu — mogło mieć związek z rosyjskim zwyczajem pudrowania włosów w czasie uroczystości. Cytując dzieło Rosia Bunken Roku (「魯西亜聞見録」) opisujące podróże Japończyków do Rosji, pisał: „Kolor ich włosów przemieniano na biały przy pomocy pudru” — i być może właśnie taka kobieta trafiła na japońskie wybrzeże. Ale czy tylko fryzura była zachodnia?
Tajemnicza kobieta w łodzi trzymała w dłoniach prostą, kwadratową szkatułkę o bokach długości około dwóch shaku (60 cm). Nie rozstawała się z nią ani na chwilę i nikomu nie pozwalała jej dotknąć. Jeden z rybaków miał powiedzieć: „To pewnie głowa jej ukochanego. Jeśli była księżniczką, a jej miłość była zakazana, mógł zostać stracony, a ona – zamiast śmierci – została wygnana w łodzi”. To nie była tylko bajka. Już wcześniej, jak zauważył badacz Kazuo Tanaka, krążyły w regionie podobne historie – w jednej z nich kobieta przybywa na brzeg wraz z deską, do której przytwierdzono odciętą głowę. Czy była to ta sama postać? A może echo tej samej narracji, która swój początek ma jeszcze w innych wydarzeniach?
Podobne historie o „przybyłych zza morza” kobietach powracają w folklorze Japonii od wieków. Już w Kojiki i Nihon Shoki spotykamy się z motywem obcych kobiet, które wnoszą coś nowego – albo niepokój, albo dar. Znany jest przypadek Wake-hime, dziewczyny wyrzuconej na brzeg prowincji Iyo (dziś Ehime) w VII wieku, która twierdziła, że pochodzi z Chin i jest córką cesarza. W folklorze Kyushu znana jest piosenka (trudno powiedzieć z jakiego pochodząca czasu) o dziewczynie, która przypłynęła dziwną łodzią i też posiadała cenną szkatułkę.
W badaniach etnologa Kunio Yanagity nad figurą marebito – przybysza zza morza – kobieta z Utsurobune wpisuje się idealnie w pradawny japoński schemat: przychodzi nie wiadomo skąd, budzi fascynację i lęk, nie mówi zrozumiałym językiem, przynosi tajemniczy przedmiot. Marebito bywali traktowani jako bogowie, duchy, czasem zwiastuny zmian.
Wysunięto hipotezę, że opowieść z Hitachi mogła być próbą „aktualizacji” tego archetypu w czasach Edo — szczególnie, gdy Japonia coraz bardziej lękała się wpływów Zachodu, a przybysze z zagranicy byli obiektem nieufności, ale i tajemnego podziwu.
Czy była księżniczką z carskiej Rosji? Kozaczką z Sachalinu? Zbłąkaną kochanką, której los przypieczętowało puste morze? A może, jak sugerowali późniejsi badacze, odzwierciedleniem głęboko zakorzenionych lęków i pragnień japońskiej ludności w czasach izolacji? Tajemnica kobiety z Utsurobune pozostaje nierozwiązana — a jej obecność na japońskiej plaży nadal prowokuje pytania…
Współcześni entuzjaści zjawisk nadprzyrodzonych często zestawiają sprawę Utsurobune z Roswell czy Rendlesham, sugerując, że Japonia mogła być świadkiem kontaktu z czymś znacznie bardziej obcym niż Rosjanka. Ale zanim zaczniemy mówić o kosmitach, warto przyjrzeć się głosom tych, którzy sięgają do źródeł historycznych i mechanizmów kultury.
Profesor Kazuo Tanaka z Uniwersytetu Gifu spędził wiele lat analizując wszelkie znane źródła opisujące incydent z 1803 roku: Toen Shōsetsu (1825), Ume no Chiri (1844), Hyōryūki-shū, Banke Bunsho i inne zbiory tabloidowych nowelek (kawaraban) epoki Edo. Tanaka, choć przyznaje, że historia jest „szczegółowa, frapująca i sugestywna”, doszedł do jednoznacznego wniosku: to nie relacja z obserwacji UFO, ale literacka fikcja inspirowana lokalnym folklorem i narastającym lękiem przed obcym światem. Wskazuje na brak jakichkolwiek potwierdzeń w oficjalnych rejestrach Tokugawy (co byłoby nie do pomyślenia przy tak niezwykłym zdarzeniu, a shogunat czuwał – zawsze czuwał).
Z kolei Kunio Yanagita, nazywany ojcem japońskiej etnologii, widział w Utsurobune nie tyle świadectwo konkretnego wydarzenia, co przykład odwiecznego schematu kulturowego: opowieści o przybyszce zza morza, pięknej i tajemniczej, która przynosi nowy porządek, dar albo... kłopot. Według Yanagity takie historie — znane też z Kyūshū, Shikoku czy archipelagu Nansei — były sposobem uzasadniania pradawnych rodowodów arystokratycznych rodzin. Często zaczynały się od „obcej kobiety z daleka”, której syn stawał się przodkiem rodu. Utsurobune wpisuje się w ten schemat niemal idealnie: zamiast UFO –mit imigracyjny, powtarzany w nowych realiach epoki.
Warto bowiem pamiętać, że Utsurobune pojawiło się na kartach literatury w bardzo specyficznym momencie japońskiej historii. Choć kraj pozostawał zamknięty wobec świata (sakoku), coraz częstsze były doniesienia o pojawiających się u brzegów czarnych statkach Zachodu — kurofune. To z tego napięcia, zderzenia lęku i fascynacji, mogła narodzić się historia kobiety z łodzi bez steru, która przypominała wszystko i nic zarazem.
A przecież epoka Edo kochała takie dziwy. W gazetkach, książkach i grafice ukiyo-e roiło się od duchów, demonów, potworów, ludzi-ryb, lewitujących mnichów i samurajów pokonujących stwory o dwunastu oczach. Historie o tajemniczych istotach z innego świata nie tylko bawiły, ale dawały ujście zbiorowym lękom i pragnieniom — często w formie, którą współczesny odbiorca może odczytać jako „science fiction sprzed epoki science fiction”.
Utsurobune nie musiało przylecieć z gwiazd. Wystarczyło, że przybyło z oceanu ludzkiej wyobraźni — podsycanej zachodnim cieniem i japońskim głodem tajemnicy.
Gdy spojrzymy dziś na ilustracje Utsurobune zachowane w japońskich źródłach z początku XIX wieku — choćby w Toen Shōsetsu (1825), Ume no Chiri (1844) czy szkicach z Hyōryū Kishu — trudno się nie uśmiechnąć. Na pierwszy rzut oka: oto klasyczne UFO, „latający spodek” rodem z popkultury lat 50. XX wieku. Okrągły, wypukły, z przezroczystą kopułą, dziwnymi symbolami na ściankach i humanoidalną postacią w środku. Ale czy to faktycznie kosmiczne podobieństwo — czy tylko nasza projekcja?
Zacznijmy od konkretów. W Toen Shōsetsu, którego autorem był słynny pisarz epoki Edo Kyokutei Bakin (1767–1848), obiekt opisany jest jako okrągły, o średnicy około 5,4 metra i wysokości 3,3 metra. Górna część wykonana była z akanuri — lakierowanego na czerwono drewna (prawdopodobnie różanego lub sandałowego), w które wprawiono szklane panele w formie kratkowanych okien typu shōji. Panele te zabezpieczono od zewnątrz żywicą sosnową (chan), pełniącą funkcję izolacyjną — technologię stosowaną także w zachodnich statkach. Dolna część statku natomiast wzmocniona była żelaznymi płytami, ułożonymi jak łuski lub segmenty pancerza. Miały chronić przed roztrzaskaniem na podwodnych skałach. Brak było jakichkolwiek mechanizmów napędu: ani masztu, ani wioseł, ani żagla — zatem, zgodnie z relacją, jednostka dryfowała swobodnie, jak kapsuła ratunkowa.
Tyle tekst. Ale dopiero ilustracje z epoki przyczyniły się do późniejszych porównań z UFO. Rysunki z Ume no Chiri (autorstwa Nagahashiego Matajirō) oraz z Banke Bunsho i szkiców (uznawanego za wcześniejszy szkic wersji Toen Shōsetsu) pokazują obiekt jako kulisty lub elipsoidalny, z wyraźnie zaznaczoną kopułą, czasem z otwieranym panelem. Na bocznych ściankach widoczne są niezrozumiałe znaki — przypominające współczesnemu oku symbole alchemiczne, greckie litery, a nawet klingoński. Ich układ – poziomy, równy, estetyczny – sugerował system pisma, ale nie odpowiada żadnemu znanemu alfabetowi. Kazuo Tanaka, który przeanalizował je porównawczo w swoim artykulew Skeptical Inquirer: “Did a Close Encounter of the Third Kind Occur on a Japanese Beach in 1803”? (2000), zauważył, że podobne znaki występowały na XVIII-wiecznych europejskich mapach astronomicznych i w podręcznikach chemii.
Równie ważny jest aspekt wizualny samej konstrukcji: linia horyzontalna dzieląca kadłub (czarna dolna część, czerwona górna kopuła), brak elementów napędowych i obecność transparentnych szyb przywodzą na myśl współczesne kapsuły kosmiczne. I tu pojawia się pułapka: to my — współcześni — widzimy w tym spodek. Czytelnik w czasów Edo widział co innego: być może szkatułę kadzidlaną (kōbako), garniec do ryżu (okama) lub ceremonialne naczynie z buddyjskiej liturgii. Dla niego ten obiekt był egzotyczny, ale nie z innej planety. Bardziej „z Zachodu”, niż z innego świata (choć być może w ówczesnej Japonii wydawało się to tożsame).
Warto też zwrócić uwagę na użycie okna w konstrukcji – coś, czego nie znajdziemy w japońskich łodziach tego okresu. Taki element sugeruje wpływ wzornictwa europejskiego. W XVIII i XIX wieku statki brytyjskie, portugalskie czy rosyjskie często miały zabudowane kajuty z przeszkleniami — coś, co dla Japończyków mogło wyglądać magicznie. W czasach sakoku, gdy kontakt z zagranicą był ograniczony, takie wpływy pozostawały tajemnicą i inspiracją. To mogło zrodzić narrację o pojeździe „nie z tego świata”.
Czy więc mamy do czynienia z UFO w nowoczesnym sensie? Raczej nie. Jak pisze Tanaka, „łódź była zbudowana z materiałów, które były dostępne ówczesnej technologii — drewno, szkło, żelazo — i nic nie wskazuje, że posiadała cechy niewyjaśnione fizyką czy znane tylko z XX-wiecznych doniesień o latających spodkach”. A jednak — kształt, narracja i aura tajemnicy sprawiły, że Utsurobune stało się archetypem japońskiego UFO, zanim w ogóle to pojęcie zaistniało.
Nie bez powodu Utsurobune rozbudza wyobraźnię kolejnych pokoleń badaczy i pasjonatów zjawisk paranormalnych. W rzeczywistości jednak to znacznie więcej niż tylko potencjalne „japońskie Roswell”. To opowieść, która odsłania coś głębszego: stan ducha epoki Edo, z jej niepokojem wobec nieznanego, rosnącą ciekawością świata zewnętrznego i specyficznym sposobem tłumaczenia zjawisk niewytłumaczalnych.
Japonia w 1803 roku była krajem formalnie zamkniętym — polityka sakoku uniemożliwiała niemal wszelkie kontakty z zagranicą. A jednak informacje o cudzoziemcach, zachodnich statkach i dalekich kulturach przedostawały się do społeczeństwa przez porty, przez opowieści żeglarzy, a przede wszystkim — przez wyobraźnię. To właśnie ona stworzyła postać obcej kobiety w lakierowanej łodzi, trzymającej pudełko z tajemnicą. W realiach, w których niemożliwe było zbadanie zjawiska metodami naukowymi, powstały opowieści z pogranicza folkloru, bajki, dramatu i... politycznej ostrożności. Bo zamiast donieść władzom o dziwnym znalezisku — rybacy postanowili po prostu odesłać je z powrotem w morze.
To właśnie w tym miejscu leży prawdziwa wartość legendy o Utsurobune. Nie jako relikt po starożytnej rakiecie, ale jako literacko-folklorystyczny artefakt, który pozwala nam dziś spojrzeć w umysły ludzi sprzed dwóch stuleci. Utsurobune to nie tylko zagadka — to zwierciadło, w którym odbija się Japonia czasu Edo: zamknięta, a jednocześnie pełna wyobrażeń, domysłów, lęków i marzeń. I w tym sensie — choć nie poleciała w kosmos — historia ta rzeczywiście zabiera nas w podróż do innego świata.
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!