



W jednym z domów przy skrzyżowaniu ulic Honmachi i Nihonbashi, za papierowymi shōji rozległ się szelest. Starsza kobieta, z twarzą pooraną latami uchyliła drzwi i spojrzała w kierunku biegnącej postaci. Jej oczy, na moment rozjaśnione światłem lampki oliwnej, rozpoznały rytm i dźwięk. – „To od Kenzō… Pewnie pisze z Kyoto…” – szepnęła. W Japonii epoki Edo, matki i ojcowie wyczekiwali hikyaku niczym zwiastunów losu – ich przybycie było głosem z innego, odległego świata. Często świata bliskich – synów i córek, którzy żyli w odległych prefekturach.

W porze obiadowej zatrzymał się w hikyaku-yado, niewielkiej gospodzie stworzonej specjalnie z myślą o posłańcach. Zjadł szybko miskę zupy miso i kulkę ryżu z soloną śliwką, wciąż nie zdejmując skrzynki z ramienia. W jego podróżnym rejestrze – hikyaku-chō – pojawił się nowy wpis, a zaraz po nim kurier znów ruszył w drogę, zostawiając za sobą zapach potu, tuszu i wilgotnego papieru.
Standardowa podróż między Edo a Osaką zajmowała sześć dni. Dla tych, którzy płacili więcej, dostępne były szybsze opcje: haya-hikyaku pokonywali tę samą trasę w cztery, a nawet trzy i pół dnia, biegnąc również nocą, omijając część przystanków i ryzykując własne zdrowie. Najszybsi kurierzy potrafili dostarczyć wiadomość w czasie krótszym niż 48 godzin – choć cena za taki wyczyn sięgała kilku ryō i była dostępna tylko dla najbogatszych.
Deszcz zaczął padać, gdy kurier dotarł na most Ryōgoku-bashi. Strugi wody spływały po jego plecach, mokra skrzynka lśniła ciemnym połyskiem, niczym czarny lakier pokryty perłowym deszczem. Gdzieś w jej wnętrzu leżał list – może urzędowy dokument, może miłosne wyznanie, może pożegnanie. Dla kuriera to nie miało znaczenia. Ale dla tego, kto czekał na drugiej stronie mostu, był to dar bezcenny. I właśnie tę więź, to niewidzialne połączenie pomiędzy ludźmi, miastami i sercami, hikyaku nieśli na własnych barkach.
Zanim zaczniemy śledzić ich ślady na dawnych drogach Tōkaidō czy Nakasendō, warto przyjrzeć się samemu słowu hikyaku (飛脚) – tak prostemu, a zarazem niezwykle obrazowemu.

Drugi znak, 脚 (kyaku lub ashi), to „noga”, a bardziej precyzyjnie: „noga w ruchu”. Znak ten bywa używany nie tylko w kontekście anatomii, ale też jako miara długości (np. w wyrażeniu isshaku – jednostka około 30 cm) czy część konstrukcji (np. kyaku jako „noga stołu”). W kontekście hikyaku przywołuje jednak przede wszystkim nogi w biegu, pokonujące setki kilometrów kamienistych szlaków.

Warto też rozróżnić słowo hikyaku jako nazwę konkretnego zawodu od ogólnego pojęcia posłańca. W Japonii istniały różne formy przekazywania wiadomości – od lokalnych tsūshin-nin (通信人), czyli zwykłych gońców miejskich, po cesarskich posłańców shōshō (少将) z czasów Heian. Hikyaku to natomiast termin, który rozpowszechnił się w okresie Edo i oznaczał nie tylko funkcję – lecz całe wyspecjalizowane rzemiosło komunikacji: systematyczny, rozbudowany zawód kuriera z określonymi szlakami, stacjami przesiadkowymi, regułami i hierarchią. To nie był jednorazowy goniec, lecz człowiek wpisany w krwiobieg Japonii Tokugawów.
Dlatego gdy słyszymy hikyaku, nie myślimy wyłącznie o kimś biegnącym z listem. Myślimy o sieci, o pulsującym systemie, o kimś, kto swoim ciałem i wytrwałością budował jedność rozległego kraju. „Latające nogi”, które poruszały sercem Japonii – dzień po dniu, list po liście.


Gdy w XIII wieku nastała epoka Kamakura, a shōgunat przejął faktyczną władzę nad krajem (więc znajdziesz o tych wydarzeniach tu: Co naprawdę znaczy „Shōgun”? Jedno słowo, które wykuło Japonię samurajów w stali i krwi), kurierzy stali się oczami i uszami wojskowego rządu. Trasa z Rokuhary (siedziby władz shōgunatu w Kyoto) do Kamakury – mierząca niemal 500 kilometrów – mogła zostać pokonana przez dobrze wyszkolonego hikyaku w zaledwie 72 godziny. To osiągnięcie graniczące z cudem, możliwe było tylko dzięki systemowi przystanków – przesiadek, zmian ludzi i koni, punktów odpoczynku oraz silnej motywacji: kurier ryzykował życiem, ale służył samemu shōgunowi.


Wreszcie nastała epoka Meiji. Rok 1871 przyniósł reformę, która ostatecznie przesądziła o losie kurierów: powołano nowoczesny system pocztowy wzorowany na zachodnich modelach. Sieć urzędów pocztowych, pociągów i skrzynek pocztowych objęła kraj z bezprecedensową szybkością. Hikyaku, ze swoimi dzwoneczkami, kijami i lakierowanymi skrzyniami, zaczęli znikać z dróg. Niektórzy znaleźli zatrudnienie w nowej poczcie, inni porzucili zawód, który przez stulecia był synonimem niezłomności, szybkości i służby.
Lecz echo ich kroków nie zamilkło zupełnie. Współczesne firmy kurierskie, jak Sagawa Express, z dumą sięgają po ich symbolikę. Maskotka Hikyaku-kun przypomina dziś Japończykom o czasach, gdy list nie był tylko komunikatem – był więzią, relacją, ryzykiem i biegiem przez całą Japonię z duszą na ramieniu.
Organizacja i działanie Hikyaku

Podstawą działania hikyaku był system przesiadkowy ekiden (駅伝 – dosł. „przekaz stacyjny” lub „sztafeta przesiadkowa”), który sięgał czasów Nara i został zaadaptowany przez shōgunat Tokugawa z niezwykłą skutecznością. Na głównych traktach – jak Tōkaidō, Nakasendō czy Kōshū Kaidō – co kilka ri (1 ri ≈ 3,9 km) znajdowały się stacje wymiany ludzi i koni, zwane tsugitate (継立 – dosł. „stanąć i przekazać dalej”). Tam właśnie kurier mógł odpocząć, oddać list kolejnej osobie z łańcucha i ruszyć dalej bez tracenia cennego czasu. Całą taką siecią zarządzał sairyo (差配 – dosł. „przydzielający dostawy”) – człowiek niepozorny, często w skromnym domostwie, lecz odpowiedzialny za punktualność i bezpieczeństwo przesyłek o wadze zarówno małej i prywatnej, jak i wielkiej i państwowej.
Zależnie od rodzaju i funkcji, hikyaku dzielili się na wiele wyspecjalizowanych typów, z których każdy pełnił odmienną rolę w społeczeństwie.

Obok nich działali daimyō-hikyaku (大名飛脚) – prywatni kurierzy potężnych rodów feudalnych. Tacy wysłannicy byli często ubrani w kolory danego klanu, a ich zadaniem było utrzymywanie kontaktu między rezydencją w Edo (gdzie daimyō musieli przebywać co drugi rok, zgodnie z polityką sankin-kōtai – więcej o niej tu: Co zrobić ze społeczeństwem samurajów znających tylko wojnę i śmierć w czasach pokoju? - sprytne pomysły shogunów Tokugawa) a ich rodzimą prowincją. Ich sieci były niezależne i doskonale zorganizowane – na przykład hikyaku rodu Tokugawa z Wakayamy ruszali z Edo dokładnie 5., 15. i 25. dnia każdego miesiąca, a z Wakayamy – 10., 20. i 30. dnia. Każdy z nich miał przystanki co siedem ri, stąd inna ich nazwa: shichi-ri-hikyaku (七里飛脚 – „Hikyaku siedmi ri”).

Istnieli też kurierzy o jeszcze bardziej osobistej funkcji – tooshi-hikyaku (通し飛脚 – „przelotowy”, „bezpośredni”), którzy pokonywali całą trasę bez przesiadek. Byli to elitarni biegacze – silni, wytrenowani, poruszający się bez zatrzymania przez setki kilometrów. Ich obecność wiązała się z najwyższym priorytetem (i utajnieniem) przesyłki – mogli ją dostarczyć z Osaki do Edo nawet w 2–3 dni. Ich cena była wysoka – nawet 8–9 ryō, co stanowiło równowartość rocznych zarobków przeciętnego rzemieślnika.
Wyjątkowym typem byli kome-hikyaku (米飛脚 – „ryżowi”) – specjalizujący się w przekazywaniu informacji o cenach ryżu na różnych giełdach. Dla kupców i spekulantów taka wiedza była bezcenna, dlatego ci kurierzy byli otoczeni szczególną opieką i często eskortowani.

Czas dostawy zależał od rodzaju usługi. Standardowy transport z Osaki do Edo trwał od dziesięciu do dwunastu dni, ale ekspresowe przesyłki – obsługiwane przez haya-hikyaku – mogły dotrzeć w sześć, pięć, a nawet trzy i pół dnia. Rekordowe przesyłki dostarczano w czasie dwóch dób – oczywiście za odpowiednio wysoką opłatą. Cena najtańszej przesyłki to zaledwie kilkanaście mon, natomiast za usługę bezpośrednią można było zapłacić równowartość nowego kimona z jedwabiu.

Mimo tych niebezpieczeństw, hikyaku byli dumni ze swojej roli. Ich szybkość, dyscyplina i ciche oddanie uczyniły ich legendą. Choć ich świat dawno przeminął, kroki tych „latających nóg” wciąż pobrzmiewają w pamięci Japonii – w nazwach ulic, festiwalach i logotypach firm kurierskich, które z nostalgią sięgają do ich symboliki.



Nieustanny ruch wymagał odpoczynku i wsparcia. Dlatego wzdłuż głównych tras działały hikyaku-yado – zajazdy dla kurierów, gdzie mogli odpocząć, posilić się, wymienić sandały, przepakować skrzynię, a czasem przekazać przesyłkę kolejnej osobie z łańcucha. Relacje między kurierami a lokalną ludnością bywały różne – szanowano ich za wytrzymałość i dyscyplinę, ale bywali też postrzegani jako hałaśliwi gońcy, zakłócający porządek. Zdarzało się, że na nocnym postoju hikyaku był też źródłem wieści i plotek z odległych prowincji, co czyniło go nieformalnym przekaźnikiem kultury i wieści.

Jedną z najsłynniejszych firm była założona w XVII wieku Jūshichiya, która przez pokolenia obsługiwała szlaki z Osaki do Edo, rywalizując z oficjalną pocztą bakufu. Ich system był wzorowo zorganizowany: kurierzy wyruszali trzy razy na dziesięć dni, mieli określone punkty odpoczynku, z góry ustalone trasy, a nad wszystkim czuwał sairyo (zarządca) odpowiedzialny za bezpieczeństwo i terminowość dostaw.

Shōgunat próbował kontrolować tę ekspansję, regulując trasy, prędkości i przywileje firm kurierskich. Jednak rynek nie znał litości. Prywatni przedsiębiorcy rywalizowali o klientów czasem dostawy, kosztem przesyłki, bezpieczeństwem, a także umiejętnością radzenia sobie z reklamacjami w razie opóźnień. Im szybciej i taniej – tym lepiej. Dlatego pojawiły się też hayahikyaku – superekspresowi kurierzy, którzy za kilka ryō dostarczali list w dwa-trzy dni, biegnąc także nocą, przez burze i góry.
W rezultacie hikyaku stali się nie tylko bohaterami drogi, ale i figurami „kapitalizmu” epoki Edo – niezłomnymi, sprytnymi, ryzykownymi. Latające nogi Japonii – które nie tylko niosły wiadomości, ale i spajały kraj, zanim zrobiła to kolej.

Najbardziej znanym literackim echem tej profesji jest bez wątpienia sztuka „Meido no hikyaku” (冥途の飛脚) autorstwa Chikamatsu Monzaemona, „japońskiego Szekspira”, wystawiona po raz pierwszy w 1711 roku. Tytuł można przetłumaczyć jako „Kurier do zaświatów” – i nie jest to tylko poetycka metafora. Opowiada ona tragiczną historię kuriera Chūbei, który zakochuje się w kurtyzanie Umegawa i w akcie desperacji sięga po pieniądze zdeponowane przez klienta. Choć jego uczucie jest szczere, a czyny napędzane pasją i desperacją, kończy jako przestępca – a jego bieg staje się dosłowną drogą do piekła. Ta sztuka nie tylko porusza temat granic między obowiązkiem a uczuciem, ale też ukazuje presję społeczną ciążącą na hikyaku – którzy odpowiadali własnym życiem za każdą powierzona im przesyłkę.
Z drugiej strony, świat Edo uwielbiał śmiać się z codzienności – dlatego kurierzy pojawiają się również w rakugo, czyli tradycyjnej formie japońskiego stand-upu. Tam bywają gadatliwi, roztargnieni, przemoknięci na deszczu i wplątani w komiczne nieporozumienia – jak kurier, który myli dwa podobne listy miłosne albo biegnie przez pół Japonii, by dostarczyć pustą kopertę.

Pamięć o hikyaku przetrwała również we współczesnej kulturze. W filmie „Tengu Hikyaku” (天狗飛脚) z 1949 roku ukazano ich w niemal mityczny sposób – jako tytanów wytrzymałości, z ponadludzkimi zdolnościami, przypominających legendarnych tengu. Ich echo można dostrzec także w anime, gdzie postacie pędzące z wiadomościami noszą stroje stylizowane na epokę Edo, oraz w grach komputerowych – jak choćby w „Ghost of Tsushima”, gdzie sieć informatorów i kurierów odgrywa kluczową rolę w ukrytym oporze przeciw mongolskiej inwazji.
Wreszcie, w dzisiejszej Japonii można odwiedzić muzea tematyczne, takie jak Nihon Hikyaku Rekishi-kan (日本飛脚歴史館) w prefekturze Gifu, gdzie zobaczyć można repliki lakierowanych skrzyń kurierskich, szczegółowe mapy historycznych tras, a także autentyczne sandały waraji, zużywane po zaledwie kilku dniach biegu. W takich miejscach hikyaku przestają być tylko postaciami z opowieści – znów stają się ludźmi z ciała i potu, którzy łączyli świat, zanim uczynił to telegraf.


Hikyaku powracają również w innej formie – ultramaratonach i biegach długodystansowych, gdzie niektórzy zawodnicy celowo ćwiczą w dawnym stylu nanba-bashiri, krocząc w harmonii ciała i oddechu, bez nadmiernych ruchów, z wyczuciem rytmu, jakby słuchali stukotu własnych sandałów waraji. Ten styl, zapomniany przez dekady, wraca dziś jako alternatywa dla współczesnego biegania – choć dyskusyjna pozostaje jego wartość faktyczna dla zdrowia, czy kondycji.
Ale może najtrwalsze dziedzictwo hikyaku nie leży w bieganiu, lecz w wartościach. Dawni kurierzy nie nosili tylko przesyłek – nieśli zaufanie. Ich ciało było narzędziem, ale ich walutą była wiarygodność. Biegli w deszczu, w błocie, przez góry i rzeki, wiedząc, że list zawiera nie tylko słowa, ale i serca ludzi, którzy je wysłali. Ich dyscyplina – często surowsza niż u samuraja – oraz pokora wobec powierzonego zadania uczyniły z nich coś więcej niż tylko trybiki dawnej poczty. Byli krwiobiegiem kraju, a ich duch – odpowiedzialny i uważny może być dziś inspiracją w świecie przesyconym hałasem i pośpiechem.
Sprawdź podobne artykuły:
Poezja przy sake – mistrz Senryū i jego radośnie złośliwa przenikliwość
Samurajskie banery wojenne: japońska heraldyka w cieniu której zabijano
Niezdidentyfikowany obiekt „Utsurobune” w czasach shogunatu – UFO, ruska księżniczka, czy yōkai?
„53 Stacje Tōkaidō” Hiroshige - Podróż to nie cel, tylko to, co mijamy po drodze
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!