(miru hito no / kao o tsukurou / ushiromuki)
Gdy ktoś patrzy –
robię minę poważną,
choć jestem tyłem.
W życiu patos czasem się przydaje – jak parasol, gdy pada. Ale nosić go przy pełnym słońcu? Patos i codzienność często mijają się bez słowa – bo jedno woli mówić wielkimi literami, a drugie mruczy coś pod nosem, stuka czarką sake o stolik, chichocze zakłopotane. Życie nie zawsze unosi się nad ziemią – częściej potyka się o próg, ziewa, gubi klucze i marzy, by mieć choć trochę więcej grosza. I właśnie do takich chwil potrzeba innego języka – lekkiego, cierpliwego, z odrobiną ironii. Takim językiem mówił Karai Senryū.
Nieraz pisaliśmy o wojownikach, co kataną los rozcinali, oraz poetach, których odmieniła iluminacja po stu dniach medytacji w górskiej jaskini, gdzie jedli mech i słuchali szumu własnego oddechu. Dziś opowiemy o kimś zupełnie innym. O człowieku, który całe życie spędził w zatłoczonym Edo – mieście ryżu, zapachu sosu sojowego i herbaciarni pełnych plotek. Pracował jako urzędnik. Nie walczył. Nie lewitował w ekstazie. Ale widział wszystko – i wszystko zapisywał. W krótkich, złośliwie mądrych wierszach. Bo Karai Senryū był poetą codzienności. A czasem, by opisać ludzką naturę, wystarczy siedemnaście sylab i umiejętność przymrużenia oka tam, gdzie nie wypada być śmiertelnie poważnym.
W dzisiejszym artykule poznamy jego życie – nie heroiczną legendę, lecz pełną sake, śmiechu i wnikliwej obserwacji opowieść o zwykłym człowieku, który stał się niezwykły. Przeniesiemy się na konkurs poetycki nad rzeką Sumida, gdzie mieszczanie, samuraje i rzemieślnicy recytowali swoje senryū, marząc bardziej, by dopiec sąsiadowi niż o sławie poety. Przyjrzymy się też wielu z wierszy Karai Senryū – bo to nie tylko zabawne obrazki z życia Edo, ale też psychologiczne lustra, w których wciąż możemy zobaczyć własną twarz. Czasy się zmieniły, to prawda, ale ludzie, jak pokazuje mistrz Senryū, pozostali tacy sami – tylko noszą inne kimona.
Słońce leniwie znikało za dachami Edo, pozostawiając po sobie delikatną smugę różu i złota, która rozpływała się w nurcie rzeki Sumida. Był to właśnie czas, gdy w dzielnicy Asakusa ożywały gospody i herbaciarnie, wypełniając się gwarą rozmów, dźwiękiem shamisenów i aromatem sake. Tuż przy brzegu, w przestronnej, drewnianej sali z rozsuniętymi shōji, zgromadził się już tłum ludzi różnego stanu. Kupcy w starannie odprasowanych kimonach, rzemieślnicy z błyszczącymi od potu czołami, kilku dumnych samurajów ukradkiem rozglądających się z ciekawością, a także mieszczanki zasłaniające twarze wachlarzami, chichoczące cicho z podekscytowania. Był to wieczór konkursu poetyckiego – słynnego Senryūhyō Manku Awase (川柳評万句合 – dosł. „Spotkanie (konkurs) oceniania wierszy Senryū (w liczbie dziesięciu tysięcy)”.
Na honorowym miejscu siedział mężczyzna w średnim wieku, o twarzy pogodnej i rumianej od sake, z lekko zmierzwionymi włosami upiętymi wysoko na czubku głowy. Był to Karai Hachiemon, znany wszystkim tu zebranym jako mistrz Senryū. Odziany w proste, ciemnobłękitne kimono, nie wyróżniał się bogactwem stroju, lecz roztaczał wokół siebie naturalną aurę szacunku i serdeczności. Przed nim, na niskim stoliku, leżał ogromny stos papierowych pasków – krótkich wierszy nadesłanych przez mieszkańców miasta. Senryū w lewej dłoni trzymał pędzelek, gotowy zaznaczać zwycięskie wersy, podczas gdy prawą, już odrobinę chwiejną, sięgał po kolejną czarkę sake.
– Szanowni państwo! – rozpoczął donośnym głosem, uciszając zgromadzenie. – Dzisiaj znów zmierzymy się z najtrudniejszym przeciwnikiem – z nami samymi. Bo kto lepiej pokaże nasze słabości, nasze drobne śmieszności, jeśli nie właśnie my?
Po sali przebiegł cichy szmer aprobaty i kilka śmiechów. Ludzie wiedzieli, że mistrz Karai potrafił równie dobrze rozbawić jak zawstydzić, a jego cięty język nigdy nie oszczędzał nikogo – najmniej zaś samego siebie. I właśnie za to go kochali.
– Oto pierwsze senryū dzisiejszego wieczoru! – wyciągnął pasek papieru i teatralnie uniósł go do góry, chrząkając lekko.
うちこわし / 刀の下手も / 見えて来る
(Uchikowashi / katana no heta mo / miete kuru)
Po rozbiórce domu
wychodzi na jaw, kto
słabo włada mieczem.
(Wiersz ten ironizuje na temat samurajów, którzy – choć nosili miecze jako symbol swej pozycji – w rzeczywistości nie zawsze potrafili się nimi sprawnie posługiwać w pokojowych czasach Edo. Podczas rozbiórki domu, gdy konieczne było sprawne operowanie narzędziami, szybko wychodziło na jaw, kto naprawdę ma wprawę w posługiwaniu się ostrzem, a kto jedynie udaje.)
Przez tłum przetoczyła się fala śmiechu; nawet surowe twarze wojowników nie mogły ukryć rozbawienia. Senryū uniósł brew, z uśmiechem kiwając głową:
– Oj, drogie panie, miejcież trochę litości dla swych mężów! – zawołał. Mistrz, widząc dobry nastrój sali, natychmiast wyciągnął kolejny pasek:
願かけて 神を困らす 商人
(Negai kakete / kami o komarasu / akindo)
Kupiec się modli
o zyski i fortunę –
bogowie ziewają.
Kilku handlarzy spojrzało po sobie z mieszaniną rozbawienia i lekkiej urazy, jednak szybko dołączyli do ogólnej wesołości, unosząc czarki sake ku górze. Mistrz kiwnął aprobująco głową, dopijając swoją porcję i mrugając porozumiewawczo do publiczności:
– Któż z nas choć raz nie zanudzał niebios swymi drobnymi troskami? Bogowie pewnie już dawno zasnęli od naszych modlitw!
Kolejne wiersze przeplatane były kolejnymi porcjami trunku, który krążył między zebranymi niczym wartki nurt pobliskiej rzeki. Senryū żartował, droczył się z uczestnikami, wytykał ich słabości, ale zawsze z czułością i wyrozumiałością, która sprawiała, że nikogo nie bolały trafne uwagi. Ludzie chętnie podchodzili bliżej, by móc usłyszeć wyraźniej, jak mistrz komentuje poszczególne utwory. Każdy czuł, że Karai Senryū patrzy na nich nie z góry, lecz jak serdeczny przyjaciel – ktoś, kto dobrze wie, jak to jest być zwyczajnym człowiekiem.
Nagle jeden z uczestników, młody samuraj o spojrzeniu bardziej nieśmiałym niż groźnym, odważył się podnieść rękę i poprosił:
– Mistrzu Senryū, może jakiś twój wiersz na koniec?
Senryū podrapał się teatralnie po brodzie, zastanowił przez moment, po czym skinął głową i uniósł się lekko z miejsca. Spojrzał w dal, na rzekę Sumida, w której odbijał się już tylko srebrzysty księżyc, po czym z charakterystycznym dla siebie uśmiechem wyrecytował:
木枯らしや / 跡で芽をふけ / 川柳
(Kogarashi ya / ato de me o fuke / kawayanagi.)
Zimny wiatr wieje –
później znów wypuść pąki,
wierzbo nad rzeką.
(Wiersz ten to jisei no ku (wiersz pożegnalny przed śmiercią) Karai Senryū. Wykorzystuje grę słów – „kawayanagi” (wierzba nad rzeką) to alternatywne czytanie znaków „senryū”, a więc imienia poety. W pożegnalnym utworze Senryū zawarł zarówno swoje nazwisko, jak i subtelne przesłanie o przemijaniu i odradzaniu się życia. Wierzba nad rzeką więc jest naszym bohaterem, który sam do siebie się zwraca, żegnając się z życiem. Więcej o samurajskiej poezji śmierci przeczytasz tu: Samurajska poezja śmierci Jisei: zajrzeć w głąb człowieka w jego ostatniej chwili).
Gwar ucichł, a na salę spłynęła chwila ciszy. Ludzie wpatrywali się w mistrza z szacunkiem, czując, że za prostymi słowami kryje się coś więcej – życiowa lekkość, filozofia akceptacji siebie i swoich słabości. To był właśnie Karai Senryū – człowiek, który w prostych wierszach, krótkich i trafnych jak ciosy miecza, uczył mieszkańców Edo najważniejszej lekcji:
że najzdrowiej jest śmiać się ze wszystkiego – zwłaszcza z samego siebie.
Jeśli haiku to poważny starszy brat wśród krótkich japońskich wierszy, który spędza dni, zapatrując się w księżyc i rozmyślając o przemijaniu, to senryū jest jak młodszy, niesforny kuzyn – ten, który siedzi tuż obok, z kieliszkiem sake w dłoni, złośliwym błyskiem w oku i gotowym żartem na ustach. I choć z pozoru obaj wyglądają podobnie (bo każdy z nich ma dokładnie siedemnaście sylab podzielonych na wersy 5-7-5), to różnią się charakterem, podejściem do życia i tematyką. Haiku obowiązkowo nawiązuje do przyrody i pór roku, podczas gdy senryū śmiało porzuca te reguły, kierując swoje spojrzenie na człowieka – na jego słabości, małe absurdy i całkiem spore głupstwa, popełniane każdego dnia.
W czasach Edo senryū było poezją, którą uwielbiali mieszczanie – właśnie dlatego, że tak cudownie obnażała wady wszystkich ludzi: samurajów, kupców, rzemieślników i nawet mnichów buddyjskich. Krótki, lekki, ale złośliwie celny wiersz był jak idealnie trafiony kamyk w staw – niewielki, ale robiący sporo zamieszania.
Jeden z takich wierszy stworzył sam Karai Senryū, ojciec gatunku. Spójrzmy:
深く礼す / 侍の目だけは / 銭を探す
(Fukaku reisu / samurai no me dake wa / zeni o sagasu)
Kłania się głęboko,
samuraj z szacunkiem
bo monety na ziemi szuka
Za tym krótkim, zabawnym obrazkiem kryje się głębsza satyra, która punktuje hipokryzję wielu przedstawicieli klasy samurajów epoki Edo. Oficjalnie wojownicy byli zobowiązani żyć skromnie, zgodnie z kodeksem honorowym bushidō, który piętnował chciwość i przywiązanie do dóbr materialnych. Tymczasem rzeczywistość była dużo bardziej prozaiczna – niejeden samuraj chętnie zapominał o honorze, jeśli w grę wchodził brzęk monet w sakiewce (nie bądźmy dla nich jednak zbyt surowi – to przecież jak najbardziej normalne i ludzkie). Wiersz ten obnaża dwulicowość człowieka, pokazując, że czasem pozory szlachetności kryją za sobą bardzo prozaiczne, a wręcz śmieszne motywacje.
I na tym właśnie polega cała magia senryū – ten krótki błysk humoru, to mrugnięcie okiem do czytelnika, które przypomina, że z naszych ludzkich wad najlepiej po prostu serdecznie się pośmiać. Zwłaszcza, jeśli dostrzegamy je we własnym lustrze.
Nie wszyscy poeci muszą chodzić z głową w chmurach. Niektórzy – jak Karai Senryū – wolą siedzieć twardo na ziemi, najlepiej przy niskim stoliku, z czarką sake w jednej dłoni, pędzelkiem w drugiej i setkami, a czasem tysiącami wierszy rozłożonych wokół. Tak właśnie wyglądały jego słynne konkursy poetyckie, które na zawsze odmieniły oblicze japońskiej literatury.
Wszystko zaczęło się 25 sierpnia 1757 roku, kiedy to w jednej z herbaciarni w Edo, Karai – wówczas jeszcze występujący pod pseudonimem Mumeian Senryū („Senryū z Anonimowej Chatki”) – zorganizował coś, co nazwano Senryūhyō Manku Awase (川柳評万句合), czyli „konkurs oceniania dziesięciu tysięcy wierszy senryū”. Brzmi imponująco? Bo było! Do udziału zgłoszono tysiące krótkich wierszy, napisanych przez ludzi z różnych warstw społecznych skomplikowanego ekosystemu Edo – kupców, cieśli, mnichów, samurajów na skraju bankructwa i zwykłe gospodynie domowe. Każdy chciał, by jego wers trafił na usta całego miasta. A wszystko zależało od jednego człowieka – sędziego z ironicznym uśmiechem i przenikliwym spojrzeniem.
Karai Senryū oceniał te utwory punktowo, z niesamowitą wytrwałością i niebywałym wyczuciem komizmu. Miał ponoć tak wprawne oko (i ucho), że potrafił ocenić wiersz po jednym czytaniu, szybko odróżniając banał od przebłysku geniuszu. Przez kolejne lata miał przeczytać i osądzić ponad 2 miliony trzysta tysięcy senryū – tyle, ile współczesny człowiek jest w stanie przewinąć memów w internecie w ciągu życia, tylko że bez klikania i algorytmów, za to z autentycznym gustem literackim.
Co ciekawe, zwycięskie i najciekawsze wiersze Senryū zaczął publikować w cyklicznej antologii pod tytułem „Haifū Yanagidaru” („Beczka Wierzbowa”) – zbiorku tak soczystego, że praktycznie każdemu podpadł. W ciągu życia poety wydano 23 tomy, ale tradycja kontynuowana przez jego następców rozrosła się aż do 167 tomów! Wystarczyło zajrzeć do jednego z nich, by odnaleźć nie tylko śmiech, ale też aktualny portret społeczeństwa Edo – z jego codziennymi troskami, modą, przesądami i... wiecznym zamiłowaniem do plotek.
Popularność senryū wybuchła jak fajerwerki na święcie Tanabata. Poezja, która wcześniej zarezerwowana była dla elit, nagle stała się zabawą dla wszystkich – od sklepikarza z Ueno po starszą panią z księgarni w Nihonbashi. Senryū nie wymagało znajomości klasyki, nie wymagało też powagi. Wymagało jednego: by umieć się śmiać – z innych, ale przede wszystkim z siebie. I to była prawdziwa rewolucja w literaturze japońskiej. Przyjrzyjmy się przykładom.
***
泥棒を / 捕えてみれば / 我が子なり
(dorobō wo / toraete mireba / wagako nari)
Złapałem złodzieja –
a gdy spojrzałem mu w twarz,
to był mój syn.
W tym wierszu Senryū zawarł całą tragedię i komizm rodzicielstwa, życia rodzinnego i ludzkiej nieprzewidywalności. Zaczyna się niemal jak scena z opowieści detektywistycznej: złodziej złapany na gorącym uczynku. Ale potem następuje zaskoczenie – nie tylko dla bohatera wiersza, ale i dla czytelnika. To, co miało być triumfem sprawiedliwości, staje się ciosem prosto w serce. Poezja, mimo swojego komizmu, nie jest tu pozbawiona bólu. Jest śmiech przez łzy, bo oto ojciec zderza się nie tylko z winą dziecka, ale i z pytaniem o własne błędy, własne dziedzictwo. Kogo naprawdę złapał – złodzieja, czy echo swoich własnych czynów? W prostych słowach zawarta jest wielowarstwowa opowieść: o rodzinie, o zawodzie, o zaskakującej bliskości dobra i zła. To właśnie mistrzostwo Senryū – że w jednej linijce potrafi zmieścić cały dramat i sprawić, że się uśmiechamy, choć coś w nas zostaje poruszone na dłużej.
***
女好き / 川柳好きと / 書いておけ
(onna zuki / senryū zuki to / kaite oke)
Kobiety lubił
i senryū – to mu
napisz na grobie.
Ten krótki wiersz – uznawany za pożegnalny jisei no ku Karai Senryū – to arcydzieło autoironii. Nie ma tu wzniosłości, nie ma patosu, nie ma słów o wieczności czy przemijaniu. Jest za to szczerość i przewrotna prostota. Autor żegna się ze światem tak, jak żył – z uśmiechem i dystansem, z humorem nieco sprośnym, ale też uderzająco ludzkim. Nie próbuje wybielić swojej biografii, nie udaje ascety ani świętego. Wręcz przeciwnie – bez wstydu przyznaje się do tego, co sprawiało mu przyjemność: lekkie kobiety i lekka poezja. A może nie takie lekkie – bo w tej lekkości ukryta jest głęboka mądrość. Wiersz ten to także sprzeciw wobec społecznych oczekiwań: nie musisz zostawiać po sobie wielkich czynów, wystarczy, że byłeś sobą i że śmiałeś się z życia – nawet z jego końca. To epitafium nie brzmi jak wyrok – raczej jak ostatni żart wypowiedziany tuż przed zgaśnięciem światła.
***
髪結いが / ほどいてみたい / 帷子
(kamiyui ga / hodoite mitai / katabira)
Czesarka patrzy –
chciałaby rozwiązać
letnie kimono.
Ten senryū pełen jest erotycznego napięcia, ale podanego subtelnie, bez dosłowności. Widzimy kobietę, prawdopodobnie czesarkę lub służącą, która patrzy na klienta (lub klientkę?) i – być może nawet nieświadomie – ulega pokusie, pragnieniu. „Letnie kimono” (katabira) łatwo się zsuwa, jest lekkie i cienkie – symbolicznie podkreśla delikatność chwili.
Wiersz nie mówi niczego wprost, a jednak wszystko jest jasne. To mistrzostwo senryū: zaledwie siedemnaście sylab, a ukazują cały mikrospektakl namiętności, zakłopotania i społecznych granic. Karai Senryū pokazuje, że nawet najbardziej ulotne pragnienia i niewypowiedziane myśli są godne poezji – i uśmiechu.
***
笑ふ門に / 鬼が居候
(warau kado ni / oni ga isōrō)
W domu, gdzie śmiech,
mieszka na doczepkę
sam diabeł.
Ten wiersz to parodia znanego japońskiego przysłowia:
「笑う門には福来る」 (warau kado ni wa fuku kitaru)
„Szczęście przychodzi do domu, w którym jest śmiech”.
Karai Senryū odwraca ten optymistyczny frazes, podrzucając wersję złośliwą, ironiczną, z dużą dawką czarnego humoru.
Zamiast szczęścia – w takim domu zadomowił się oni (japoński demon). Może dlatego, że śmiech bywa złośliwy? Może dlatego, że nie każde radosne miejsce jest naprawdę szczęśliwe? A może po prostu: gdzie dużo śmiechu, tam i trochę chaosu, emocji, nieprzewidywalności – a to przecież ulubione środowisko demonów.
Senryū pokazuje tu, że nawet za pozornie ciepłą atmosferą może kryć się coś niepokojącego. I znów – bez osądzania. Tylko obserwacja, przymrużenie oka, lekko demoniczny chichot zza papierowej ściany.
***
鬼の目に / 涙を見せる / 女かな
(oni no me ni / namida o miseru / onna kana)
Kobieta potrafi
pokazać łzy nawet
w oczach demona.
Ten senryū to miniaturowy dramat psychologiczny i satyra zarazem. Kobieta – być może kochanka, żona, a może aktorka w teatrze życia – potrafi wzbudzić wzruszenie nawet w oni, japońskim demonie znanym z brutalności i nieczułości. Potrafi wzbudzić nawet w najbardziej nieczułym sercu wzruszenie? A może potrafi doprowadzić nawet najbardziej opanowaną istotę do łez?
Karai Senryū jak zwykle niczego nie mówi wprost – nie moralizuje, nie potępia. Obserwuje. Kobieta zyskuje tu siłę nie przez fizyczną przewagę, lecz przez emocjonalny wpływ. To subtelna gra między współczuciem a kontrolą, między wrażliwością a teatralnością. W trzech linijkach – i ani sylaby więcej – Senryū pokazuje, że to, co miękkie, może wzruszyć nawet to, co z kamienia.
***
禿げ頭 / 見て見ぬふりの / 盲かな
(hage atama / mite minu furi no / mō kana)
Łysa głowa –
niewidomy udaje,
że jej nie widzi.
Ten wiersz to czysta esencja senryū: codzienność, obserwacja, przewrotność i śmiech z siebie i z innych. Mamy tu dwie postacie – łysiejącego człowieka i osobę niewidomą, która… „udaje, że nie widzi”. Paradoks? Oczywiście. Ale to właśnie ten rodzaj absurdu, który w epoce Edo bawił ludzi do łez.
Można to czytać na wiele sposobów. Może „niewidomy” to tylko ironiczny komentarz – ktoś, kto mógłby zwrócić uwagę, ale z grzeczności (albo złośliwości) udaje, że nie zauważył. Może to drwina z udawanej uprzejmości – tego typowego „zachowania twarzy” w japońskiej kulturze. A może po prostu zwykła sytuacyjna komedia: ktoś nie chciał zawstydzić innego, ale zrobił to tak teatralnie, że zawstydził go jeszcze bardziej.
W każdym razie, Senryū po raz kolejny pokazuje, że najlepszym lustrem człowieka jest... drugi człowiek – najlepiej wtedy, gdy patrzy się oboma oczami bacznie i uważnie, choć jedno oko jest nieco przymrużone.
Nie bez powodu Karai Hachiemon przyjął poetycki pseudonim Senryū – pisany znakami 川柳, które dosłownie oznaczają „rzekę” (川, kawa) i „wierzbę” (柳, yanagi). To zestawienie nie było przypadkowe. W kulturze japońskiej obie te rzeczy mają głęboką, wielowarstwową symbolikę – i świetnie oddają charakter zarówno samego poety, jak i nowego gatunku literackiego, który stworzył.
Rzeka to żywioł zmienny, płynący, elastyczny. Nie opiera się przeszkodom – omija je, otacza, potrafi być łagodna jak strumyk lub silna jak nurt podczas ulewy. Wierzba zaś, z jej cienkimi gałązkami, które uginają się pod wiatrem, ale nie łamią – symbolizuje giętkość, lekkość i zdolność przetrwania dzięki elastyczności. Wierzba się nie sprzeciwia – ona tańczy z losem.
I taka właśnie była poezja senryū. Nie krzyczała, nie moralizowała. Uśmiechała się pod nosem, powściągliwie. Kiedy życie przygniatało, senryū nie próbowało go poprawiać – po prostu pokazywało je w krzywym zwierciadle. Śmiesznie? Tak. Ale i prawdziwie.
W ten sposób Senryū jako poeta stawał się duchowym kuzynem wierzby – człowiekiem, który potrafił uginać się pod ciężarem codzienności, ale nigdy się nie łamał. Żył skromnie, pisał o głupotach i śmiesznostkach, ale właśnie w tym – jak w nurcie rzeki – płynęła głęboka filozofia.
Twarde drzewo łamie się w burzy, ale wierzba – przetrwa. Podobnie człowiek, który potrafi śmiać się z siebie, spojrzeć z dystansu, zaakceptować swoją niedoskonałość – ma większą szansę, by nie poddać się przeciwnościom losu. Senryū, poprzez swoje wiersze, uczył tego nie w teorii, lecz codziennie – jednym uśmiechem na raz.
Karai Senryū zmarł w 1790 roku, zostawiając po sobie nie tylko zbiór genialnych wierszy i 23 tomy Haifū Yanagidaru, ale też całą tradycję literacką, która przetrwała znacznie dłużej niż jakakolwiek polityka, czy ustrój. Po jego śmierci tytuł „Senryū” przechodził na kolejnych sędziów konkursów – aż do szesnastego z kolei. Tymczasem forma senryū rozlewała się po Japonii jak wiosenny deszcz – trafiała do salonów, herbaciarni, warsztatów rzemieślniczych i szkół.
W epoce Meiji senryū zaczęto drukować w gazetach. W XX wieku – trafiało na karty pocztowe, do reklam i nawet do rubryk satyrycznych. Z czasem trafiło też na Zachód, gdzie wielu autorów piszących rzekomo „haiku” tak naprawdę tworzyło… właśnie senryū – bo nie pisali o żurawiach, wiośnie i księżycu, tylko o problemach w metrze i kawie, która znowu wystygła (tak – te wiersze nie są haiku, są senryū).
Współcześnie w Japonii odbywają się konkursy senryū dla seniorów, uczniów, pracowników korporacji, czy rezydentów domów opieki. Jednym z głośniejszych przykładów jest wiersz, który wygrał w konkursie „Srebrne Senryū” w 2020 roku:
テレワーク / やってみたいが / 俺無職
(Terewaaku / yattemitai ga / ore mushoku)
Telepraca –
chciałbym spróbować,
ale nie mam pracy.
Brzmi znajomo? Bo ludzie się nie zmienili. Może technologia, może moda, ale absurdy życia codziennego są wieczne – i właśnie dlatego senryū się nie starzeje.
Humor Karai Senryū, choć narodził się w epoce drzeworytów i zadłużonych samurajów, trafia dziś do ludzi korzystających z Wi-Fi i narzekających na aplikacje mobilne. Bo śmiejemy się nadal z tych samych rzeczy: z siebie, ze swoich słabości, z tego, że coś miało być inaczej – a wyszło jak zwykle.
I właśnie dlatego śmiech Senryū płynie jak rzeka – przez epoki, pokolenia i języki. Bo dopóki człowiek się potyka, dopóty warto się z tego pośmiać.
Sprawdź podobne artykuły:
Ikkyū Sōjun mistrz zen, który znalazł oświecenie w domach uciech z butelką sake w dłoni
Czerwone łzy i czarna krew: nowoczesne haiku Ban’ya Natsuishi
Samurajska poezja śmierci Jisei: zajrzeć w głąb człowieka w jego ostatniej chwili
Wadliwy człowiek w kartonie: Mechaniczny koszmar obrazów Tetsui Ishidy
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!