
- Moro, Mononoke Hime

Nie sposób zrozumieć Japonii, nie rozumiejąc silnej więzi, jaką czują jej mieszkańcy wobec przyrody. W świecie, w którym każde źdźbło trawy może mieć duszę, a każdy pień może być domem dla kami, drzewo nie jest „obiektem” — jest bytem. W kulturze Zachodu drzewo bywa metaforą życia; w Japonii jest życiem. To ono otacza chramy, to ono bywa kochankiem w sztuce nō, to jego liście wzruszają wierszem haiku. Przez wieki Japończycy nie tylko sadzili drzewa w ogródkach świątynnych — oni je czcili, współodczuwali z nimi, słuchali ich szeptu w dźwiękach wiatru i szanowali. Szanowali tak, jak szanuje się swoich przodków. Bonsai nie jest tu tylko ozdobą, ale filozofią. Kadomatsu nie jest tylko noworoczną dekoracją, ale zaproszeniem. A sakura nie jest tylko kwiatem — jest sercem narodowej wrażliwości.




W pejzażach Hiroshigego czy Hasuiego Kawase późniejszej epoki shin-hanga, drzewa są obecne zawsze — niekoniecznie jako główny temat, ale jako coś, bez czego świat przedstawiony byłby pusty. Są jak muzyka w filmie: niewidzialna, ale nadająca sens każdej scenie.



To, co najważniejsze: ukiyo-e uczą nas patrzeć na drzewa nie jak na neutralny element przestrzeni, ale jak na żywe istoty. One mówią — szumem liści, cieniem rzucanym na drogę, tym, co ukrywają i co odsłaniają. Są metaforą cyklu życia, pamięci miejsca i ulotności doświadczenia. W świecie ukiyo-e drzewo nie jest już rośliną — jest obecnością.
W japońskich drzeworytach pejzaż bywa punktem wyjścia do opowieści, ale też sam staje się opowieścią. Drzewa — niemal nigdy nie centralne w tytule — są jednak często centralne w sensie: łączą świat ludzi ze światem duchów, symbolizują czas i pamięć, dają schronienie, grożą lub ocalają. W kolejnych czterech analizach przyjrzymy się czterem dziełom, w których obecność drzewa nie jest przypadkowa — jest decydująca. To nie tylko rośliny w tle, lecz aktorzy dramatu, świadkowie i uczestnicy. Ich pień, konary, cień czy duchowe echo opowiadają to, czego nie widać na pierwszy rzut oka.
Duch wierzby
柳の精
(Yanagi no sei)
– Hirosada, 1858, Osaka, seria portretów aktorów kabuki
Na drzeworycie Konishiego Hirosady z 1858 roku widzimy aktora Nakamurę Tomijūrō II w roli Oryū — ducha wierzby, który przybrał ludzką postać. Ujęcie jest intymne i skupione: Oryū spogląda w bok, z subtelnym ruchem ramion, jakby była zawieszona między światem ludzi a niewidzialnym światem duchów. Ubrana w kimono zdobione wzorem przypominającym opadające liście wierzby, sama zdaje się być przedłużeniem drzewa. Czarne, miękko opadające włosy układają się niczym konary, a spokój bijący z twarzy postaci ma w sobie zarówno smutek, jak i wdzięczność. Tło pozbawione jest szczegółów pejzażowych, co jeszcze mocniej podkreśla duchowy wymiar przedstawienia. Wierzba nie jest tu jednak dosłownie widoczna jako drzewo — raczej obecna jako idea, jako źródło tożsamości Oryū. Ta estetyka „niedopowiedzenia” jest typowa dla kamigata-e — stylu portretów aktorów kabuki z Osaki, który koncentrował się na psychologii postaci i ekspresji wewnętrznej.
Obraz odnosi się do sztuki kabuki „Gion Nyogo Kokonoe Nishiki-e” z 1760 roku — pięcioaktowego dramatu opowiadającego legendę o wielkiej wierzbie w Kyoto. Podczas cesarskiego polowania sokół zaplątuje się w gałęziach drzewa. Żołnierze chcą je ściąć, by odzyskać ptaka, ale młody człowiek imieniem Heitarō ratuje zarówno sokola, jak i wierzbę. Po latach wiedzie życie z żoną Oryū i synem Midorimaru. Gdy w pałacu cesarskim astrolog odkrywa, że wierzba jest przyczyną ból główy cesarza, zapada decyzja o jej ścięciu. Wróżbita stwierdził bowiem, że cierpienie cesarza ma źródło w duchowych splotach korzeni wierzby, które owinęły się wokół czaszki jego poprzedniego wcielenia — jakby drzewo nosiło pamięć dawnego życia (wiem, to może wydawać się dość dziwne, ale legendy buddyjskie często takie są). W chwili ścinania Oryū mdleje i wyjawia swą tożsamość: jest duchem tej właśnie wierzby. Żegna się z rodziną i znika.
Po odejściu Oryū, pień drzewa zostaje załadowany na wóz i ma zostać przetransportowany do budowy świątyni. Jednak konie i ludzie nie są w stanie go ruszyć — jakby drzewo samo stawiało opór. Dopiero gdy Heitarō i ich syn Midorimaru przybywają i chłopiec zaczyna śpiewać pieśń pełną tęsknoty za matką, pień cudownie porusza się sam. Głos dziecka — symbol niewinności i miłości — budzi w nim odpowiedź. To chwila cudu: odpowiedź drzewa na utraconą więź.

Wersja tego drzeworytu znajduje się m.in. w zbiorach Kobe City Museum. Inną interpretację tej samej sceny stworzył Kunisada już w 1854 roku, co świadczy o popularności i sile emocjonalnej tej opowieści w teatrze i sztuce epoki Edo.
Kwiaty wiśni przy chramie Heian-jingū
平安神宮の桜
(Heian Jingū no sakura)
– Kasamatsu Shirō, 1937, Tokyo, shin-hanga
Na tym drzeworycie Kasamatsu Shirō ukazuje scenę wiosennej kontemplacji: dwie młode kobiety, ubrane w ozdobne kimona, kroczą powoli wśród rozkwitających drzew wiśni na terenie świątyni Heian Jingū w Kyoto. Ich sylwetki – zgrabne, pochylone nieznacznie ku sobie –sugerują rozmowę lub wspólne milczenie w podziwianiu piękna sakury. Przed nimi rozciąga się koronka różowych płatków, niczym baldachim utkany z ulotnego piękna. Gałęzie sakury wyginają się w łagodnym rytmie, wypełniając kompozycję jak chmury o miękkich konturach. Subtelne światło oświetla scenę, ale nie rzuca cieni – całość ma w sobie coś ze snu, czegoś zawieszonego między rzeczywistością a wspomnieniem. Na dalszym planie dostrzec można fragmenty architektury świątynnej, dyskretnie wkomponowane w tło, nie dominujące nad krajobrazem. Kolory są stonowane, pastelowe, a linie łagodne, bez dramatycznych kontrastów — to kompozycja, która oddycha spokojem i lekkością.
Drzeworyt powstał w technice shin-hanga, która w latach 30. XX wieku była nowoczesnym wcieleniem tradycji ukiyo-e. Shin-hanga czerpało z zachodniego impresjonizmu — stąd miękkie światło, subtelne cieniowanie (bokashi), bogata kolorystyka i próba oddania atmosfery chwili — ale jednocześnie pozostawało wierne japońskiemu duchowi i estetyce. W tym przypadku Kasamatsu nie pokazuje sakury jako ozdobnego motywu – kwitnące drzewo nie jest tylko piękne, ono mówi. Mówi o przemijaniu, o kruchej radości, o tym, że najpiękniejsze rzeczy trwają najkrócej.

W sakurze zawiera się esencja japońskiego stosunku do życia: wdzięczność za chwilę, akceptacja przemijania, czułość wobec ulotnego piękna. Kasamatsu, wykorzystując wszystkie możliwości nowoczesnego drzeworytu, tworzy obraz, który nie tylko cieszy oko, ale zatrzymuje nas w miejscu – jak widzów hanami, zapatrzonych w różowe niebo, które lada moment rozwieje wiatr (czym jest hanami? - Hanami – kwietniowy dzień na zadumę nad tym, co masz teraz, a co przeminie i nie wróci).
Bonsai Tōkaidō – Nihonbashi
盆栽東海道 日本橋
(Bonsai Tōkaidō – Nihonbashi)
– Yoshishige, 1848, Edo, seria „ 53 Stacje Tōkaidō jako drzewka bonsai”
W 1848 roku artysta znany jako Yoshishige stworzył jedną z najbardziej oryginalnych i konceptualnie śmiałych serii w całej historii ukiyo-e — „Bonsai Tōkaidō”. Pamiętasz „53 stacje Tōkaidō” Hiroshige? Yoshishige stworzył „remake” – każdą stację przedstawił jeszcze raz – ale jako bonsai. Każda stacja przedstawiona została jako miniaturowe drzewko w doniczce, z drobnymi elementami – mostkiem, pagórkiem, świątynią, drogą, żurawiem, pędzącym podróżnikiem – wyrastającymi jak mikrokosmos ze skrupulatnie uformowanego pnia. To drzeworyty nie tyle krajobrazowe, ile medytacyjne — każde drzewko staje się pejzażem umysłu, światem zamkniętym w miseczce.
Na pierwszym drzeworycie z eksperymentalnej serii Utagawy Yoshishige widzimy miniaturowy pejzaż w donicy – bonsai, który nie odwzorowuje pojedynczego drzewa, lecz całą przestrzeń: most Nihonbashi w Edo, początkowy punkt słynnego szlaku Tōkaidō, otulony przez zredukowany do samej esencji krajobraz. Na pierwszym planie, w płytkim naczyniu, artysta umieścił kamienie symbolizujące rzeźbę terenu, a także delikatne kępy mchu imitujące pola i wzgórza. Sam most Nihonbashi rozciąga się ponad taflą wody stworzoną granatowym tuszem. Maleńkie sylwetki ludzi — podróżników, dostojników, wędrowców — są nie większe opuszek palca, a mimo to oddane z taką precyzją, że ich ruch i intencja stają się czytelne. Bonsai stoi na niskiej podstawce, ale jednocześnie zawiera całą opowieść – pierwsze kroki podróży, wyjście z miasta, moment przejścia od znanego do nieznanego. Sama forma kompozycji przywodzi na myśl skrzyżowanie ilustracji z instruktażem ogrodniczym: jak uformować bonsai, by uchwycić duszę konkretnego miejsca.


Drzeworyt ten, jak i cała seria, jest czymś wyjątkowym na tle innych ukiyo-e. Nie przedstawia ludzi w teatrze, kobiet w kąpieli, czy samurajów na koniu. Zamiast tego, przenosi nas w świat miniaturowych marzeń — takich, które można podziwiać na parapecie, a które zawierają w sobie cały świat. To cicha kontemplacja — i zarazem wyrafinowany żart artystyczny.
Aleja w Nikkō – Nikko Kaidō
日光街道
(Nikkō Kaidō)
– Kawase Hasui, 1930, Tokyo, shin-hanga
W tej kompozycji Kawase Hasui prowadzi nas leśną ścieżką — dosłownie i metaforycznie. Przed oczami widza rozciąga się prosta aleja wyłożona płytami kamiennymi idąca wgłąb obrazu. Ale to nie droga jest bohaterką tej sceny. Po obu jej stronach wznoszą się monumentalne pnie kryptomerii (sugi), ukazane z niskiego punktu widzenia — ich pionowe sylwetki dominują nad całym kadrem. Drzewa są wysokie, sprawiają wrażenie monumentalnych, choć bardzo realistycznych. Wznoszą się równo, niczym ściana korytarza. Niebo jest jasne, a długie cienie padające na kamienną drogę nadają przestrzeni rytm i spokój.
Pośród tej zaskakująco rytmicznej przyrody pojawia się samotna postać wędrowca, niosącego na plecach żółty kosz. Idzie on powoli, głową lekko pochyloną, może jest już zmęczony, a może komtempluje drogę, którą kroczy. Jego sylwetka jest mała, niemal nieistotna wobec potęgi przyrody, a jednak jej obecność nadaje scenie głęboki wymiar emocjonalny: to człowiek w harmonii z naturą. Nie jej pan, lecz przechodzień, gość, może pielgrzym. Po jego lewej stronie rząd sugi, po prawej — pasmo zieleni; dokoła – ściana potężnych drzew. Głębokość kompozycji jest wzmocniona przez światło, które rozświetla dalszy odcinek ścieżki, podczas gdy przód kadru pogrążony jest jeszcze w cieniu — cień lasu właśnie nadaje całości ten szczególny nastrój spokoju.

Aleja z Nikkō to nie przypadkowe miejsce. To część drogi do kompleksu świątynnego Tōshō-gū, gdzie spoczywa Tokugawa Ieyasu. Słynna aleja kryptomerii została zasadzona jako symbol trwałości i boskiej obecności — drzewa te miały nie tylko chronić drogę przed słońcem i deszczem, lecz także tworzyć duchowy korytarz, przez który przechodzić miała energia kami. W kompozycji Hasuiego to właśnie drzewa nadają pejzażowi świętość, nie poprzez ornamenty, lecz przez samą swoją formę i obecność.


Przy wejściach do chramów shintō niemal zawsze spotkamy drzewa z grubą, skręconą liną ze słomy ryżowej – shimenawa (注連縄). To znak, że drzewo jest uznane za święte – że mieszka w nim bóstwo. Do shimenawy często przyczepiane są białe, zygzakowate paski papieru – shide (紙垂), które symbolizują obecność siły czystej, niebiańskiej. Takie drzewa, uznane za shinboku, traktowane są z ogromnym szacunkiem – ich ścinanie byłoby bluźnierstwem.

Na Nowy Rok Japończycy stawiają przed domami kadomatsu (門松) – dekoracje wykonane z bambusa i gałęzi sosny. Matsu (sosna) symbolizuje trwałość i wieczne życie, a kadomatsu to swoista brama dla toshigami – bóstwa noworocznego, które zstępuje na ziemię, by przynieść błogosławieństwo na nadchodzące miesiące. Tak więc drzewo staje się pomostem pomiędzy światem ludzkim a boskim – pomiędzy teraźniejszością a wiecznością.

Mroczniejszą stronę przybierają takie postacie jak jubokko (樹木子) – demoniczne drzewa rosnące na dawnych polach bitew, które żywią się krwią ofiar. Są jak echa przeszłości, która nie została odpowiednio pożegnana. W innych opowieściach pojawia się ninmenju (人面樹) – drzewo, którego owoce mają twarze ludzi i śmieją się, dopóki ktoś ich nie zasmuci. W folklorze granica między rośliną a człowiekiem jest płynna – drzewo może mieć duszę, twarz, głos i pragnienia.

Wreszcie lasy same – zwłaszcza gaje cedrowe i sosnowe – bywają opisywane jako portale do Yomi (黄泉), czyli świata zmarłych (więcej o Yomi przeczytasz tutaj: Tragedia Izanami i furia Izanagiego w krainie rozkładu – w japońskich mitach stworzenia śmierć zawsze wygrywa). To miejsca przejścia, graniczne przestrzenie, w których człowiek może spotkać ducha bliskiego zmarłego lub zgubić drogę do świata żywych. W literaturze Heian, zwłaszcza w „Genji monogatari”, drzewa często „pamiętają” — są świadkami ludzkich wzlotów i upadków, niezmiennie trwając tam, gdzie świat ludzki ulega przemianom.

Hanami, czyli „oglądanie kwiatów”, to jedno z najbardziej znanych japońskich świąt wiosennych. Kwitnące wiśnie — sakura — są nie tylko piękne, lecz także symboliczne. Ich delikatne płatki opadają zaledwie kilka dni po pełnym rozkwicie, przypominając o przemijalności wszystkiego, co cenne. To uosobienie filozofii mono no aware (物の哀れ) — melancholijnego wzruszenia nad ulotnością życia. W parku Ueno, pod drzewami sakury, Japończycy rozkładają niebieskie maty, jedzą bento, piją sake i śmieją się, wiedząc, że za tydzień nie będzie już żadnych kwiatów. To zbiorowy rytuał pogodzenia się z nietrwałością.
Jesienią następuje kōyō, czyli podziwianie przebarwiających się liści klonów (momiji) i ginkgo. Kolory czerwieni, pomarańczu i złota rozlewają się po górskich zboczach i ogrodach. Ludzie podróżują do Arashiyamy, Nikko, Tōhoku — gdziekolwiek liście układają się najpiękniej. Często określa się ten okres jako momijigari (紅葉狩り) – „polowanie na liście”. I tu drzewo staje się lustrem emocji, kalendarzem wewnętrznym — znakiem, że czas przemija, ale zostawia ślad piękna.

Być może właśnie dlatego drzeworyt — technika wyrosła z drewna, w której natura staje się dosłownym medium przekazu — tak organicznie oddaje głos drzewom. Deski wiśniowe, z których wycinano matryce, przenosiły obraz, który znowu przedstawiał… drzewo. W tej złożonej pętli — drewno opowiada o drewnie — kryje się subtelna metafora japońskiej estetyki: świata, w którym człowiek nie dominuje nad naturą, lecz ją współodczuwa. A może — jak w legendzie o Oryū — jest z naturą połączony jeszcze bardziej, niż mu się wydaje.
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!