
To była Katsushika Ōi. Tak – Katsushika - córka wielkiego Hokusaia, tego samego, który stworzył „Wielką falę Kanagawy”, arcymistrza ukiyo-e. Ale nie była po prostu jego córką i tyle. Była jego uczennicą, współpracowniczką, współtwórcą dzieł, przyjacielem, kimś, kto w tej samej dusznej pracowni w Edo – wśród kadzidła, tuszu i ryżowego papieru – dorównywał mu pasją i techniką. W dawnych wspomnieniach uczniów i sąsiadów zachował się obraz tej niezwykłej pary: dwojga ludzi – córki i ojca, mistrza i ucznia, którzy malują tak zawzięcie, że zapominają o całym świecie. Nie gotują, nie sprzątają; gdy bałagan zaczyna pożerać przestrzeń, pakują papiery i przenoszą się gdzie indziej. Dom był dla nich tylko tłem – prawdziwym życiem była praca, ruch pędzla, cienie na jedwabiu i ryty na drewnie. Oi nie była „damą z pracowni” ani ozdobą domu mistrza. Odmówiła wejścia w rolę, jaką przewidywało dla niej społeczeństwo. Jej małżeństwo z malarzem Minamizawą Tōmei rozpadło się szybko, bo – jak pisały późniejsze źródła – uważała męża za artystę „miernego i nieinspirującego”. Trudno się tu nie uśmiechnąć.
A jednak to nie prosty bunt, lecz bezkompromisowa miłość do sztuki zdefiniowała jej życie. Malowała kobiety tak, jak sama żyła – z dumą i melancholią. W jej „Yoshiwarze” noc nie jest tłem, lecz bohaterką; światło i cień rozmawiają ze sobą, a lampiony wśród mroku drgają jak oddechy ludzkich pragnień. W „Trzech kobietach grających muzykę” odważyła się odwrócić jedną z postaci tyłem do widza – gest prosty, a jednak rewolucyjny, łamiący zasady kompozycji ukiyo-e. Nagle kobieta przestała być po to, by męski widz mógł ją podziwiać. Odwróciła się do niego plecami i skoncentrowała się na swojej muzyce. Może i nas to dziś nie szokuje, ale wówczas jej obraz był niemal wywrotowy. Gdyby żyła w innych czasach, wymieniano by jej imię jednym tchem z Hokusaiem, Hiroshige i Utamaro. Ale żyła w epoce, w której kobiety nie miały prawa sygnować własnych dzieł. Dlatego znaki jej imienia – przez dziesięciolecia zepchnięte w przypis – zdobią tak niewiele dzieł, które zachowały się do dziś. A szkoda… Poznajmy ją dziś lepiej.
Kim była Katsushika Ōi?
W dziejach japońskiego ukiyo-e imię Katsushiki Ōi brzmi cicho, skromnie, nieśmiało w cieniu gigantycznej sylwetki jej ojca – mistrza Hokusaia. A jednak to w tym cieniu, w półmroku jego pracowni, narodziło się światło, które dziś na nowo możemy podziwiać. Ōi była artystką niezwykłą – nie dlatego, że była córką mistrza, lecz dlatego, że potrafiła przekroczyć jego granice. Jej obrazy, w których nocne lampiony rozświetlają pokoje dzielnicy Yoshiwara, a kobiece sylwetki żyją w miękkim blasku księżyca, wprowadzają do japońskiego malarstwa coś, czego wcześniej w nim nie było – świadomość światła i cienia. To nie tylko zabieg techniczny, lecz sposób myślenia o świecie: o jego ukrytych stronach, o delikatności i tajemnicy, która nie potrzebuje pełnego dnia, by być piękną.
Choć zachowało się zaledwie kilka jej dzieł – zaledwie garść w porównaniu z tysiącami prac jej ojca – każde z nich jest świadectwem niezwykłej wrażliwości i odwagi. W „Nocnej scenie w Yoshiwarze” światło lampionów miękko przenika przez papierowe ściany, tworząc atmosferę intymności i melancholii, jakiej nie znała dotąd sztuka ukiyo-e. W „Trzech kobietach grających na instrumentach” jedna z postaci odwraca się plecami do widza – gest zaskakująco współczesny, symboliczny, jakby artystka chciała pokazać, że prawdziwe piękno nie zawsze musi być wystawione na widok. A w „Piękności ubijającej tkaninę w świetle księżyca” jej talent osiąga szczyt subtelności – w tej nocnej ciszy bije rytm kobiecej pracy, prosty i zarazem poetycki jak sama codzienność Edo.
W czasach shogunatu tokugawów, w których kobieta miała być przede wszystkim cicha, pokorna i niewidoczna, Ōi stworzyła sztukę odważnie kobiecą. Zamiast biernie ilustrować ideał piękności, jak czynili jej męscy koledzy, nadała mu głębię – uczyniła z niego istotę z krwi i kości – a może światła? Hokusai, który potrafił przyznać, że „w malowaniu kobiet nie może się z nią równać”, widział w niej nie tylko córkę, lecz następczynię. Gdyby przyszło jej żyć w innych czasach – w epoce, w której kobiece nazwisko mogło brzmieć równie donośnie jak męskie – dziś zapewne wymienialibyśmy ją jednym tchem obok Hokusaia, Utamaro czy Hiroshige.
Bo Katsushika Ōi to nie cień wielkiego mistrza. To mistrzyni sama w sobie. Poznajmy zatem bliżej jej życie.


Dorastanie w pracowni ojca oznaczało naukę bez taryfy ulgowej. Hokusai, kapryśny geniusz o sławie sięgającej daleko poza dzielnicę, nie znosił przeciętności. Kiedy mówił, że w malowaniu kobiecych postaci nie dorównuje córce, nie był to grzecznościowy komplement.

Współpraca z ojcem była codziennością: ramię w ramię przygotowywali rysunki, nadzorowali kolorystów, a czasem — gdy wymagał tego termin — zamieniali się rolami tak płynnie, że do dziś niełatwo rozwikłać, gdzie kończy się jeden, a zaczyna druga. Wyobrażam ją sobie pochyloną nad jedwabiem, z pędzlem cienkim jak źdźbło trawy, skupioną w bezruchu. Co myślała? Może to, że prawdziwe piękno rzadko krzyczy — raczej migocze, jak płomień w lampionie, który trzeba osłonić dłonią.

W 1828 roku zmarła jej matka, a obowiązek opieki nad starzejącym się, z coraz bardziej drżącą ręką Hokusaiem spadł na nią. W dziecięcych opowieściach uczniów i sąsiadów powraca obraz dwojga ludzi, którzy malują tak zawzięcie, że zapominają o całej reszcie: nie gotują, nie sprzątają; gdy bałagan zaczynał pożerać przestrzeń, pakowali papiery i przenosili pracownię gdzie indziej. Ten brak „domowości” bywał im wypominany, ale w ich świecie liczył się tylko rytm pracy — termin wydawcy, zamówienie mecenasa, idea, która nie daje spać.

Mówiono, że paliła i piła, że jej poczucie humoru bywało ostre, a charakter — odważny jak u mężczyzny. Mówiono też, że uczyła malarstwa córki kupców i samurajów, że dorabiała, sprzedając drobne figurki, że bywała zabobonna i marzyła o długowieczności. Z tych okruchów układa się portret kobiety, która odmówiła bycia ozdobą czyjegoś życia i wolała pracować piórem, pędzlem, nożem do farb. W kulturze, gdzie rola kobiety była precyzyjnie rozpisana, Ōi przesuwała akcenty: nie buntowała się manifestem, ale codziennym wyborem — znowu usiąść do jedwabiu, znowu rozetrzeć czerwień i ultramarynę, znowu podjąć temat kobiet nie jako dekoracji, lecz bohaterek własnych opowieści.


Ta cisza jest znamienna. W świecie, który chętnie zapisywał imiona wydawców, daty cenzorskich pieczęci i rynkowe hity, brak zapisu o niej mówi więcej niż mógłby powiedzieć długi nekrolog. Mówi o tym, jak łatwo wymazuje się kobiece autorstwo, gdy nie stoi za nim szkoła, fortuna lub mit założycielski. Ale mówi też coś innego: że ślad po niej nie jest pustką. Ślad po niej to miękki blask lampionów w „nocnej” Yoshiwarze, to odwrócone plecy artystki, to księżycowa cisza kobiecej pracy – wszystko to, co Ōi jako pierwsza wniosła do japońskiej sztuki. W tych obrazach żyje człowiek z krwi i kości — nie legenda „córki Hokusaia”, lecz artystka, która szukała i znajdowała zupełnie nowe sposoby wyrazu.

吉原夜之景
(Yoshiwara yoru no kei)
– Katsushika Ōi, ok. 1840–1845
Ten obraz, dziś uważany za jej arcydzieło, ukazuje nocny widok dzielnicy rozkoszy Yoshiwara. Ōi łamie tu jedno z podstawowych praw japońskiego malarstwa epoki Edo — przedstawia ciemność jako realną przestrzeń. Tło nie jest już neutralną, jasną płaszczyzną, lecz głębokim, niemal aksamitnym mrokiem, w który wbijają się ogniska światła: papierowe lampiony, odbłyski w lakierze parawanów, delikatne cienie na twarzach kurtyzan. W centrum kompozycji światło rozlewa się po drewnianych ramach i kratkach okien, a postacie kobiet – z profilu, na wpół skryte za zasłonami – wydają się być niczym zjawy.
Technicznie to mistrzowski eksperyment z chiaroscuro (z j. włoskiego – technika operowania kontrastem światła i cienia), zupełnie niespotykany w japońskim malarstwie tego okresu. Pędzel Ōi łączy tu klasyczną płaskość ukiyo-e z subtelnymi przejściami tonów, tworząc atmosferę niemal teatralną. Psychologicznie to obraz o widzialności i ukryciu – o kobiecie, która istnieje w świecie, gdzie jej ciało jest źródłem światła, ale też więzieniem. W cieniu tej kompozycji kryje się empatia: spojrzenie artystki, która znała zarówno blask sceny, jak i jej mrok (więcej o losie kobiet Yoshiwary przeczytasz tu: Urodzone w piekle, pochowane w Jōkanji – co uczyniono tysiącom kobiet Yoshiwary?).
三曲合奏美人図
(Sankyoku gassō bijin zu)
– Katsushika Ōi, ok. 1840–1845
Na tym jedwabnym zwoju (to nie był drzeworyt, tylko obraz na jedwabiu) trzy kobiety siedzą w półkolu, trzymając koto, shamisen i kokyū – instrumenty tradycyjnego tria sankyoku. Na pierwszy rzut oka to typowa scena bijin-ga, „pięknych kobiet”. Jednak Ōi rozsadza konwencję od środka. Środkowa kobieta, zamiast zwrócić twarz ku widzowi, odwraca się plecami. Jej sylwetka dzieli przestrzeń na sferę widzialną i niedostępną. Dziś może się to wydać dość naturalne, ale w tamtym czasie i miejscu było bardzo przewrotne, od razu zwracało uwagę odbiorcy.
Ta decyzja kompozycyjna była śmiała, buntownicza. W sztuce, która przez dziesięciolecia opierała się na eksponowaniu kobiecego ciała, Ōi pozwala jednej z postaci wymknąć się spojrzeniu. Psychologicznie to gest sprzeciwu wobec roli „ozdoby”. Kobieta nie jest tu obiektem – staje się podmiotem w akcie twórczym. Z perspektywy formalnej, układ figur tworzy zamknięty krąg, w którym spojrzenia i dźwięki krążą między nimi, nie wychodząc poza ramę. To obraz o kobiecej wspólnocie, milczącej, skupionej, samowystarczalnej. Kobiet, które są dla siebie i dla muzyki – wcale nie dla zewnętrznego, męskiego widza.
関羽割臂図
(Kan’u kappi zu)
– Katsushika Ōi, ok. 1840–1850
W tym monumentalnym obrazie, malowanym w latach 40. XIX wieku, Ōi sięga po temat zupełnie odmienny od jej subtelnych scen kobiecych: legendarną historię chińskiego wojownika Guan Yu, któremu podczas uczty lekarz Hua Tuo operuje ramię, a on – niewzruszony – gra w go. To scena o stoicyzmie i sile ducha, o woli, która przekracza ból.
Technicznie dzieło imponuje rozmachem: silne kontrasty barwne, złote detale i dramatyczne oświetlenie wskazują na inspirację malarstwem chińskim i – być może – wpływy zachodniego sposobu modelowania przestrzeni. Ōi nie przedstawia tu mężczyzny z dystansu – w jego twarzy i zaciśniętej dłoni czuć empatię, jakby sama artystka badała granice ludzkiej odporności. Właśnie tu ujawnia się jej niezwykły dar psychologiczny: w każdym geście, w każdej zmarszczce czy połysku metalu potrafiła dostrzec napięcie pomiędzy duchem a ciałem, między kontrolą a bólem, między człowiekiem a losem.
砧月下美人図
(Kinuta gekka bijin zu)
– Katsushika Ōi, ok. 1845–1850
Najbardziej skromna pozornie, a zarazem najbardziej osobista ze znanych prac Ōi: kobieta bije mokre płótno drewnianą pałką, by je zmiękczyć – codzienna czynność przemieniona w poetycki rytuał. Tło stanowi mglisty, jasnobrązowy gradient, który nie pozwala określić, czy to dzień, czy noc. Jednak z tytułu oraz samej góry obrazu wiemy: to blask księżyca rozświetla scenę.
Światło nie pełni tu funkcji - jest uczuciem. Odbija się w mokrym materiale, w połysku skóry dłoni, w miękkich fałdach kimona. Gest kobiety jest powtarzalny, medytacyjny. W tej ciszy odbija się echo życia samej Ōi — artystki, która biła swoje płótno, by wydobyć z niego dźwięk, rytm, istnienie. „Kinuta” to hymn na cześć pracy i samotności; przypowieść o kobiecie, która w świetle księżyca odnajduje własne tempo, własną tożsamość.
W warsztacie Hokusaia Ōi była nie tylko uczennicą, ale i współtwórczynią. Pomagała mu w ostatnich latach, gdy drżały mu dłonie, a wzrok słabł. To ona malowała tła, poprawiała linie, korygowała światło. Jej wpływ można dostrzec w późnych dziełach mistrza – w łagodniejszym modelunku twarzy kobiet, w bardziej zmysłowym operowaniu światłem, w miękkości konturu. Jeżeli w sztuce Hokusaia była precyzja i kosmiczna ciekawość, to w sztuce Ōi pojawiło się czucie i empatia.
Jej obrazy to nie kronika życia Edo, lecz liryczne studia światła i duszy. Każda twarz jest półcieniem, każda dłoń — gestem skupienia. W jej cieniu odbija się świat, który widziała z bliska: świat kobiet uwięzionych w pięknie, artystów na granicy biedy i geniuszu, ludzi, którzy w blasku lampionów szukali namiastki wolności.





Katsushika Ōi – samotna, uparta, wierna sztuce – nie głosiła haseł emancypacji, ale swoim życiem napisała najpiękniejszy manifest kobiecej niezależności epoki Edo. I choć jej imię długo pozostawało w cieniu Wielkiej Fali ojca, dziś brzmi jak echo z przeszłości: ciche, lecz nie do zignorowania.



W przeciwieństwie do typowego ukiyo-e, które przedstawiało świat „bez cienia” – sceny dzienne, rozproszone światło, płaskie kolory, wyraźny kontur – Ōi łamie konwencję. Nie oświetla swoich postaci równomiernie; pozwala, by części twarzy, kimona, dłoni ginęły w mroku. Światło w jej obrazach jest nieprzewidywalne, organiczne, reagujące. Nie służy tylko do pokazania formy, lecz do zbudowania atmosfery. Tak jak w zachodnich obrazach Caravaggia, tak u Ōi światło staje się językiem emocji – raz intymnym szeptem, raz gwałtownym błyskiem.
Wszystkie jej dzieła pokazują, że Ōi nie była eksperymentatorką dla samej innowacji. Jej technika nie była manierą, lecz świadomym wyborem – próbą nadania malarstwu nowego języka. Tam, gdzie inni widzieli tylko dekorację, ona dostrzegała dramaturgię światła. Tam, gdzie inni szukali urody twarzy, ona odnajdywała psychologię spojrzenia. Jej „znaczące światło i cień” to nie tylko techniczna biegłość, ale także sposób myślenia o świecie: że piękno istnieje nie w świetle dnia, lecz w delikatnym półmroku, gdzie forma i emocja stapiają się w jedno (co koresponduje do szerszej roli cienia w japońskiej estetyce, o czym przeczytasz tu: „Pochwała cienia” Tanizakiego – dotknijmy japońskiego piękna półmroku, tak odmiennego od zachodniej estetyki światła).

Dziś jej twórczość można podziwiać w nielicznych muzeach — wśród nich Museum of Fine Arts w Bostonie, gdzie znajduje się „Three Women Playing Musical Instruments” (to ten o kobietach – muzykach), Cleveland Museum of Art, które posiada przypisywany jej portret kobiety, oraz Ota Memorial Museum of Art w Tokyo, gdzie prezentowano „Night Scene in the Yoshiwara” (scena w nocnej Yoshiwarze). Każdy z tych obrazów to nie tylko przykład jej technicznego mistrzostwa, lecz także czułego, niemal psychologicznego spojrzenia na światło, ciało i samotność. Oglądając je, można zrozumieć, jak daleko wyprzedzała swoje czasy — jej gra ze światłem i cieniem, odwaga w podejmowaniu intymnych tematów oraz subtelność obserwacji ludzkiego wnętrza zbliżają ją bardziej do europejskich mistrzów przełomu wieków niż do konwencji ówczesnego Edo.

Jesli kiedyś staniesz przed jej obrazem — czy to w Tokyo, Bostonie, czy na ekranie — zatrzymaj się chwilę. Spójrz w te ciche światła Yoshiwary, n delikatny ruch dłoni uderzającej w tkaninę w świetle księżyca. To nie tylko historia o córce wielkiego mistrza. To historia o kobiecie wyjątkowej, którą po prostu warto poznać.
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!