



Japońska estetyka od wieków opiera się na subtelnej dialektyce między tym, co widoczne, a tym, co ukryte. Zamiast eksponować formę w ostrym świetle, pozwala jej wyłaniać się z półmroku — powoli, delikatnie, z poszanowaniem dla przestrzeni i czasu. In’ei (陰翳), czyli cień, półcień, gra światła i mroku, nie oznacza ciemności absolutnej, ale raczej miękki filtr, który przepuszcza światło tylko częściowo, rozpraszając je i zmiękczając. To światło sączące się przez papierowe shōji, niknące pod okapem dachu, łagodnie opadające na lakierowaną powierzchnię naczynia.
W przeciwieństwie do kultury zachodniej, w której jasność symbolizuje prawdę, wiedzę, kontrolę i postęp — a mrok często bywa utożsamiany z ignorancją lub zagrożeniem — japońska filozofia estetyczna nie odrzuca cienia. Wręcz przeciwnie: uznaje go za niezbędny element harmonii. To, co niezbyt wyraźne, jest dla Japończyka bardziej pociągające niż to, co jawne. Piękno nie tkwi w samym obiekcie, lecz w jego relacji z otoczeniem, w przejściach tonalnych, w przemijającym blasku, który przez chwilę oświetla powierzchnię, by zaraz znów się w niej rozpłynąć.
W japońskim domu (tym tradycyjnym) cień nie jest złem koniecznym wynikającym z braku światła — jest zaprojektowanym efektem, celem samym w sobie. Jest „ciszą światła”. Miękką obecnością, która pozwala odpocząć oczom, umysłowi, duszy. W cieniu ukrywa się przestrzeń wyobraźni, niedopowiedzenie, które angażuje obserwatora i zaprasza go do współtworzenia znaczenia. Cień nie dominuje — współistnieje.
Tanizaki pisze:
美は物体にあるのではなく、物体と物体との作り出す陰翳のあや、明暗にあると考える。
„Odnajdujemy piękno nie w samym przedmiocie, lecz we wzorach cieni, w grze światła i mroku, które powstają, gdy jedno zderza się z drugim.”

To w cieniu — a nie w ostrym świetle — piękno rzeczy może pozostać tajemnicą. A tajemnica, jak wiedzieli dawni mistrzowie nō, chanoyu, czy młodszego haiku, nie jest brakiem wiedzy, ale źródłem głębokiego doświadczania świata.

Jun’ichirō Tanizaki był pisarzem osobnym. W młodości zafascynowany modernizmem, techniką, zachodnim stylem życia – w dojrzałym wieku coraz wyraźniej zwracał się ku japońskiej tradycji, odnajdując w niej nie tylko estetyczny porządek, lecz także duchową równowagę. Ta ambiwalencja – zachwyt nad zachodnią energią i jednoczesna melancholia związana z utratą subtelności starej Japonii – przebija się przez niemal każdą stronę „Pochwały cienia”. Esej ten nie jest jedynie refleksją o estetyce. To intymny, pełen czułości i cichego bólu monolog człowieka, który dostrzega, że świat, jaki kocha, powoli się rozpływa – tak jak zanikają cienie w ostrym świetle nowoczesności.

W tle wybrzmiewa nuta rezygnacji – Tanizaki nie nawołuje do buntu, lecz do ocalenia. Chciałby, by chociaż jeden dom – dom sztuki, domu ducha – pozostał jeszcze w cieniu. Bez hałasu świetlówek, bez industrialnej estetyki, bez konieczności objaśniania wszystkiego.

Dla zachodniego oka wnętrze takie może wydawać się ciemne, ponure, wręcz nieprzyjazne. Ale dla japońskiej wrażliwości to właśnie cień jest miejscem kontemplacji – przestrzenią, w której zmysły odzyskują wrażliwość, a myśl spowalnia i zatapia się w świecie rzeczy nieoczywistych. Tanizaki pisał: „My, ludzie Orientu, czynimy z ciemności kosmetyk, tak jak ludzie Zachodu rozświetlają twarze pudrem i różem.”) – porównując półmrok do makijażu, który nie pokazuje, lecz ukrywa i tym samym nadaje formie głębię i nowe piekno.

Szczególnie gorzko brzmi jego refleksja na temat instalacji elektrycznych: wentylatorów, przewodów, włączników. Są to elementy obce – funkcjonalne, ale nie do ukrycia. Psują harmonię. Tworzą dysonans. Są symbolem inwazji nowoczesności na przestrzeń duchową. W zachodnim domu wszystko ma być widoczne, dostępne, wyeksponowane. W japońskim domu – przeciwnie – to, co ukryte, jest cenniejsze niż to, co na wierzchu.



W cieniu rzeczy milczą. Milczenie to jest pełne znaczeń. Przedmiot nie domaga się uwagi – on ją przyjmuje, gdy spojrzenie dojrzeje. W „In’ei raisan” Tanizaki nie opisuje po prostu wnętrz domów oraz naczyń. On tworzy metafizykę półmroku. Oferuje nie tyle alternatywną estetykę, co alternatywny sposób bycia w świecie – uważniejszy, wolniejszy, bardziej czuły.

Pisze: “Istnieją pewne warunki idealnej toalety: odrobina półmroku, absolutna czystość i cisza tak głęboka, że słychać świergot ptaka lub szelest liści”. To miejsce, gdzie – jak wspomina – można medytować „z rozpiętym pasem” i kontemplować naturę, dźwięki, światło przesączające się przez gałęzie. Nadanie sacrum temu, co w kulturze zachodniej uważane jest za nieestetyczne, zawstydzające, wręcz wstydliwe. Bardzo japońskie.
Tanizaki powołuje się na Natsume Sōsekiego, który w liście do przyjaciela wyznał, że najgłębszą przyjemność odnajduje właśnie w porannej toalecie, gdy siedzi otoczony drzewami, wpatrując się w liście i słuchając dźwięków przyrody. Ta historia nie jest żartem ani prowokacją – to manifest estetyki, która obejmuje całe życie, również jego fizjologiczny, cielesny wymiar. To w takich miejscach można poznać autentyczne różnice kulturowe – gdy jeden mówi całkiem na poważnie, a drugi nie wierzy w to, co słyszy i zakłada, że to jakiś żart.

Tradycyjne piękno codzienności – uczy nas Tanizaki – możliwe jest jednak tylko wtedy, gdy nie zakłóca go światło jarzeniówki, błyszczący metal czy szum elektrycznej suszarki. „Człowiek Zachodu używa światła do pracy, człowiek Orientu – by zmiękczyć odpoczynek.”

Podobnie jest w kuchni. Tanizaki wspomina, jak zniszczona zostaje harmonia dań pod wpływem elektrycznego światła: „Japońskie jedzenie... traci połowę swojego piękna w blasku elektrycznych lamp”. Kolory zup miso, głębia ryżu, miękki połysk warzyw w bulionie – to wszystko istnieje jedynie w ciemnych lakowanych miseczkach, w cieniu, który nie odsłania wszystkiego. Smak jest tylko jednym ze zmysłów. Liczy się dotyk miski, zapach pary, blask światła na powierzchni zupy. To sztuka subtelna, cicha, nieprzezroczysta.

To zdanie mogłoby być mottem całej japońskiej estetyki – i przestrogą dla kultury Zachodu, która w pośpiechu ku światłu gubi głębię mroku. Japonia – uczy nas Tanizaki – nie boi się ciemności. Umie w niej mieszkać. I uczy, jak w niej żyć pięknie.


Stąd blisko już do wabi-sabi – estetyki niedoskonałości, przemijalności i melancholijnego piękna rzeczy zużytych, popękanych, naznaczonych czasem. Tanizaki nie używa tego terminu wprost, ale jego zachwyt nad zacienioną misą zupy, której lakier migoce cicho przy świecy, jest w duchu głęboko wabi-sabi (o stylu tym piszemy więcej tu: Jak nie walczyć z sobą samym na każdym kroku? Wabi Sabi to nie wystrój wnętrz tylko wystrój życia.). Nie doskonałość przyciąga jego uwagę, lecz to, co wymyka się definicjom – nieregularność, osad, cień, ślad dotyku. Półmrok staje się przestrzenią dla współistnienia z rzeczami, a nie ich dominowania.
Jest w tym myśleniu zgoda na niejednoznaczność – podczas gdy Zachód próbuje światłem ustalić granice oraz prawdę obiektywną, Wschód uznaje, że prawda mieszka często w tym, czego nie widać. Cień staje się miejscem łagodnej kontemplacji, nie niebezpieczeństwa. W teatrze nō ruchy są powolne, światło nikłe, gest opóźniony. W kuchni – talerz nie błyszczy metalicznie, lecz zaprasza do odczuwania wszystkimi zmysłąmi. W świątyni – złoto nie iskrzy jak na barokowym ołtarzu, lecz „tonie w cieniu, jakby unikało naszego wzroku”.
Lekcja z ciemności
Nie chodzi o powrót do świec i glinianych misek. Ani o nostalgiczne zanurzenie się w egzotyzmie dawnej Japonii. Lekcja, którą zostawia nam Jun’ichirō Tanizaki w „In’ei raisan”, nie dotyczy formy – lecz spojrzenia. Cień nie jest tu brakiem światła, lecz jego warunkiem. Tak jak milczenie nie jest brakiem słów, ale przestrzenią, w której słowa mogą wybrzmieć. Tak i półmrok – w pokoju, na powierzchni przedmiotu, w pejzażu – jest warunkiem kontemplacji.
Tanizaki nie był konserwatystą ani wrogiem nowoczesności. Był poetą nastroju, który rozumiał, że człowiek potrzebuje nie tylko blasku, lecz i półcienia. Że zbyt mocne światło wypala detale, a zbyt głośny hałas tłumi niuanse. W jego eseju nie chodzi o powrót do przeszłości, lecz o odzyskanie czegoś głęboko ludzkiego – zdolności do widzenia tego, co ciche, stare, nieoczywiste.
Może więc czasem warto przygasić światło. Usiąść przy matowej filiżance herbaty. Dotknąć przedmiotu, który pamięta więcej niż my. Zostawić miejsce na cień – nie tylko w pokoju, ale i w myśleniu. Bo w świecie pełnym świateł, ekranów, reflektorów, może właśnie cień przywraca sens widzenia.
Sprawdź podobne artykuły:
Chimeryczne maski teatru Noh – forma prawdziwsza od treści
Oseibo – japoński rytuał wdzięczności i pamięci. Dlaczego uczeń pamięta o mistrzu przez całe życie?
Honor nie należał tylko do samurajów - męstwo, odwaga i etos życia machi-shū
Najważniejsza lekcja Musashiego: "W żadnej kwestii nie przywiązuj się do swoich upodobań" (Dokkōdō)
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!