

「散る花の心知られぬ人こそなけれ」
„Nie ma człowieka, który nie zna losu opadającego liścia.”
To nie tylko ładna metafora. To fundament kultury, w której życie ma wartość nie wtedy, gdy trwa, lecz gdy jest oddane. Samurajski kult śmierci. Momijigari było tu tresurą na brak lęku przed własnym końcem — drogą do osiągnięcia 不動心 (fudōshin), „serca niewzruszonego”.


Na moście przesuwa się powolny strumień ludzi, ale nie jest to tłum – raczej pochód kroków, trochę taniec, trochę powolny chaos. Nikt się nie spieszy. W Japonii jesień nie jest sezonem, jest wydarzeniem – czymś, na co czeka się jak na spotkanie z kimś bliskim. I dzisiaj spotkanie właśnie się odbywa.





Na listopadowym spacerze wśród drzew i innych przechodniów - Japończyków łatwiej mi, jako Europejczykowi, pojąć, dlaczego momijigari nie oznacza „oglądania liści”. Bo przecież powinno znaczyć „oglądanie liści” – wszak tym właśnie zdaje się być. Ale nie. Momijigari to: „紅葉狩り” (liść + polowanie) - oznacza „polowanie”.
Ale tak naprawdę nie na liść. Na moment.
Na tę jedną sekundę, kiedy widzisz piękno i wiesz, że w następnej już go nie będzie.
Nie próbujesz zatrzymać. Nie próbujesz zachować. Pozwalasz odejść. Momijigari jest sztuką pozwalania, a nie posiadania. Ćwiczeniem obecności na długo zanim zachodni świat wymyślił słowo „mindfulness”. Jest patrzeniem na przemijanie bez strachu, bez desperacji, bez kurczowego chwytania.


Drugi znak, 葉 (ha / yō), oznacza liść. W języku japońskim liść jest nie tylko elementem rośliny, ale również symbolem cyklu wzrastania i zanikania. W klasycznej poezji często pojawia się jako metafora chwilowości życia ludzkiego: młodość rozkwita gwałtownie jak świeży liść, dojrzałość to głęboka zieleń w pełnym słońcu, a jesień – kiedy liść zmienia barwę i powraca do ziemi – jest obrazem przejścia, ale nie tragedii, raczej spokojnego domknięcia kręgu.


W ten sposób cały zwrot 紅葉狩り niesie w sobie prostą, ale bardzo japońską refleksję: piękno jest tym intensywniejsze, im bardziej jest nietrwałe – i nie jest nam po prostu dane – trzeba je sobie „upolować” poprzez bycie uważnym. To, co przychodzi i odchodzi szybko, domaga się pełnej obecności. Dlatego momijigari nie jest zwykłym spacerem. Jest praktyką patrzenia — powolnego, cichego i uważnego — na rzeczy, które trwają tylko chwilę.
Jeżeli w samym słowie momijigari zapisana jest filozofia przemijającego piękna, to jego historia pozwala zobaczyć, jak ta wrażliwość rodziła się w praktyce życia ludzi, w sposobie patrzenia i przeżywania jesieni. Jego początków należy szukać w świecie arystokracji epoki Heian (794–1185), czyli w czasie, w którym dwór cesarski w Kyoto był centrum kultury, literatury i subtelnych form emocjonalnego wyrazu.
Dwór Heian stanowił społeczność, która wydawała się żyć po to, by patrzeć — patrzeć na zmieniające się światło dnia, na odcienie jedwabnych szat, na sposób, w jaki wiatr porusza gałązkami śliwy lub klonu. Tak przynajmniej ich poznaliśmy z poezji. Arystokraci tego okresu byli ludźmi głęboko osadzonymi w świecie rytuałów i estetycznych gestów. Ich życie wyrażało się nie tyle w czynach politycznych, ile w pisaniu poezji i czytaniu krajobrazu. Spacerowano do ogrodów i pawilonów przeznaczonych specjalnie do oglądania sezonowej zmiany — wczesną wiosną kwitnienia śliw, jesienią przebarwień liści.

Ślady takich chwil znajdujemy w najważniejszych dziełach literatury epoki. W „Genji Monogatari” Murasaki Shikibu. opisy jesienne pojawiają się jako momenty najgłębszej tkliwości. Jesień jest tam czasem, kiedy pamięć, tęsknota i świadomość upływu czasu przenikają się bez słów. Z kolei w antologii „Kokinshū” obrazy czerwonych liści i mgieł o poranku zostają uchwycone w krótkich, precyzyjnych fragmentach — tak skondensowanych, że pojedynczy szczegół (jak liść zatrzymany na falach rzeki Kamo) potrafił unieść ciężar całego uczucia.
嵐山や
もみじの錦
水くぐる
鴨の河瀬の
秋の夕暮
(Arashiyama ya / momiji no nishiki / mizu kuguru / Kamo no kawase no / aki no yūgure)
"Arashiyama —
brokat klonów spływa do wody,
w płytkich nurtach Kamo
unoszony i rozwiewany
zmierzchem jesieni."

Momijigari w epoce Heian nie było więc tylko zwyczajem spacerowania po ogrodach. Było treningiem percepcji — uważnym patrzeniem, w którym świat zewnętrzny i wewnętrzny nakładają się na siebie. To wówczas jesień stała się w Japonii sezonem introspekcji, zatrzymania, cichego pogodzenia się z biegiem czasu. Ten sposób myślenia nie zniknął — to właśnie on uczynił z momijigari coś znacznie więcej niż sezonową atrakcję. Uczynił z niego gest duchowy.
Jeśli w okresie Heian jesień była wzruszeniem, to wraz z nadejściem rządów wojowników w Kamakurze (1185–1333) i ich pełnym dojrzewaniem w Muromachi (1336–1573) stała się surową lekcją. Arystokraci pisali poezję o liściach, które spadają jak wspomnienia — samurajowie patrzyli na te same liście, aby nauczyć się obojętności wobec własnego losu.
To już nie była melancholia. To była twarda pedagogika przemijania.

Zapisy z „Kamakura Gongoroku” opisują ćwiczenie, w którym młody samuraj miał usiąść pod drzewem klonu iroha-momiji i obserwować liście aż do pierwszego opadnięcia. Nie wolno było poprawiać pozycji, otrzeć potu, ani odwrócić wzroku.
Cała lekcja mogła trwać godziny.
Nie chodziło o poezję. Chodziło o przygotowanie na moment, w którym własne życie zacznie opadać jak liść. Samuraj miał przyjąć swoją śmierć tak samo spokojnie, jak klon zrzuca liście — bez oporu, naturalnie, bez słowa.

Ciekawe jest to, że momijigari pojawia się również w etosie śmierci na polu bitwy. W kronikach „Taiheiki” opisujących konflikty okresu Nanboku-chō (XIV w.) znajdujemy taki zapis o wojowniku Kusunoki Masashige:
„Nie ma człowieka, który nie zna losu opadającego liścia.”
To nie jest ornament literacki. To jest szkielet kultury śmierci, w której:
- miłość jest nieistotna,
- jednostka jest pyłkiem wobec klanu i pana,
- życie ma wartość tylko, jeśli zostanie oddane we właściwy sposób.

W Muromachi ten zwyczaj przeszedł kolejną przemianę: stał się także elementem rytuału parzenia herbaty. Murata Jukō, prekursor chanoyu, wspominał, że najlepszy czas na herbatę to „kiedy ostatnie liście trzymają się jeszcze gałęzi”. To była sztuka bycia na krawędzi zaniku.
Samuraj miał: patrzeć na liść, przyjąć, że zaraz spadnie i i nie drgnąć.
Momijigari w okresie Kamakura i Muromachi to nie sentyment, ale hartowanie duszy.
To nauka umierania zawczasu — aby w chwili próby przyjąć śmiertelny cios bez cienia strachu, ani żalu.
Dawna Japonia to nie tylko wojownicy, klasztory zen i groźna cisza nad polem bitwy. Gdy w XVII wieku rozpoczął się okres Edo, kraj wszedł w czas długotrwałego pokoju, który zmienił zarówno rytm życia, jak i sposób odczuwania świata. Zniknęła konieczność ciągłej gotowości na śmierć, a w jej miejsce pojawiła się możliwość uważnego, codziennego życia. To właśnie wtedy momijigari wyszło poza cesarskie ogrody i samurajskie pustelnie, stając się doświadczeniem całego społeczeństwa — od aktorów kabuki, przez kupców, po zwykłych mieszkańców miasta.


W tym okresie motyw klonowych liści zaczął przenikać w niemal każdy aspekt kultury materialnej. Wzory momiji pojawiały się na kimono noszonych przez mieszczanki i kobiety w dzielnicy Yoshiwara. W ceramice Kiyomizu-yaki i Kutani-yaki wprowadzano szkliwa w odcieniach głębokiej czerwieni, które miały odtwarzać kolor beni — barwnika uzyskiwanego z krokosza. W pracowniach lakierniczych mistrzowie maki-e nanosili drobne złote płatki w formie rozsypanych liści na czarne, lśniące powierzchnie pudełek na kadzidła, wachlarzy i pudełek na pudry.
Jesień stawała się nie tylko doświadczeniem zmysłów, ale również stylem — sposobem noszenia się, świętowania, jedzenia. W herbaciarniach w okolicach Ueno czy Meguro podawano ryż z kasztanami, grillowaną jesienną makrelę i słodkie ziemniaki pieczone w glinianych piecach, których zapach unosił się nad targowiskami jak symbol początku chłodnych dni.
Momijigari w epoce Edo można opisać jednym zdaniem: to sztuka życia na tyle uważnego, by zdążyć zauważyć piękno, zanim odejdzie. A zauważenie to już forma wdzięczności.

Najwcześniej zmieniają się liście na Hokkaidō, zwłaszcza w Daisetsuzan, gdzie szerokie doliny świerkowe przecinają rozległe strefy klonów. Potem fala koloru schodzi ku Honshū: Nikkō, Hakone, Kamakura, Nagano, aż po Arashiyamę i Kiyomizu-dera w Kyoto, gdzie jesień osiąga niemal teatralną intensywność (to stamtąd pochodzą najsłynniejsze zdjęcia japońskiej jesieni). W Tokyo momijigari odbywa się nie w górach, lecz w miejscach codziennych: Shinjuku Gyoen, Koishikawa Kōrakuen, Rikugien, wzdłuż rzeki Kanda i nawet na osiedlowych skwerach, gdzie dzieci zbierają liście do zeszytów z przyrody.
To, co najważniejsze: nie ma tu pośpiechu. Momijigari można wręcz definiować powolnym tempem.

W plecakach jest niewiele: termos z genmaichą lub hōjichą, mała bento z czymś prostym — słodki ziemniak pieczony yaki-imo, kilka kawałków tamagoyaki, może onigiri zawinięte w folię pachnące nori. Starsze pary często biorą małe składane stołeczki (są całe linie ultralekkich „ogrodowych” stołeczków w Daiso i w sklepach w stylu Muji, zaprojektowanych specjalnie pod jesienne spacery).
W lasach widać niekiedy shuinchō — notesy na pieczęcie świątynne. Podczas jesiennych wędrówek ludzie często odwiedzają okoliczne chramy. Kapłani oczyszczają szczotką liście z bram torii, ale nie zbierają ich wszystkich — wiedzą, że dywan jesieni ma swój sakralny wymiar.
Momijigari to też zmysły: zapach wilgotnego mchu, w którym liście są jeszcze ciepłe od dnia; dźwięk kroków na suchych brzegach rzek; cienka mgła, która pojawia się między godziną 15 a 16, gdy słońce cofa się za góry.

Niektórzy robią zdjęcia — ale dopiero po chwili patrzenia. To bardzo charakterystyczne: najpierw spojrzenie, dopiero potem ekran. Często ktoś robi dwa, może trzy zdjęcia, po czym chowa telefon. Rodzice podnoszą dzieci na ramiona, żeby mogły dotknąć liścia, ale „nie urwać” — tu ważne jest nieposiadanie, tylko spojrzenie.
W sklepach z pamiątkami (zwłaszcza tych starych, przyświątynnych) sprzedaje się zakładki do książek z prawdziwymi suszonymi liśćmi, zalanymi w cienkiej warstwwie żywicy. W herbaciarniach jesienią pojawiają się wagashi w kształcie klonowych liści: nerikiri barwione naturalnym barwnikiem z krokosza, albo ciastka momiji manju w Hiroshimie — miękkie, ciepłe ciastko w kształcie liścia, nadziewane pastą z czerwonej fasoli.
Momijigari dziś nie jest festiwalem. Nie jest turystycznym „punktem programu”. Jest czymś zaskakująco prostym — jest wyjściem w świat, żeby go po prostu zobaczyć, zanim się zmieni. Idzie się upolować chwilę, która już zaczyna odchodzić.
Współczesne momijigari nie jest improwizacją. W Japonii jesień ma swój rytm. Tak jak wiosną śledzi się kwitnienie sakury, tak jesienią obserwuje się kōyō zensen (紅葉前線) — „front jesiennego koloru”. To pojęcie funkcjonuje w prognozach pogody, w gazetach, w aplikacjach i telewizji.

W aplikacjach pogodowych takich jak tenki.jp, Yahoo! 天気, czy oficjalne aplikacje JR (Japan Railways), dostępne są codziennie aktualizowane mapy oznaczone hasłem 紅葉情報 (kōyō jōhō — „informacja o jesiennym kolorze”). Pokazują stan liści nie ogólnie, lecz w konkretnych miejscach: np. rzeka Kiyotaki w Arashiyamie, droga do świątyni Takao, ogród Rikugien, ścieżka do Ise, zatoka Miyajima, Aizuwakamatsu, jezioro Towada.
|
|
|
|
Słowo 見頃 (migoro) jest dla wielu Japończyków sygnałem, że „to jest ten dzień”. Nie wczoraj. Nie jutro. Dziś. Bo jeśli poczekasz choć chwilę za długo, wiatr zdejmie kolory z drzew, a krajobraz przejdzie z ognia w ciszę. Momijigari jest więc nie tylko spacerem, ale szukaniem właściwego momentu w czasie — tak jakby człowiek chciał zsynchronizować własny oddech z ruchem pór roku.

Te mapy — cyfrowe i papierowe — mówią jedno:
„Jesień jest tutaj tylko chwilę. Jeśli chcesz ją zobaczyć, musisz być uważny”.

Jesień w Japonii nie jest kolorem. Jest terminem. Jest czasem, który trzeba umieć zauważyć i przyjąć. To wymaga uważności — tej samej, którą tysiąc lat temu ćwiczono w ogrodach cesarskiego Heian, a potem na polach bitew samurajów. Momijigari trwa dalej, ale dzisiaj — wspierane przez mapy w smartfonie. Technologia nie zawsze szkodzi. Japończycy mają dziwną umiejętność wykorzystywania nowych wynalazków do rzeczy naprawdę ważnych w życiu.
Sprawdź podobne artykuły:
Jesienny spacer z mistrzami haiku - czuć „po japońsku” wśród polskich brzóz
72 japońskie pory roku cz. 2 – jesień i zima w kalendarzu świadomego życia
Wieczorne rozmyślania w barze. Yotsuya, Tokyo.
Deszcz jako stan umysłu w japońskiej sztuce ukiyo-e
Teru teru bōzu – zabierz deszcz i daj słońce… albo ciach!
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!