Góry Japonii kryją w sobie cienie, które nie należą ani do dnia, ani do nocy. Cienie kobiet, które wyszły z domów i nigdy do nich nie wróciły. Kobiet, które przestały być matkami, córkami i żonami, a stały się tym, czego kultura się boi — niezależnością. Jedną z nich była Yamanba. Postać o tysiącu imion i jeszcze większej liczbie twarzy: raz silna i opiekuńcza, innym razem szalona, rozczochrana, ludożerna. Dziś poznamy ją bliżej — nie tylko jako kolejną ciekawostkę z japońskiego bestiariusza yokaiów, nie jako folklorystyczną ozdobę popkultury, ale jako archetyp kobiety nieujarzmionej, która swoją obecnością wywraca męski porządek rzeczy.
W opowieściach szeptanych przy ogniu i w pieśniach teatru nō, w ilustrowanych zwojach i w literaturze nowoczesnej, Yamanba powraca jak echo niepokojącego pytania: co się dzieje, gdy kobieta przestaje być „miła”? Gdy nie gotuje, nie rodzi, nie służy? Gdy staje się dzika, samotna, mądra — i „nieprzydatna” społeczeństwu? Jako uosobienie nieczystości, chaosu i płodności ponad miarę, Yamanba staje się figurą transgresji, kobietą niemieszczącą się w kategoriach społecznie akceptowalnych, kobietą spoza słownika patriarchatu. Nie do ujarzmienia, nie do złamania, nie do zaszufladkowania. Dlatego Yamanba musiała zostać potworem. Dzika, autonomiczna kobiecość nie mieściła się w porządku męskiego świata.
W tym artykule pójdziemy jej śladem: przez górskie przełęcze mitów, przez kręte ścieżki języka, przez rytuały wykluczenia i ślady buntu. Zajrzymy do jej chaty, zatańczymy z nią pod księżycem w sztuce nō Zeamiego, spojrzymy jej w oczy we współczesnych subkulturach gyaru, a na koniec — być może — zobaczymy jej cień we własnym życiu. Bo Yamanba nie umarła. Ona tylko czeka, aż znów ktoś zgubi drogę.
Nazwę Yamanba (山姥), czytaną również jako Yamauba, można przetłumaczyć dosłownie jako „górska mamka” lub „stara kobieta z gór”. W zapisie kanji kryje się więcej, niż mogłoby się wydawać. Pierwszy znak, 山 (yama), oznacza górę — przestrzeń od zawsze uznawaną w Japonii za świętą, tajemniczą i niebezpieczną. Góra to nie tylko miejsce fizyczne, ale i duchowe — granica między światem ludzi a zaświatami, sferą bogów, yōkai i dusz przodków. Drugi znak, 姥 (uba), to archaiczne określenie kobiety starszej wiekiem — zabarwione zarówno czcią, jak i lękiem. Dawniej używano go także na określenie mamki, kobiety karmiącej cudze dzieci — a więc postaci macierzyńskiej, lecz nie biologicznej matki.
W źródłach historycznych spotkać można także warianty zapisu tej postaci, które ujawniają regionalne i symboliczne różnice:
▫ 山婆 (yamanba) – z użyciem znaku 婆, bardziej bezpośrednio przywodzącego na myśl czarownicę lub babę.
▫ 山母 (yamaha/yanbō) – „górska matka”, forma podkreślająca jej archetypowe, matronalne korzenie.
▫ 山姫 (yamahime) – „księżniczka gór” — postać ze starszych przekazów: młodsza, niekiedy boska.
▫ 山女郎 (yamajoro) – „kobieta z gór” lub „górska kurtyzana”, zabarwienie bardziej ambiwalentne, zbliżone do ludowych opowieści o uwodzicielkach o nadprzyrodzonym rodowodzie.
Postać Yamanby pojawia się już w klasycznych zbiorach opowieści ludowych z okresu Heian i Kamakura. Jedną z najstarszych pisanych wzmianek znajdziemy w „Konjaku Monogatari” (今昔物語集, przełom XI i XII wieku) — antologii legend z Japonii, Indii i Chin, która utrwaliła wiele pierwotnych motywów. W późniejszych epokach jej wizerunek pojawia się w zbiorach opowieści takich jak „Otogizōshi” (御伽草子) — krótkich, ilustrowanych opowieściach z epoki Muromachi, często zawierających moralistyczny lub metafizyczny przekaz.
W okresie Edo (XVII–XIX w.) postać Yamanby zostaje rozpoznana przez artystów i twórców jako jeden z kluczowych motywów ludowego imaginarium. Pojawia się w sztuce drzeworytniczej (ukiyo-e), m.in. w dziełach Toriyamy Sekiena czy Sawakiego Sūshi, w których zyskuje ikonograficzny, niemal teatralny wygląd — kobiety z długimi, siwymi włosami, nienaturalnym uśmiechem i twarzą podobnej do maski teatru nō. W tym samym czasie rozwija się także dramaturgia nō, gdzie Yamanba pojawia się jako figura filozoficzna i alegoryczna — do tego tematu powrócimy w dalszej części artykułu.
Yamanba pojawia się na rozstajach mitu i codzienności, między snem a rzeczywistością, na styku tego, co kobiece, dzikie i nieoswojone. Była postacią liminalną, czyli należała w części do świata ludzi, a w części do świata nadprzyrodzonego. Choć jej imię zmieniało się w zależności od regionu, a jej twarz nigdy nie była do końca taka sama, to jej obecność była niepokojąco znajoma każdemu, kto wychowywał się u podnóża gór Japonii.
Yamanba może przybrać postać łagodnej staruszki o ciepłym spojrzeniu i spracowanych dłoniach. To ta, która zaprasza zziębniętego wędrowca do chaty, podaje mu gorącą zupę z leśnych korzeni, zagrzewa mu siennik. Ale nocą jej uśmiech się zmienia — usta otwierają się w paszczy szerokiej od ucha do ucha, oczy rozjarzają się ogniem, a długie, siwe włosy stroszą się nienaturalnie.
W klasycznych drzeworytach i opowieściach ludowych, metamorfoza Yamanby jest stałym elementem. Potrafi być piękną dziewczyną, śpiewającą wśród mchów, by po chwili zamienić się w przerażającą postać. Zmienia się w ciemności z gościnnej gospodyni w potwora. W niektórych wersjach ludowych podań potrafi latać, wysysać krew, przyjmować postać pająka lub zniknąć jak dym, gdy próbuje się ją zranić.
Tym, co najbardziej fascynuje w Yamanbie, jest jej wewnętrzna sprzeczność. Potrafi być jednocześnie nurtującą matką i zjadaczką ludzi. W opowieściach z prefektury Nagano ratuje dzieci, które zgubiły się w lesie, karmi je mlekiem, przytula do snu. Ale w innych historiach, słychać nocą dźwięk ostrzonego noża — a wtedy wiadomo, że wędrowiec, który przyjął jej gościnę, nie ujrzy już poranka.
Jej płodność również jest legendarna — w niektórych opowieściach wystarczy, że dotknie mężczyzny, by zajść w ciążę i urodzić setki dzieci. W micie o narodzinach Kintarō, przyszłego wojownika Minamoto no Yorimitsu, Yamanba rodzi syna z boskiego snu, po spotkaniu z czerwonym smokiem. Nie jest więc tylko potworem — jest matką herosa, kapłanką życia.
Ale Yamanba nie ma domu. Wędruje po górach, czasem znika na lata, by pojawić się tam, gdzie świat jest na zakręcie. Wędruje boso, z kijem w dłoni, z wiązką ziół lub ryżu, czasem z workiem pełnym skarbów, czasem z pustymi oczami. Jej wolność jest absolutna — nie podlega zasadom ludzi ani bogów. Nie zna kalendarzy, nie uznaje czystości, nie zna granic państw, domen, samurajskich włości. Anie męskich przykazań tradycyjnego patriarchatu.
Yamanba pojawia się w dziesiątkach opowieści przekazywanych przez wieki — często sprzecznych, zawsze nasyconych znaczeniem. W jednej z nich młody mnich trafia do jej chaty, a potem ucieka, rzucając za siebie trzy magiczne talizmany, które zamieniają się w góry, rzeki i ogień, by go chronić. W innej historii, mężczyzna pragnący żony, która „nie je”, poślubia kobietę, która potajemnie wsuwa ryż przez ukryte usta na głowie.
W baśni „Nukafuku i Komefuku” Yamanba nagradza dobrą, pokorną siostrę, a karze złą i chciwą — pokazując, że choć potrafi być surowa, jest też sprawiedliwa i związana z dawnym porządkiem moralnym. W innych wersjach przynosi szczęście i bogactwo rodzinie, którą sobie upatrzyła — jeśli się jej nie odrzuci, może stać się domowym bóstwem.
Za legendami Yamanby kryje się nie tylko archetypiczna siła, ale i bolesna prawda społeczna. W czasach głodu i biedy, gdy nie starczało pożywienia dla wszystkich, istniała opowieść o zwyczaju zwanym ubasute — wynoszenia starszych kobiet w góry, by tam samotnie umarły. Te kobiety — porzucone przez bliskich, odarte z roli matki i człowieka — mogły stać się Yamanbami. Z głodu, z bólu, z gniewu. A może z pragnienia zemsty. (uwaga: to częsty motyw zarówno w malarstwie, jak i literaturze występujący jako przestroga – co ciekawe nie ma żadnych dowodów obecnie, że faktycznie praktykowano ubasute).
W innych kontekstach, Yamanba była zdziczałą miko (o miko przeczytasz więcej tu: Kapłanka shintō miko – od potężnej szamanki, po pracę dorywczą na pół etatu), kapłanką górską, która oddzielała się od świata na czas rytuału, porodu, menstruacji. Te kobiety często żyły w odosobnieniu, gdzie doznawały duchowych wizji, kontaktów z kami, bogami lasu i deszczu. Z czasem, zapomniane lub wyparte, stały się istotami granicznymi — świętymi i przerażającymi zarazem.
Yamanba nie jest jednowymiarowym potworem. Jest odbiciem kolektywnego lęku i kolektywnej pamięci — o starości, dzikości, kobiecej mocy. Jeżeli jednak spróbować znaleźć wspólny mianownik wszystkich o niej opowieści – to wydaje się, że jest to strach mężczyzn. Strach patriarchatu przed kobietą, w szczególności taką, która jest od mężczyzny niezależna. Przyjrzyjmy się temu bliżej.
W mitach, podobnie jak w snach, to, co wyparte, wraca pod postacią grozy. Yamanba – stara kobieta z gór, czasem dzika, czasem opiekuńcza – nie jest tylko folklorystycznym widmem, ale archetypem kobiety, której nie udało się męskiemu światowi ujarzmić. Jej postać wyrosła z głębokiej, kulturowej potrzeby, by oswoić, wyśmiać lub zniszczyć to, czego nie da się kontrolować – nieprzewidywalność kobiecego ciała, jego cykliczność, jego związek z naturą i śmiercią. W tym sensie Yamanba to nie tylko postać z legend – to opowieści, które mówią o lęku mężczyzn i potędze kobiet.
W tradycji japońskiej – podobnie jak w wielu kulturach patriarchalnych – kobiece ciało było postrzegane nie tylko jako narzędzie życia, ale także jako źródło zanieczyszczenia. Krew menstruacyjna, poród, mleko – wszystkie te naturalne aspekty cielesności kobiecej były otoczone tabu, zakazami i rytuałami oczyszczenia. W systemie shintō czystość rytualna była podstawą relacji z kami, bogami – a kobieta, która krwawiła lub rodziła, była postrzegana jako istota „skażona” – tak to już bywa z męskimi religiami, pod każdą szerokością geograficzną.
Z biegiem czasu ta nieufność wobec ciała kobiety przerodziła się w ideologię. Dawna bogini płodności – ta, która dawała życie i zbierała plony – została przekształcona w wiedźmę, czarownicę, zjadaczkę dzieci. Yamanba jest jednym z najbardziej dojmujących symboli tej przemiany: z jednej strony daje życie i mleko, z drugiej – pożera i niszczy. Jest projekcją lęku przed kobiecą autonomią, przed tym, że kobieta może istnieć niezależnie – od mężczyzny, od domu, od systemu.
W wielu opowieściach Yamanba nie tylko rodzi dzieci – ona wydaje na świat tysiące, dziesiątki tysięcy potomków. W legendzie z prefektury Miyazaki kobieta z gór rodzi 1200 dzieci, w mitach z Tokushimy – 99 000, w innych – 75 na raz lub 78 000 po trudnym porodzie. Te liczby nie są oczywiście realistyczne, ale też nie mają takie być. To symbol płodności totalnej, nieujarzmionej, przekraczającej wszelkie granice logiki i kontroli. W tej hiperboli kryje się siła boska – taka, którą mężczyźni próbują zrozumieć i ujarzmić, ale która wymyka się językowi i władzy.
Yamanba sytuuje się też blisko wielkich kobiecych bóstw Japonii. Izanami, matka świata, która umiera przy porodzie ognistego boga i staje się pierwszym nieumarłym (więcej o niej tu: Tragedia Izanami i furia Izanagiego w krainie rozkładu – w japońskich mitach stworzenia śmierć zawsze wygrywa). Ōgetsuhime, bogini żywności, która po śmierci daje z ciała ryż, ziarno i jedwabniki. Podobnie jak one, Yamanba łączy życie z rozkładem, stworzenie z destrukcją. W legendach jej mleko i kał zamieniają się w magiczne przyprawy, jej ciało – w lekarstwa, jej śmierć – w nowy początek. To kobiecość organiczna, związana z ziemią, ambiwalentna – daleka od idealizowanych, „czystych” wyobrażeń.
Yamanba to także kobieta, która wyszła z domu – dosłownie i symbolicznie. W japońskim społeczeństwie tradycyjnym kobieta była związana z przestrzenią wewnętrzną: z domem, kuchnią, przestrzenią prywatną. Kobieta wędrująca po górach, niezamężna, stara, samotna – stawała się figura podejrzaną, potencjalnie groźną. Jeśli do tego posiadała wiedzę (zielarską, rytualną, cielesną), stawała się czymś więcej: zagrożeniem dla porządku.
Tym właśnie jest Yamanba – figurą oporu wobec normy. Nie chce być matką ani żoną. Nie służy. Nie modli się. Nie oczyszcza swojego ciała według reguł ustanowionych przez mężczyzn. Jej istnienie samo w sobie podważa patriarchalną konstrukcję świata. Dlatego też musi być ukarana: przez śmierć, demonizację, „folkloryzację”. Ale nawet jako potwór – przetrwała.
Yamanba nie jest wyjątkiem. W mitologiach Europy również pojawiają się postacie kobiet potężnych, przerażających i wyklętych. Meduza – która pierwotnie była kapłanką Ateny, zanim została zgwałcona przez Posejdona i przemieniona w potwora – zamienia mężczyzn w kamień samym spojrzeniem. Medea – mądra, czarująca, znająca zioła i tajemnice, zdradzona, staje się morderczynią własnych dzieci. Obie, podobnie jak Yamanba, przekraczają granice kobiecego „dozwolonego” zachowania.
W kulturze patriarchalnej kobieta, która wie, staje się wiedźmą; kobieta, która wędruje, staje się czarownicą; kobieta, która żyje poza kontrolą, staje się potworem. Ale być może to właśnie z tych figur – z Yamanby, Meduzy, Medei – wyłania się możliwość innej kobiecości: dzikiej, nieujarzmionej, twórczej, nieobliczalnej. Takiej, która nie prosi o pozwolenie, ale po prostu jest.
W japońskiej wyobraźni góry nie są jedynie tłem pejzażu – to żywe byty, pulsujące tajemnicą, pełne niewidzialnych obecności, gdzie ziemia styka się z niebem, a świat ludzi przenika się z tym, co nadludzkie. Tam, gdzie kończy się wieś, a zaczyna ściana lasu, pojawia się inny porządek – dziki, nieprzewidywalny, głęboko duchowy. To właśnie tam mieszka Yamanba.
Folklorysta Yanagita Kunio, ojciec japońskich badań nad wierzeniami ludowymi, pisał o górach jako miejscach przejścia – progu między światem żywych a światem zmarłych. To tam chowano przodków, tam szukano kontaktu z kami, duchami i bogami, tam szli kapłani, szamani i samotni wędrowcy, by przeżyć inicjację, przemianę lub spotkać śmierć. Góra była przestrzenią rytualną, w której człowiek stawał się kimś innym – lub przestawał być człowiekiem.
To właśnie dlatego tak wiele opowieści o Yamanbie dzieje się w górach. To tam spotyka się ją przypadkiem, to tam przychodzi, by porzucić kogoś, kogo nie można już utrzymać przy życiu. To tam kobieta może zniknąć – i wrócić jako coś nowego. Góra w Japonii to nie granica, ale strefa zawieszenia – miejsce, gdzie można zawrzeć pakt z duchem, poślubić smoka, urodzić boskie dziecko lub zginąć w paszczy czarownicy.
W tym pejzażu Yamanba nie jest tylko potworem. Jest duchem góry, wcieleniem tego, co dzikie, nieprzewidywalne, ale też opiekuńcze i cykliczne. W niektórych wersjach baśni pojawia się jako opiekunka zbłąkanych dzieci, przynosi szczęście domowi, który ją przyjmuje, uczy ludzi zbierania ziół i rozumienia rytmów lasu. W innych – jak pory roku – przynosi śmierć i zimno. Jest żywym odbiciem górskiej natury: piękna i groźna, płodna i wyniszczająca, dostępna i niedostępna zarazem.
W tradycjach ludowych wiele gór miało swoje własne bóstwa – yama no kami, bogów lasów i szczytów. Yamanba to kobiece wcielenie tej siły, jej zmysłowy, cielesny aspekt. Tam, gdzie Yama no kami był często mężczyzną związanym z polowaniem czy rybołówstwem, Yamanba stawała się panią ziół, ognia, płodności i deszczu – istotą bliższą ziemi, ciału, porodom, cyklom księżyca.
W postaci Yamanby pobrzmiewają też echa Shugendō – synkretycznego systemu górskiej ascezy, łączącego elementy buddyzmu, shintō i lokalnych wierzeń. Praktykujący Shugendō – yamabushi – wierzyli, że tylko przez samotność, cierpienie i kontakt z górą można osiągnąć duchowe przebudzenie. Ciało było dla nich narzędziem transformacji, a góra – żywym organizmem, który nauczał, karał, błogosławił.
Yamanba przypomina żeńskiego yamabushi – wędrującą kapłankę, która zamiast kadzideł niesie zioła, zamiast modlitw – śmiech, gniew, krzyk porodowy. To postać spoza klasztorów i świątyń, ale głęboko religijna. Jej religijność to mistyka deszczu i mleka, to obcowanie z rytmem górskiego życia, to wiedza przekazywana w korzeniach i kamieniach, nie w sutrach.
W ten sposób góra staje się nie tylko tłem dla Yamanby, ale jej ciałem. Nie można zrozumieć jej postaci bez zrozumienia japońskiego szacunku dla krajobrazu i przekonania, że każde miejsce – każde drzewo, źródło, skała – ma swojego ducha. Yamanba to duch kobiecy, dziki, nieuchwytny – zamieszkujący przestrzenie, których nie da się ogrodzić, nazwać ani poskromić.
„Yamanba”
- sztuka nō autorstwa Zeamiego Motokiyo, XV wiek
Na tym etapie naszej wędrówki z Yamanbą pora przejść krok dalej – od folkloru do sztuki, od mitu do filozofii. Jednym z najgłębszych i najbardziej poruszających ujęć tej postaci w kulturze japońskiej jest klasyczna sztuka nō „Yamanba” (albo też „Yamamba” według dawnego czytania), przypisywana Zeamiemu, ojcu teatru nō. To dzieło nie tylko reinterpretuje legendę o górskiej wiedźmie – ono ją destyluje do formy rozważań filozoficznych, w którym każda sylaba, każdy gest, każdy dźwięk jest bramą do świata niewidzialnego. Teatr nō to jedna z gałęzi sztuki japońskiej, który najtrudniej pojąć nam, obcokrajowcom – nie są to łatwe treści, choć są jakże arcy-japońskie w swej wymowie. Spróbujmy zatem…
W centrum opowieści stoi Hyakuma-Yamanba – słynna tancerka z Kyoto, która stworzyła słynny taniec kusemai opowiadający o górskiej wiedźmie. Podczas pielgrzymki do świątyni Zenkō-ji, w towarzystwie świty, artystka trafia do górskiej wioski, gdzie w przedziwnym, symbolicznym zmierzchu, czas zatrzymuje się, a słońce zachodzi nienaturalnie wcześnie. Pojawia się stara kobieta – łagodna, lecz dziwna – która zaprasza ich do swojej chaty. To ona prosi, by Hyakuma-Yamanba zatańczyła właśnie dla niej – ponieważ to jej, prawdziwej Yamanbie, zawdzięcza sławę.
Gdy zapada noc i wschodzi księżyc, rzeczywistość zamiera. Prawdziwa Yamanba powraca w swojej prawdziwej postaci – jako duch, byt poza ludzkim dualizmem dobra i zła. Tańczy z Hyakuma-Yamanbą, łącząc swój los z losem artystki, odsłaniając tajemnice życia i iluzji.
Jednym z najbardziej uderzających elementów sztuki jest symboliczne zaburzenie czasu. Gdy Yamanba „ściąga” zmierzch wcześniej niż powinna, narusza porządek świata, sugerując, że świat widzialny – ten, w którym dzień następuje po nocy – jest jedynie projekcją. Prawdziwa rzeczywistość rozgrywa się poza czasem linearnym, w wymiarze, gdzie istnieją duchy, żywe myśli i prawda.
Taniec staje się w tej rzeczywistości językiem pomiędzy światami. To nie forma estetyczna – to narzędzie objawienia. Gdy Hyakuma-Yamanba gra na flecie, a wiatr w sosnach wtóruje jej dźwiękom, następuje jedność artystki i góry, człowieka i natury. Wspólny taniec dwóch Yamanb – jednej cielesnej, drugiej duchowej – to rytuał jednoczący dwa brzegi istnienia. Ich ruchy przypominają spadające płatki śliwy, a woda w górskim strumieniu odbija księżyc niczym zwierciadło świadomości, jak mówi treść pieśni sztuki.
Yamanba w interpretacji Zeamiego nie jest już tylko postacią z legend – jest figurą buddyjskiej mądrości, uosobieniem iluzorycznego świata samsary. Jej słowa pełne są paradoksów: mówi, że dolina jest głębią współczucia Buddy, a szczyty gór są jego sercem. Przekonuje, że zło i dobro to złudzenia umysłu, że cierpienie i błądzenie są częścią ścieżki ku oświeceniu.
Yamanba nie żąda już ofiar – uczy współodczuwania. Mówi o przebudzeniu poprzez wędrówkę, o życiu „okrężnym” – powrotnym, cyklicznym, niezmiennie krążącym po zboczach istnienia. Jej opowieść to przypowieść o transmigracji dusz, o wiecznym wędrowaniu świadomości, o zgubieniu siebie, by siebie odnaleźć. W tym sensie Yamanba przypomina mistrzów zen – mówi nie wprost, naucza przez paradoks, prowadzi przez cień.
Jeśli góra jest miejscem granicznym, a kobieta – figurą transformacji, to Yamamnba łączy dwie skrajności. Żyje „poza”, ale też „wewnątrz” – w życiu i śmierci, w czystości i skalaniu, w mgle, która nie daje się uchwycić. Mówi, że jej istnienie to złudzenie – ale czy nie tak samo można powiedzieć o nas samych? – pyta na koniec tańca.
Gdy znika, prosi tylko o jedno: by pamiętać. By w tańcu, który pozornie służy rozrywce, odnaleźć ślad prawdy. By nie zapomnieć, że życie to krąg, nie linia – że błądzenie po górach jest naszą wspólną kondycją. Bo każdy z nas nosi w sobie cząstkę Yamanby – tej, która wie, że jedynie ci, którzy zgubili drogę, mają szansę się przebudzić.
Choć Yamanba jako postać folklorystyczna narodziła się w mroku górskich ścieżek, jej duch przetrwał nie tylko w baśniach – odrodził się w najbardziej nieoczekiwanych przestrzeniach współczesnej kultury japońskiej. Nie w świątyniach czy teatrze nō, ale na ulicach Shibuyi, w modzie ulicznej, sztuce feministycznej i literaturze. Stała się figurą kobiecego nieposłuszeństwa – zmienną, dziką, trudną do zaszufladkowania. Tak jak kiedyś straszyła swoją niejednoznacznością, dziś fascynuje jako symbol oporu wobec narzuconych kobietom ról, określonej, seksualnej estetyki i ogólnie męskich porządków.
Najbardziej widoczną i zaskakującą inkarnacją Yamanby w czasach współczesnych był bez wątpienia styl yamanba-gyaru – subkultura modowa, która rozkwitła w latach 90. i 2000. na ulicach Tokyo, na skrzyżowaniu Shibuya i ulicach Harajuku (dużo więcej o tym przeczytasz w książce "Silne kobiety Japonii"). Młode dziewczyny – najczęściej nastolatki i kobiety w wieku wczesnej dorosłości – tworzyły ekstremalnie przerysowany wizerunek: opalone do granic możliwości ciała, platynowe lub różowe włosy, białe lub fluorescencyjne cienie wokół oczu, sztuczne rzęsy, platformy i krzykliwe ubrania.
Ten wizerunek – często pogardzany przez media i określany jako „brzydki”, „wulgarny” czy „niski” – był świadomym gestem odrzucenia dominującej, „bladej” estetyki japońskiej kobiecości: czystej, skromnej, śnieżno-białej, posłusznej. W tym sensie styl yamanba miał więcej wspólnego z górską czarownicą niż się nawet na pozór wydaje – obie wyłamywały się ze społecznych ról i cielesnych oczekiwań, wybierając autonomię, przerysowanie, niepokój. Subkultura ta była komentarzem do opresyjnego reżimu wyglądu w Japonii i miejską odmianą „dzikiej kobiety” – podobnie jak Yamanba, dziewczyny te żyły „poza lasem” normatywności.
Badaczka Laura Miller, autorka pracy „Beauty Up: Exploring Contemporary Japanese Body Aesthetics”, zwraca uwagę, że styl yamanba był formą cielesnej inskrypcji buntu – kobiety pisały na swoim ciele historię niezgody, odrzucenia i afirmacji inności. To estetyczny opór, który – podobnie jak w przypadku Yamanby – wzbudzał zarówno lęk, jak i fascynację.
W literaturze i sztuce współczesnej postać Yamanby przeżywa renesans jako figura archetypowa, feministyczna i kontrkulturowa. W twórczości takich pisarek jak Kurahashi Yumiko czy Ogawa Yōko pojawiają się echa Yamanby jako kobiety na granicy, która przekracza konwencje ciała, płci, moralności. Kurahashi w swoich nowelach tworzy kobiece postacie, które są przerażające, lecz jednocześnie współczujące – odosobnione, ale niepokonane. Podobnie Hiromi Itō, poetka łącząca cielesność, macierzyństwo i duchową dzikość, nierzadko przywołuje metafory czarownic, wiedźm i duchów gór.
W sztukach wizualnych Yamanba powraca w twórczości artystek takich jak Miwa Yanagi, której seria fotografii „My Grandmothers” i cykl „Yamauba and the Young Girl” ukazuje kobiety starsze, silne, dzikie, niepokorne – wyzwolone z roli opiekuńczej matki czy seksualnego obiektu. Yanagi pokazuje je jako postaci transgresyjne, na pograniczu realnego i fantastycznego – dokładnie tak, jak robił to Zeami w teatrze nō.
Yamanba nie daje się łatwo zdefiniować. W każdej epoce, w każdej opowieści, przybiera inną twarz: raz karmi i chroni, innym razem pożera; czasem uczy, innym razem znikając, pozostawia tylko ślad w śniegu. Jest matką, boginią, czarownicą, demonem, mędrcem, czasem zaledwie cieniem na tle gór. Ale może właśnie w tej niestałości tkwi jej siła – Yamanba nie chce być jedną rzeczą. Przypomina, że kobieta – jak góra – może być nieprzewidywalna, trudna do ujarzmienia i pełna mocy, która nie poddaje się językowi porządkowania.
Jej opowieść nie znikła. Wciąż powraca – w teatrze nō, w subkulturach, w poezji, w miejskim makijażu, w literackim monologu czarownicy, która nie chce już przepraszać za to, kim jest. W czasach, gdy kobiece ciało nadal bywa obiektem lęku, oceny i kontroli, Yamanba staje się figurą oporu – tego, co dzikie, stare, nieestetyczne, ale prawdziwe i wolne. Jej brzydota – jak pisały współczesne feministki – jest strategią emancypacji, jej dzikość – przypomnieniem o tym, co zostało wyparte przez kulturę patriarchatu.
Na koniec artykułu, abyśmy tylko na Zachodzie nie wpadli przypadkiem w samopodziw nad tym, jak daleko zaszliśmy porzucając patriarchalne schematy myślowe, daję obrazek. Po lewej współczesną yamanbę japońską, po prawej rzeźbę szwedzkiej artystki Anny Udenberg pt. „Monument dla nowej generacji”, reprezentanta dominującej estetyki social mediów cywilizacji zachodniej.
Sprawdź podobne artykuły:
Kobiety yakuzy – w ciszy dźwigające blizny ciała i serca
Kobiece ciało jako pole walki – mroczne eroguro i tradycyjne nihonga w obrazach Fuyuko Matsui
Z siłą i pokorą: jak Tamae Watanabe zdobyła najwyższy szczyt świata po 70-tce
Zaskakujący świat Gyaru: Jak młode Japonki przewróciły na głowę japońskie standardy piękna
Odwaga niepokornej Higuchi Ichiyo: Samotny bunt przeciw uciskowi kobiet w Japonii
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!