
Te „luźne postacie” – bo tak dosłownie tłumaczy się yuru-kyara – to z pozoru niezdarne, przytulaśne stworzenia. Ale za tą nieporadnością kryje się zaskakująca precyzja marketingowa i potężna dawka lokalnej dumy. Gdy Kumamon z prefektury Kumamoto zdobył serca całej Japonii i tytuł „menedżera szczęścia”, jego rynek gadżetów eksplodował – do dziś zarabia rocznie miliardy yenów. A za nim podążyły setki innych: od telewizyjnych wież z ojcowską twarzą, przez karykaturalnych Austriaków na nartach, po owoco-niedźwiedzie z zębami rekina. W Japonii wszystko może mieć maskotkę. I bardzo często ma.
Dzisiejszy artykuł będzie podróżą przez tę osobliwą krainę futrzastych ambasadorów. Pokażemy, jak yuru-kyara rodziły się z potrzeby promocji, jak opanowały media społecznościowe i serca mieszkańców, i jak – całkiem na serio – zmieniają oblicze miast i wsi. Będzie miejsce na historię i marketing, ale też na pytanie, którego w Europie zwykle nikt nie zadaje: czy burmistrzowi wypada tańczyć obok gruszki z samurajskim mieczem?



Z biegiem lat termin ten na dobre wszedł do codziennego języka – do tego stopnia, że Japończycy nie tylko używają go w rozmowach o maskotkach, ale też... o ludziach. Kiedy ktoś zachowuje się w sposób nieporadny, niegroźnie niezdarny, ale wzbudzający sympatię, może usłyszeć, że jest jak yuru-kyara. I nikt się nie obraża – bo to znaczy, że jest po prostu... „słodziak”.

Prawdziwy boom na yuru-kyara rozpoczął się jednak dopiero w pierwszej dekadzie XXI wieku. Władze lokalne, zwłaszcza w mniej znanych prefekturach, zaczęły szukać sposobów na przyciągnięcie turystów i ożywienie gospodarki. A skoro konwencjonalne broszury i kampanie nie działały – sięgnięto po coś... bardziej puchatego. Pierwsze postaci tego typu, jak Sento-kun z Nary (2008), wzbudzały raczej konsternację niż zachwyt – ten łysy chłopiec z jelenimi rogami miał promować 1300-lecie stolicy Heijō-kyō, ale skończył jako przedmiot żartów w mediach. Nie zraziło to jednak nikogo. Wręcz przeciwnie – był to początek wielkiej narodowej pasji.


Obecnie w Japonii działa ponad 1 500 oficjalnych yuru‑kyara, które są wpisane do baz danych (np. katalog „Gotōchi‑chara”). Natomiast według innych szacunków, kiedy liczyć również mniej formalne, lokalne i prywatne maskotki – część z nich tworzona przez firmy, stowarzyszenia turystyczne czy szkoły – liczba może sięgać nawet 4 000.



Ale to właśnie jest esencją kultury yuru-kyara: nieidealność, niedoskonałość, a czasem wręcz nonsens. I Japończycy – jak nikt inny – potrafią to kochać całym sercem.
Japonia to kraj, w którym każda prefektura, większe miasto, a czasem nawet niewielka górska wioska może mieć swojego własnego, puchatego reprezentanta. Tak jak herb czy flaga, yuru-kyara staje się symbolem lokalnej dumy – ale w znacznie bardziej miękkiej i przytulaśnej formie. Te maskotki nie tylko machają do przechodniów, rozdają ulotki i tańczą na festynach – one mają swoją historię, osobowość, a często i filozofię życiową. Poniżej znajdziesz wybrane przykłady z całej Japonii – każda z nich to mały kawałek lokalnej kultury, ukryty w futrze, piance i szerokim uśmiechu.
Kumamon („Czarny miś”)
くまモン

Powstał, by promować otwarcie linii Kyūshū Shinkansen i... wybuchł popularnością, której nikt się nie spodziewał. Kumamon przyniósł prefekturze przychody przekraczające jakiekolwiek wcześniejsze szacunki, stał się ikoną narodową, bohaterem książek, kreskówek i górą gadżetów – od breloczków po ciastka. Władze Kumamoto nadały mu tytuł „Menadżera Sprzedaży i Szczęścia”, a jego oficjalny Instagram śledzą setki tysięcy fanów. Kumamon odwiedza szkoły, targi, japońskie ambasady, a nawet... występował w Paryżu i Tajpej. To więcej niż miś – to archetyp sukcesu.
Hikonyan („Miau z Hikone”)
ひこにゃん

Powstał z okazji 400-lecia zamku Hikone i szybko zdobył serca turystów. Inspiracją była legenda o białym kocie, który uratował pana Ii Naotakę, zapraszając go gestem łapy do świątyni tuż przed uderzeniem pioruna. Od 2007 roku Hikonyan przyciąga rzesze odwiedzających – w dzień można spotkać go na dziedzińcu zamku, gdzie występuje kilka razy dziennie. Sprzedaż gadżetów z jego podobizną przynosi miastu miliony yenów rocznie, a jego podobizna trafiła nawet do kolekcji prestiżowych figurek Nendoroid. Hikonyan to duma Hikone – i symbol tego, jak uroczo można opowiadać o historii.
Unari-kun („Węgorzowy huk”)
うなりくん

Unari-kun przybył z planety Unari i osiadł w Naricie, gdy zachwyciło go tamtejsze lotnisko. Jego imię to gra słów: „unagi” (węgorz – lokalny przysmak Narity) i „Narita” (od nazwy miejscowości, ale też „nari”: dźwięku (huku) przelatujących samolotów). Oficjalnie został miejską maskotką Narity, by promować turystykę – bo wiele osób tylko przejeżdża stamtąd prosto do Tokyo. Jego misją jest więc zatrzymanie podróżnych na dłużej, by zasmakowali yokanów, teppōzuke (pikli w kształcie strzelb!) i lokalnej gościnności.
Lerch-san (“Pan Lerch”)
レルヒさん

Zainspirowany prawdziwą postacią – Theodorem von Lerchem, oficerem armii austro-węgierskiej, który w 1911 roku wprowadził narciarstwo do Japonii. To on jako pierwszy zjechał po stokach Niigaty i zapoczątkował zimowy sportowy boom. Lerch-san został oficjalnym ambasadorem promocji narciarstwa w prefekturze i pojawia się często na zimowych festynach, reklamach i zawodach. Dzięki niemu, mieszkańcy przypominają sobie, że Niigata to nie tylko ryż i sake, ale też białe szaleństwo – z historycznym rodowodem.
Funassyi („Funabasiak”)
ふなっしー

Został stworzony przez fana miasta Funabashi, jako forma lokalnej promocji – ale bez oficjalnego wsparcia władz. Funassyi to „gruszkowaty potwór narodzony z 274. generacji gruszy nashi”, który kocha heavy metal, wybuchy i... ludzi. Mimo braku „urzędowego statusu”, jego popularność wystrzeliła dzięki mediom społecznościowym, własnym piosenkom i szalonym występom w telewizji. Stał się celebrytą, ma własne sklepy, gadżety i rzesze fanów, którzy uwielbiają jego niekonwencjonalność. W świecie ułożonych maskotek, Funassyi to gruszkowa rewolucja.
Chiitan☆ („Słodziuszek”)
ちぃたん☆

Chiitan☆ została stworzona jako „przyjaciółka” oficjalnej wydry turystycznej z Tokushimy, ale jej wyczyny szybko przebiły pierwowzór. Jej kontrowersyjna popularność przyniosła konflikt z władzami miasta, które zablokowały jej dalsze występy jako „nieautoryzowanej maskotki”. To jednak nie powstrzymało Chiitan☆ — zyskała międzynarodową sławę, doczekała się własnej kreskówki i milionów wyświetleń na Twitterze i YouTube. Dziś to przykład maskotki, która wybuchła poza kontrolą — i właśnie za to wielu ją kocha.
Gunma-chan (“Gunmaś”)
ぐんまちゃん
Gunma-chan to przemiły konik o wielkiej głowie, krótkich nóżkach i zielonej czapce, który jest twarzą prefektury Gunma od lat 90. W 2011 roku otrzymał nową, bardziej nowoczesną formę – zyskał jeszcze większe oczy, subtelny uśmiech i idealnie okrągły kształt. Jest spokojny, przyjacielski i – jak przystało na konia – bardzo dobrze czuje się w naturze. W jego uroczej obecności nie sposób się nie uśmiechnąć.
Gunma-chan to jeden z najważniejszych „ambasadorów regionalnych” – pojawia się na materiałach promocyjnych, opakowaniach lokalnych produktów, a nawet w animowanym serialu emitowanym w telewizji. W 2014 roku zdobył prestiżowe pierwsze miejsce w Yuru-Kyara Grand Prix, co potwierdziło jego status gwiazdy. Prefektura Gunma tak poważnie traktuje swojego konika, że powołała specjalne zasady jego wykorzystywania w mediach.
Sento-kun
(“Chłopiec od przenosin stolicy”)
せんとくん
Sento-kun to chłopiec-budda z porożem jelenia — połączenie, które od początku wzbudzało emocje. Jego wyrazista twarz w stylu buddyjskiej rzeźby i jelenie rogi (symbolizujące zwierzęta święte w Narze – więcej o tym tu: Miasto Nara – geometrycznie i duchowo zaprojektowana metropolia antycznej Japonii długo przed samurajami) sprawiają, że wygląda bardziej jak posąg z buddyjskiej świątyni niż pluszowa przytulanka. Niektórzy uznają go za uroczo dziwacznego, inni – za przerażającego.
Sento-kun powstał z okazji obchodów 1300-lecia przeniesienia stolicy Japonii do Heijō-kyō (dzisiejszej Nary) i miał łączyć historię, duchowość i lokalny folklor. Choć początkowo krytykowany za zbyt religijny wygląd, szybko zdobył grono fanów. Dziś to stały element krajobrazu Nary – można go spotkać przy świątyniach, na stacjach kolejowych i w materiałach promujących miasto. Wzbudził dużo kontrowersji, a i teraz prócz fanów ma sporo przeciwników ze względu na swój, dla niektórych niepokojący wygląd.
Terebi-tousan (“Tata Telewizor”)
テレビ父さん
Terebi-tousan, czyli „Tata Telewizor”, to nietypowy przedstawiciel świata maskotek – humanoidalna postać z głową w kształcie wieży telewizyjnej, dokładnie takiej, jaka stoi w centrum Sapporo. Ubrany w garnitur i wiecznie uśmiechnięty, promieniuje ciepłem klasycznego japońskiego ojca z lat 60. – być może nieco przemęczonego, ale zawsze gotowego wspierać rodzinę. Jego „twarz” (czyli czubek wieży) potrafi zmieniać wyraz, a długie nogi dodają mu dziwacznego wdzięku.
Chociaż nie jest oficjalną maskotką żadnego urzędu, to w oczach mieszkańców Sapporo już dawno zyskał status lokalnej legendy. Zadebiutował w 2003 roku jako postać promująca wieżę Sapporo TV Tower i szybko zaczął pojawiać się na gadżetach, w reklamach, a nawet w specjalnym sitcomie internetowym. Jego imię, będące grą słów („Terebi-tōsan” to zarówno „Pan Telewizyjna Wieża”, jak i „Tata Telewizor”), pokazuje japońską miłość do językowych kalamburów.
Jagata-kun („Karto-Felek”)
じゃがたくん
Jagata-kun to kartoflany bohater z serca Hokkaidō, a konkretnie z Kutchan – regionu słynącego z ziemniaków, śniegu i narciarskich stoków. Ma postać dużego ziemniaka na nogach, nosi japoński hachimaki (opaskę na czoło) i zawsze wygląda, jakby właśnie wrócił z festiwalu albo lokalnego maratonu. Mimo prostego wyglądu, jego energia jest zaraźliwa – szczególnie gdy zaczyna tańczyć podczas lokalnych imprez.
Urodził się w 1997 roku jako symbol lokalnego festiwalu ziemniaka („Jagamatsuri”), ale z czasem stał się pełnoprawnym ambasadorem miasta Kutchan. Nazwa „Jagata” pochodzi od „jagaimo” (ziemniak) i stylizowanego przyrostka -ta (nawiązującego do męskiego imienia). To przykład tego, jak nawet najbardziej „przyziemne” produkty mogą stać się bohaterami marketingu – o ile mają duże oczy, szeroki uśmiech i energię do tańca.
Melon Kuma („Melonowy Niedźwiedź”)
メロン熊

Wyobraź sobie: jesteś wesołym dzieckiem, jedziesz z rodziną do Yūbari na festiwal melonów, pełen radości i nadziei na plasterek słodkiego owocu… i wtedy zza rogu wyskakuje on – Melon Kuma. Maskotka, która wygląda jakby ktoś zamknął wściekłego niedźwiedzia grizzly w solarium, poczekał aż od gorąca popęka mu czaszka a potem założył mu głowę przejrzałego melona i uznał, że „to się dzieciom spodoba”. Ma oczy jakby właśnie zobaczył rachunek za ogrzewanie zimą na Hokkaidō i zęby, które sugerują, że melony to tylko przystawka przed czymś bardziej… mięsnym...
Melon Kuma narodził się jako desperacki sposób miasta Yūbari na przyciągnięcie turystów – po tym jak gmina zbankrutowała (więcej o tym wymierającym mieście tu: Yubari – miasto, które uczy, jak powoli umierać – obraz przyszłości Japonii, Polski, świata?) i uznała, że może straszenie ludzi na ulicy to nowa forma promocji lokalnych owoców. Miał być oryginalny i zapadający w pamięć – i trzeba przyznać: trauma zostaje z człowiekiem na długo. Choć bardziej przypomina przeciwnika z gry „Resident Evil” niż maskotkę festynu, zdobył mroczną popularność w Internecie, występował na konwentach, a nawet miał własne gadżety – bo przecież Japonia to kraj, gdzie nawet koszmar z melona może stać się celebrytą.



Na pierwszy rzut oka to tylko zabawa. Ale dla wielu regionów Japonii yuru-kyara to poważna sprawa gospodarcza i społeczna. Po sukcesie Kumamona, który wygenerował miliardy yenów ze sprzedaży gadżetów i przyciągnął tysiące turystów do Kumamoto, inne prefektury szybko zrozumiały, że pluszowa maskotka potrafi więcej niż broszura reklamowa. Miasta wcześniej pomijane w przewodnikach nagle stały się celem wycieczek – tylko po to, by zrobić selfie z lokalnym bohaterem.
Maskotki tworzą też poczucie wspólnoty i lokalnej dumy. Dzieci uczą się ich imion w przedszkolach, seniorzy noszą ich przypinki na torbach z zakupami. W mniejszych miastach to często jedyny „celebryta” regionu, który reprezentuje mieszkańców w całym kraju. Zamiast urzędnika w garniturze, gości na festynach wita roześmiana maskotka, której nieprzewidywalne zachowanie wprowadza energię i spontaniczność.

Bo choć mają miękkie brzuchy i potykają się na scenie, w gruncie rzeczy są jak współczesne wersje lokalnych duchów opiekuńczych – życzliwe, obecne, pełne wdzięku. Jeśli dobrze się rozejrzeć, każda z nich to zaproszenie do odkrycia czegoś więcej: święta w górach, miasteczka z gorącymi źródłami, starego szlaku pielgrzymkowego. Znaleźć swoją ulubioną maskotkę to jak trafić na tajemne przejście – nie wiadomo, dokąd zaprowadzi, ale na pewno będzie ciekawie.
Czy yuru-kyara mogą zastąpić urzędników? Może nie do końca. Ale z pewnością pomagają im odzyskać ludzką twarz – i przypominają, że nawet administracja lokalna może być ciepła, zabawna i dostępna. A w kraju, gdzie etykieta i hierarchia bywają sztywne jak kimono na mrozie Yukiguni, takie pluszowe odprężenie ma znaczenie większe, niż się wydaje.
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!