Najradośniejsze święta Japonii, jak choćby Nowy Rok nie zaczynają się od petard i szampana. Zamiast tego, pod poduszką ląduje tajemniczy obrazek przedstawiający siedem szaleńczo roześmianych, niezbyt pięknych bóstw płynących w łodzi pośród magicznych chmur. Obok ryby, młotka spełniającego życzenia i worka pełnego szczęścia widnieje znak: "宝" – skarb. To Shichifukujin, żywy dowód na to, że w Japonii religie nie tyle koegzystują ze sobą, co raczej wesoło mieszają jak kolorowe składniki w samobójczo mocnym drinku. Siedmiu Bogów Szczęścia, osobliwa drużyna marzeń złożona z hinduskich wojowników, taoistycznych mędrców, buddyjskich mnichów i japońskich bogów morza, która niczym zespół rockowy objeżdża świątynie Japonii... i przynosi dobrobyt.
Brzmi jak mitologiczno-farmakologiczna halucynacja? A jednak to właśnie ta niezwykła siódemka zyskała niebywałą popularność w epoce Edo, gdy Japonia zamknęła się przed światem, ale marzenia o zamorskich skarbach – i bogactwie – tylko się nasiliły. Shichifukujin zawładnęli wyobraźnią ludzi tak bardzo, że wieszano ich na ścianach sklepów, czczono ich w pielgrzymkach, a ich podobizny sprzedawano w szczęśliwych „fukubukuro” – torbach niespodziankach. To oni stali się duchowymi gwiazdami radosnych świąt, a ich łódź – Takarabune – przypominała, że szczęście może przypłynąć z daleka, nawet jeśli porty są zamknięte.
Ale kim właściwie są ci bogowie? Dlaczego jeden z nich wygląda jak uśmiechnięty Budda, drugi trzyma lutnię, trzeci włócznię, a czwarty ma głowę jak dynia? Czemu w ich gronie znalazł się bóg-rybak i półlegendarny mnich-święty, a także hinduska bogini Saraswati, która w Japonii gra na biwie i dowodzi smokiem? I co wspólnego mają z marzeniami sennymi, dawną ekonomią, a nawet... subtelną krytyką polityki shogunatu Tokugawów? Wskakuj na pokład ich łodzi – przed nami rejs przez legendy, historię, sztukę i japońskie sposoby na przyciąganie szczęścia!
Zanim Siedmiu Bogów Szczęścia wsiadło do swojej legendarnej Takarabune i zaczęło rozśmieszać, błogosławić i wzbogacać mieszkańców japońskich wysp, byli niczym kosmiczne ziarenka rozsiane po mapie Azji. Ich historia to opowieść o duchowej fuzji, której nie powstydziłaby się żadna kalifornijska kuchnia – oto mikstura złożona z hinduskich wojowników, taoistycznych starców, buddyjskich mnichów i rodzimych bóstw shintō.
Przypomina to nieco bar pełen starych dziwaków z różnych stron świata, którzy niespodziewanie postanowili założyć... boys band.
Pierwsze nuty tej mitologicznej symfonii zabrzmiały w inspiracji chińskimi Siedmioma Mędrcami z Bambusowego Gaju, żyjącymi w epoce Trzech Królestw. Ci ekscentryczni intelektualiści, pijący wino i wyśmiewający dworską obłudę, stali się archetypem duchowej wolności – a ich idea wędrowała wraz z chińską sztuką i filozofią do Korei i Japonii. To właśnie z ich eterycznej aury narodziła się japońska koncepcja szczęśliwej siódemki – nie jako grzecznych aniołków, lecz barwnych, zróżnicowanych charakterów, których nie da się wtłoczyć w żaden jednolity system. Zwróćmy uwagę, że już w starożytności z
W rozkołysanym kulturowo okresie Muromachi (1336–1573) Japonia przeżywała duchowe przebudzenie podszyte wojennym zamętem. To wtedy właśnie zaczęto zbierać rozproszone bóstwa w jedną drużynę, choć jeszcze nie ustalono, kto dokładnie ma wejść do tej boskiej ligi. Benzaiten – bogini muzyki i mądrości, która przyszła z Indii jako Saraswati – już koncertowała na biwie. Daikokuten, dawny hinduski Mahākāla, stał się ochronnym duchem ryżu i... japońskich kuchni. A Ebisu? Ten był shintoistyczny, swojski – rybak, trochę kulawy, ale uroczy – i jako jedyny z nich miał czysto japońskie pochodzenie.
W tym czasie popularność sztuki wizualnej – malowideł, drzeworytów ukiyo-e, miniaturowych netsuke – pomogła Shichifukujin zyskać rozgłos. Ich wizerunki przypominały ilustracje z szalonej bajki: wielkie głowy, worki, młoty, ryby, smoki, biwy, pagody. Nic dziwnego, że z czasem stali się ikonami nie tylko ołtarzy, ale i japońskiej „popkultury” epoki.
A potem przyszła epoka Edo (1603–1868) – czas pokoju, izolacji i... gorączki szczęścia. Choć Japonia zamknęła swoje porty przed cudzoziemcami w ramach polityki sakoku, wyobraźnia ludu pozostawała otwarta. To właśnie wtedy Shichifukujin rozkwitli pełną parą, a ich Takarabune – Łódź Skarbów – stała się metaforą wszystkiego, co dobre mogło przypłynąć z zamorskich krain. Tęsknota za światem zewnętrznym znalazła ujście w symbolice tych bogów.
W miastach takich jak Edo (czyli dzisiejsze Tokyo) narodziły się pielgrzymki Shichifukujin meguri – rytualne wędrówki po siedmiu świątyniach, z których każda czciła innego boga. Ludzie zbierali pieczęcie, modlili się o szczęście w handlu, zdrowie, sztukę, sukces, a nawet – dobre sny! Bo jeśli pierwszej nocy nowego roku położysz pod poduszkę obrazek z bogami na łodzi, przyśni ci się coś dobrego. A jeśli nie? Spokojnie, są sposoby, by pecha unieważnić – zakopanie obrazka w ziemi albo wrzucenie go do rzeki.
Warto dodać, że skład drużyny nie był od razu stały – wahał się między m.in. Kichijōten (Lakshmi, bogini piękna i fortuny) a Fukurokuju i Jurōjinem, których czasem uznawano za jedno i to samo bóstwo. Ostatecznie to ta ostatnia dwójka, z ich wydłużonymi głowami i towarzystwem żurawi i żółwi, została przyjęta na pokład.
Tak oto w kolorowych wzorach ukiyo-e, wśród pachnących kadzidłami pielgrzymek i pod osłoną szczęśliwej liczby siedem, narodził się japoński kult Shichifukujin – osobliwego komitetu do spraw szczęścia, który z powodzeniem przetrwał epoki, wojny i modernizację. A teraz? Teraz poznajmy ich i my - oto święta siódemka szczęścia, każdy z własnym stylem, charakterem i zakresem cudów.
Czas przyjrzeć się z bliska tej barwnej drużynie boskich szczęściarzy, którzy – choć tak różni – razem tworzą coś na kształt nadprzyrodzonej orkiestry grającej hymn dobrobytu. Każdy z nich ma swoje własne korzenie, historię, wygląd i specjalizację. W tej części poznamy ich lepiej: od dosłownego znaczenia imienia, przez międzykulturowe pochodzenie i drogę do Japonii, aż po ich dzisiejsze wcielenia, atrybuty i osobowość. Gotowi? Zaczynamy od najbardziej swojskiego (japońskiego) z całej siódemki.
恵 (kei, „łaska” lub „błogosławieństwo”) + 比寿 (Ebisu – archaiczna forma imienia, złożona z fonetycznych znaków, które oznaczają „porównanie” i „długowieczność”). Współczesne znaczenie jego imienia to po prostu „Ebisu”, ale dawniej pisano je jako 蛭子 – „dziecko pijawka”.
Ebisu jest jedynym członkiem grupy Shichifukujin, który pochodzi z Japonii. Utożsamiany bywa z Kotoshironushi no Kami, synem Ōkuninushiego (pamiętacie go? Pisaliśmy o nim dość dawno, tu: Zając - cwaniak, który ubijał mochi na Księżycu: czym się różni symbolika zająca w Japonii od tej wielkanocnej?) – boga ziemi z mitologii shintō. Według jednej z wersji narodzin bogów, Ebisu był zdeformowanym dzieckiem stworzonym przez bogów Izanagi i Izanami, urodzonym „bez kości” – stąd dawny przydomek „chłopiec-pijawka”. Porzucony przez rodziców na łódce, miał dopłynąć na brzegi prowincji Ebisu (dziś Hyōgo), gdzie otoczono go czcią jako opiekuna rybaków.
W okresie Heian i Kamakura czczony był lokalnie jako bóstwo połowów, ale prawdziwą ogólnokrajową sławę zdobył dopiero w epoce Edo. Wraz z rozwojem miast, handlu i kultury kupieckiej, Ebisu stał się symbolem sukcesu w interesach. Często pojawiał się w parze z Daikokutenem – razem byli patronami prosperity i urodzaju. Jego pogodna natura i dostępność sprawiły, że wizerunki Ebisu zaczęły zdobić sklepy, targowiska i browary (nawet dziś spotkamy jego podobiznę na etykietach piwa Ebisu).
Ebisu jest zawsze uśmiechnięty, często z zarumienionymi policzkami. W jednej ręce trzyma wędkę, w drugiej – wielką rybę (zazwyczaj dorodną tai, czyli doradę – symbol szczęścia). Nosi czapkę podobną do eboshi, tradycyjnego nakrycia głowy kupców i rybaków. Jego obecność to zapowiedź dobrej passy, urodzaju i sukcesu. Jest pogodny, wyrozumiały, a jego szczęście nie bywa zazdrosne – to bóstwo, które dzieli się dostatkiem, nie oczekując ofiar. Czasem mówi się, że to bóg "ciężkiej pracy nagrodzonej uśmiechem losu".
大 (dai – „wielki”) + 黒 (koku – „czarny”) + 天 (ten – „niebo” lub „bóstwo”). Imię to jest znaczeniowym odwzorowaniem sanskryckiego Mahākāla, co oznacza „Wielkiego Czarnego” – imię jednego z gniewnych aspektów Śiwy.
Daikokuten ma korzenie w Indiach jako Mahākāla – straszliwa postać Śiwy, bóstwo czasu i destrukcji. W Chinach został zaadaptowany jako opiekun klasztornej kuchni, a w Japonii – przez grę słów – utożsamiono go z rodzimym bogiem Ōkuninushi, władcą Izumo, związanym z płodnością, rolnictwem i magią. Ta synkretyczna fuzja uczyniła z Daikokutena niezwykle popularne bóstwo dobrobytu.
W średniowiecznej Japonii Daikokuten był obecny głównie w klasztorach zen, gdzie opiekował się spiżarniami i kuchnią. W epoce Edo zyskał nową twarz: już nie groźny Mahākāla, lecz przyjazny, pulchny bogacz z workiem szczęścia. Był czczony w domach, sklepach i magazynach, a jego wizerunki ustawiano obok Ebisu jako „boski duet biznesu”. To również on zainspirował zwyczaj fukubukuro – noworocznych „worków z niespodzianką” sprzedawanych przez sklepy.
Daikokuten jest najczęściej przedstawiany jako pulchny, niski mężczyzna z olbrzymim workiem pełnym bogactw, młotkiem spełniającym życzenia (uchide no kozuchi), i szerokim, niegasnącym uśmiechem. Często siedzi na worku ryżu, co symbolizuje dostatek. Jego charakter to mieszanka wielkoduszności, przedsiębiorczości i opiekuńczości. Mimo że pochodzi od gniewnego indyjskiego boga, w Japonii stał się bóstwem ciepłym i domowym – strzeże kuchni, spiżarni, rodzinnego ogniska i finansowego powodzenia. Można powiedzieć, że to taki japoński Santa Claus z młotkiem zamiast sanek.
Kanji 毘沙門天 pochodzi od sanskryckiego Vaiśravaṇa, imienia potężnego hinduskiego boga bogactwa, który z czasem w buddyzmie stał się jednym z Czterech Królów Niebios (Shitennō), a konkretnie – obrońcą północy. Japońska wersja to Bishamonten – groźny strażnik dharmy, odziany w zbroję, z włócznią w jednej dłoni i pagodą w drugiej. Symbolika? Siła i mądrość w jednym – bije potwory, ale jednocześnie strzeże świętych pism.
W Japonii jego kult szczególnie rozwinął się w epoce Heian i Kamakurze. Bishamonten był patronem zwycięzców – nie tylko tych na polu bitwy, ale też w życiu codziennym. Czczono go w świątyniach na górze Kurama, a jego wizerunek często towarzyszył samurajom – miał dodawać odwagi i chronić przed zdradą. W epoce Edo dołączył do Shichifukujin jako symbol nie tyle agresji, co determinacji, odwagi i wytrwałości – wartości cennych w kupieckim świecie, w którym także toczono codzienne bitwy.
Bishamonten to jedyny z Siedmiu, który nigdy się nie uśmiecha. Zawsze zacięty, skupiony, twardy – ale nie okrutny. Jest jak mentor, który rzuca cię na głęboką wodę, byś odkrył swoją siłę. To bóg odwagi, strategii i ochrony. Jeśli Ebisu to twój wesoły sąsiad, a Daikokuten – kucharz i dobry dziadek, to Bishamonten to generał, który daje ci miecz, poklepuje po ramieniu i mówi: idź, walcz o swoje szczęście.
Jej imię zapisane jako 弁財天 pochodzi od indyjskiej bogini Saraswati – patronki rzek, muzyki, wiedzy i mądrości. Kanji oznacza „niebiańską elokwencję” i „bogactwo” – bo Benzaiten łączy dar słowa z dostatkiem. W Japonii trafiła na wyjątkowo podatny grunt – tu woda od zawsze miała znaczenie symboliczne, a sztuka i piękno traktowane były jak świętość. Z czasem zaczęto ją przedstawiać z biwą – tradycyjnym japońskim instrumentem – oraz jako niezwykle atrakcyjną kobietę, która jednak potrafi przemienić się w wojowniczkę – dzierżącą osiem mieczy w ośmiu rękach.
Kult Benzaiten rozkwitł szczególnie w epoce Heian – była czczona przez arystokrację i poetów, a świątynie ku jej czci powstawały w najbardziej malowniczych miejscach, jak Chikubushima na jeziorze Biwa. W okresie Edo zyskała nową funkcję – patronki talentu i artystycznego sukcesu. Wielu aktorów, muzyków, malarzy, a nawet... hazardzistów modliło się do niej o natchnienie i szczęśliwą rękę. Do dziś świątynie Benzaiten są pełne uroku i zmysłowości – często otoczone wodą, koi i drzewami sakury.
W Shichifukujin jest jedyną kobietą. Benzaiten to bóstwo, które mówi: życie to sztuka – więc twórz, graj, kochaj i nie bój się blasku. Czasem zalotna, czasem melancholijna, czasem niebezpieczna. W jednej dłoni ma biwę, w drugiej miecz, a na ramieniu może siedzieć smok. To bogini natchnienia i siły, piękna i artystycznego buntu.
布袋, czyli dosłownie „płócienny worek” – nazwa ta odnosi się zarówno do jego charakterystycznego worka pełnego skarbów, jak i do jego luźnej, wygodnej szaty. W chińskim oryginale znany był jako Qìcǐ (契此), wędrowny mnich z czasów dynastii Liang, który według legend potrafił przewidywać pogodę i losy ludzi. W buddyzmie chan (zen) uważano go za manifestację bodhisattwy Maitrei, przyszłego Buddy.
W Japonii Hotei szybko zdobył serca zwykłych ludzi – jego nieprzyzwoicie wielki brzuch, wiecznie pogodna twarz i skłonność do rozdawania dzieciom słodyczy uczyniły go jednym z najbardziej rozpoznawalnych bóstw szczęścia. W czasach Edo jego figurki stały w karczmach, sklepach, domach i świątyniach – jako amulet radości, obfitości i błogosławieństwa dla rodzin. Uważano też, że potarcie jego brzucha przynosi szczęście – zwyczaj znany po dziś dzień.
Hotei to żywa definicja pogody ducha. Beztroski, z workiem pełnym prezentów, chadzał po świecie, ucząc cichej radości z prostego życia. Choć przedstawiany jako nieco naiwny i rozgadany, jego postać skrywa w sobie filozofię zen: nie mieć nic – i nie chcieć nic – to prawdziwe bogactwo. W jego worku mogą być rzeczy materialne… albo absolutnie nic. Bo przecież to nie przedmioty dają szczęście, tylko nastawienie serca.
Jego imię 福禄寿 to jedno z najbardziej optymistycznych złożeń w chińsko-japońskim języku symboli: fuku (szczęście), roku (status społeczny, awans) i ju (długowieczność) – czyli wszystko, czego ludzkie serce może pragnąć. Pochodzi z chińskiej mitologii taoistycznej, gdzie utożsamiany był z południową gwiazdą polarną (Nankyoku no Hoshi), niewidzialną na półkuli północnej, a przez to tajemniczą i symbolicznie nieśmiertelną.
Do Japonii trafił wraz z taoistyczną astrologią i sztuką geomancji, gdzie zaczął być czczony jako patron mędrców, długowiecznych starców i rodzinnych patriarchów. W okresie Edo stał się obiektem czci nie tylko w świątyniach, ale i w domach kupców i samurajów, jako opiekun sukcesji i spokoju domowego ogniska. W netsuke i obrazach ukiyo-e często towarzyszy mu żuraw, żółw lub jelenie – symbole długiego życia.
Fukurokuju rozpoznawalny jest na pierwszy rzut oka – jego ogromna, wydłużona głowa przypomina nieco dynię lub cebulę, co symbolizuje nagromadzenie mądrości i energii życiowej. Jest cichy, dostojny, lekko uśmiechnięty, często zamyślony. Bywa ukazywany z laską i zwojem – lubiący samotność, kontemplację, filozofię i herbatę. To opiekun tych, którzy żyją wolno, ale głęboko.
Imię 寿老人 oznacza dosłownie „starzec długowieczności”, i tak właśnie się prezentuje – jako brodaty, pogodny starzec o wyprostowanej sylwetce, często trzymający zwój zawierający sekrety długiego życia. Tak jak Fukurokuju, Jurōjin również pochodzi z chińskiej tradycji taoistycznej, gdzie był personifikacją południowej gwiazdy i strażnikiem kalendarza życia.
W Japonii Jurōjin często bywał mylony z Fukurokuju – do tego stopnia, że w niektórych regionach traktowano ich jako jedno bóstwo. Jednak z czasem zaczął wyraźnie odróżniać się charakterem: był bardziej aktywny, pogodny i bliski ludziom. W epoce Edo czczono go szczególnie wśród rolników i ludzi prostych, którzy marzyli o zdrowiu, spokojnej starości i łagodnym życiu u boku rodziny.
Jurōjin zawsze ma przy sobie zwój – to „zwój mądrości świata”, astrologiczny kalendarz i księga życia w jednym. Często towarzyszy mu jeleń – symbol czystości i długowieczności. W jego obecności panuje łagodność i pokój – to dziadek, którego każdy chciałby mieć: mądry, ale niezrzędliwy, spokojny, lecz pełen dystansu do życia. Wierzy w umiar, uśmiech i harmonię – a jego błogosławieństwo to nie tyle bogactwo, co długie, dobre życie.
Nie ma Shichifukujin bez ich legendarnego pojazdu – Takarabune (宝船), czyli „Skarbnego Statku”. To nie jest zwykła łódź – to pływająca arka błogosławieństw, sunąca przez morza snów i wyobraźni. Jej żagiel powiewa z dumą, często ozdobiony znakiem 宝 (takara) – „skarb” – a z dziobu spoglądają na nas magiczne symbole dobrobytu: ryba tai (symfonia słowa „omedetai” – czyli „gratulacje”), młotek Daikokutena, worek Hoteia, lutnia Benzaiten, a czasem nawet… rzepa symbolizująca giełdowe akcje (kabu) – by szły w górę!
Wokół statku snują się zuiun (瑞雲), czyli „pomyślne chmury” – w sztuce japońskiej to znak obecności czegoś boskiego, jak duchowy dym kadzidła wijący się ku niebu. A na żaglu lub pod pokładem czasem widnieje napisane tajemnicze imię Baku (獏) – legendarnego stworzenia, które żywi się… złymi snami. W epoce Edo wkładano obrazek Takarabune pod poduszkę w noc Nowego Roku, by wyśnić sobie coś szczęśliwego. Jeśli jednak śniło się coś strasznego – taki obrazek należało wrzucić do rzeki, by pech odpłynął razem z wodą.
Wizerunki Siedmiu Bogów Szczęścia żyły nie tylko w marzeniach, ale też w kieszeniach i na ołtarzach. Delikatne netsuke z kości słoniowej lub drewna – miniaturowe rzeźby przypinane do pasa kimona – często przedstawiały śmiejącego się Hoteia czy skupionego Fukurokuju. Obrazy wieszano nad tokonoma w domach kupieckich, a w świątyniach pielgrzymi kupowali zwoje, drewniane talizmany, gliniane figurki i dzwoneczki, które miały przyciągać ich ulubionego boga. Każdy mógł wybrać, co najbardziej go interesuje – długowieczność, talent artystyczny, powodzenie w biznesie – i zaprosić do domu bóstwo o odpowiedniej specjalizacji.
Nowy Rok w Japonii to nie tylko osechi ryōri i dźwięk dzwonu z buddyjskich świątyń. To także Hatsu Yume (初夢) – pierwszy sen roku, który ma przepowiedzieć losy nadchodzących miesięcy (więcej o nim tu: Hatsuyume – pierwszy sen w roku, czyli jak zaplanować rok z siłą, mądrością i dyscypliną). Oprócz klasycznych symboli szczęścia (góra Fuji, sokół, bakłażan), wielu Japończyków liczy na pojawienie się Shichifukujin, sunących przez sen w swojej łodzi z uśmiechami, rybami i biwą. By zwiększyć szanse na taki sen, wciąż kupuje się specjalne papierowe obrazki z Takarabune, które trzeba położyć pod poduszkę dokładnie 1 stycznia. To właśnie wtedy szczęście można zwabić na cały rok.
A kiedy już się obudzisz, pora wyruszyć w drogę! W miastach takich jak Tokyo, Kamakura, Kyoto czy Tsukuba, ogromną popularnością cieszy się Shichifukujin Meguri (七福神巡り) – noworoczna pielgrzymka do siedmiu świątyń, z których każda poświęcona jest innemu bogu. To nie jest poważna, cicha wędrówka mnicha – to radosna gra, polowanie na pieczęcie (goshuin) i kolorowe figurki. Dzieci szukają symboli bogów, dorośli ustawiają się w kolejkach po szczęśliwe amulety, a w niektórych świątyniach serwuje się darmowe amazake – słodki napój ryżowy, który rozgrzewa bardziej niż sake.
Ale Shichifukujin nie znikają z życia Japończyków po zakończeniu świąt. Wręcz przeciwnie – ich uśmiechy są wszędzie. W barach z rybą niemal zawsze spotkamy Ebisu z wędką i dorodnym tai, w kuchniach i restauracjach króluje Daikokuten z workiem pełnym ryżu, a w sklepikach ze sztuką i kaligrafią znajdziemy subtelną Benzaiten grającą na biwie. Na targach można kupić gliniane dzwoneczki w kształcie Hoteia, a maski z jego podobizną zdobią festiwale i występy uliczne.
I jeszcze jedna zabawa w magię: „którym bóstwem jesteś?”. Współczesna Japonia bawi się tą koncepcją na całego. Nie według horoskopu czy krwi, ale… dnia tygodnia, w którym się urodziłeś. Poniedziałek? Jurōjin – delikatny i intuicyjny artysta. Piątek? Daikokuten – realistyczny tytan pracy z wielkimi planami. Każde bóstwo naszej siódemki to oddzielny archetyp.
Siedmiu Bogów Szczęścia nie obiecuje cudów. Nie oferują błyskawicznego przebudzenia, oświecenia w błysku zen, ani bogactwa w trzy dni robocze. Ich szczęście nie ma blasku hollywoodzkich uśmiechów ani hałaśliwego triumfu – to raczej codzienna życzliwość, nieoczekiwany spokój, który przysiada obok nas przy herbacie. Każde z tych bóstw symbolizuje cechę, która nie wychodzi z mody: szczerość, hojność, cierpliwość, twórczą energię, mądrość wynikającą z doświadczenia, umiłowanie sztuki czy zdolność cieszenia się z rzeczy prostych. Rzeczywistość potrafi być twarda – czasem pocieszeniem mogą być właśnie te miękkie, niemal niepozorne emocje, stany, wartości.
Nie dziwi więc, że po burzliwych dekadach wojny i odbudowy, kiedy Japonia musiała na nowo zdefiniować, kim jest i czego pragnie, Shichifukujin powrócili. W latach powojennych, kiedy materialne ubóstwo mieszało się z duchową pustką, to właśnie oni – starzy, kolorowi, trochę dziwaczni bogowie szczęścia – zaczęli znów pojawiać się na drzwiach sklepów, w kartach pielgrzymek, na noworocznych pocztówkach. Ich kult odrodził się nie dlatego, że pochodzili z religii– ale dlatego, że byli ludzcy. Mówili: „Zrób, co możesz. Bądź uprzejmy. Nie trać nadziei. Szczęście wróci, jak przypływ”.
Dziś, w epoce permanentnego przemęczenia, ich obecność znów wydaje się aktualna. Hotei mówi nam, że czasem warto się po prostu pośmiać. Fukurokuju przypomina, że długowieczność to także czas na rozwój, a nie tylko więcej czasu. Benzaiten – że piękno i twórczość są równie ważne jak pieniądze i sukces. Każde z tych bóstw niesie proste przesłanie: szczęście to nie coś, co się zdobywa. To coś, co się współtworzy – razem z innymi, z naturą, z codziennością.
Shichifukujin są zwierciadłem japońskiego podejścia do szczęścia: wspólnotowego, estetycznego, zrównoważonego. Nie szukają świętości w samotnych górach, tylko w miejskim gwarze, na uliczkach Yanaki, w cichym ukłonie przed małą kapliczką. Są blisko. Bardzo ludzcy.
Sprawdź podobne artykuły:
Kanji szczęścia – jak odczytać starożytne wskazówki w znaku 幸 („kō”)
Echo kroków niosło się daleko w leśnej ciszy: poczułem na sobie setki oczu duchów Kodama...
Tsukumogami – dziwaczne demony youkai powstałe z przedmiotów codziennego użytku
Yōkai-owe dziwadła: 10 przypadków niepohamowanej fantazji w japońskim folklorze
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!