

W dzisiejszej opowieści wyruszymy poprzez filozofię dźwięku od japońskich ogrodów – przestrzeni, które komponuje się nie tylko wzrokiem, ale i uchem – poprzez muzykę, w której cisza bywa równie ważna jak dźwięk, aż do filozofii życia, w której codzienne doświadczenia mogą stać się jak „kaze no oto” – szum wiatru, który niczego nie narzuca, a jednak porusza najgłębsze warstwy duszy. To podróż, która może pomóc zrozumieć, jak uważne słuchanie tego, czego pozornie nie ma, może stać się drogą do pełniejszego, spokojniejszego i bardziej świadomego życia – nawet jeśli mieszka się daleko od Japonii i jej ogrodów. Być może uda się nauczyć tutaj czegoś nowego – na przykład, jak słuchać tykania zegara, cichych trzasków drewna w kominku, sporadycznych skrzypnięć podłogi, echa kroków na klatce schodowej – by usłyszeć siebie.


Wrażliwość ta opiera się na dwóch filarach japońskiej estetyki: mujō – nietrwałości – i wa – harmonii. Mujō uczy, że każdy dźwięk jest jedyny w swoim rodzaju: szum wiatru o poranku nigdy nie będzie identyczny z tym z dnia poprzedniego, a echo bębna w górach rozbrzmiewa inaczej niż w świątynnym dziedzińcu. Ta świadomość nietrwałości rodzi pragnienie pełnego przeżywania teraźniejszości. „Wa” natomiast nakazuje, by każdy dźwięk współistniał z otoczeniem, a nie je dominował – stąd w tradycyjnych ogrodach komponuje się nie tylko widoki, lecz także pejzaże dźwiękowe: rozmieszczenie strumienia, odległość od bambusowego shishi-odoshi, a nawet gatunki drzew, których liście szeleszczą na różne sposoby. W efekcie dźwięk w kulturze Japonii jest nie tylko bodźcem zmysłowym, lecz także filozoficznym nośnikiem – czymś, co uczy uważności, pokory i współistnienia z rytmem natury.

Jednym z najbardziej rozpoznawalnych głosów ogrodu jest 風鈴 (furin) — dzwonek wiatru (więcej o nich tu: Dzwoneczki fūrin – duchowość może mieć lekkość letniego popołudnia). Pierwotnie przywędrował do Japonii z Chin jako fūtaku, metalowy dzwonek zawieszany w świątyniach buddyjskich, mający odstraszać złe duchy. Z czasem zmienił kształt i funkcję, stając się letnim symbolem domowych werand i ogrodów. Szklane furin z Edo i późniejszego okresu Meiji, malowane w motywy kwiatów czy złotych rybek, miały dźwiękiem chłodzić duszę w upalne dni. W japońskiej wyobraźni jego brzmienie jest efemeryczne — ulotne jak popołudniowy powiew, którego nie można zatrzymać. W kulturze kigo (sezonowych słów poetyckich) furin należy do lata, a jego dźwięk bywał w haiku zapisem chwili, w której czas zwalnia.

Jeszcze subtelniejszym instrumentem jest 水琴窟 (suikinkutsu) — „podziemne wodne koto (koto - taki isntrument strunowy)”. To ukryte pod kamienną misą gliniane naczynie, do którego z tsukubai (kamiennej misy do obmywania rąk) spadają krople wody. Ich dźwięk, odbijany i modulowany przez pustą przestrzeń naczynia, wydobywa się z ziemi jak echo dawnej pieśni. Wrażliwy słuchacz dostrzega w nim cechy yūgen — tajemniczej głębi, której nie można wyrazić słowami — oraz 間 (ma), czyli ciszy między dźwiękami, w której rezonuje sens tego, co słyszane.
W japońskim ogrodzie dźwięk nie zawsze rodzi się z tego, co w nim umieszczono. Nierzadko jest „pożyczany” z otoczenia, zgodnie z zasadą 借景 (shakkei – dosł. „pożyczony krajobraz”). To nie tylko krajobraz wizualny, zapożyczony zza muru — góra w oddali czy las sosen — ale także dźwięki spoza ogrodu: szum pobliskiego potoku, śpiew cykad w lipcowe południe, wiatr hulający w koronach bambusów (a nawet pomruk nowoczesnego i tłocznego dworca, jak w Kyoto - 京都駅 空中経路 – „ogród na dachu dworca stacji Kyoto”). Ogrodnik potrafi tak ustawić bramy, ścieżki i pawilony, by wzmocnić te odległe odgłosy lub wprowadzić je do wnętrza ogrodu niczym starannie dobrany motyw w kompozycji.
Równie ważne jest to, jak architektura ogrodu prowadzi dźwięk. Rozmieszczenie kamieni może kierować echem ku altanie herbacianej, a kępy bambusa działać jak naturalne filtry szumu wiatru. Woda spływająca po gładkiej powierzchni kamienia brzmi inaczej niż ta, która kapie z wysokości na drobne żwirki. W ten sposób ogród staje się instrumentem, na którym gra czas i pogoda — a słuchacz, jeśli potrafi zatrzymać się na chwilę, staje się współwykonawcą tego koncertu.


Wielu kompozytorów tradycyjnych starało się wpleść w swoje dzieła rytm natury. Utwory shakuhachi mogą naśladować szelest liści bambusa, dźwięk kapiącej wody (mizu no oto – 水の音), a nawet śpiew zimowych ptaków. Muzyka nie jest tu zamkniętą całością, ale dialogiem z otoczeniem – występ na świeżym powietrzu staje się częścią większej symfonii krajobrazu. W ten sposób słuchacz nie jest biernym odbiorcą – staje się współtwórcą. Pustka ma wymaga, aby ją wypełnić, ale nie kolejnym dźwiękiem instrumentu, lecz tym, co każdy niesie w sobie: wspomnieniem, oddechem, chwilowym olśnieniem.

Cisza w tej tradycji nie jest brakiem, lecz tłem, które czyni możliwym dostrzeżenie ulotnych tonów. W ogrodzie zen, w codziennym dialogu, w samotnym spacerze po zimowym lesie – to właśnie pauzy, oddechy i momenty wstrzymania tworzą warunki dla uważnego słuchania. Umiejętność bycia w ciszy to sztuka pozwalania, by rzeczy mówiły same za siebie, bez potrzeby ciągłego ich komentowania czy wypełniania przestrzeni słowem. W ten sposób słuch staje się narzędziem poznania nie tylko otoczenia, ale i samego siebie.
Słyszenie „ciszy” jest jedną z najbardziej subtelnych lekcji, jakie oferuje japońska estetyka. To zdolność wychwytywania napięcia w milczeniu, odczuwania obecności w braku dźwięku, rozpoznawania wartości w tym, co niewymuszone i nietrwałe. W świecie przesyconym hałasem – zarówno fizycznym, jak i informacyjnym – taka postawa może stać się formą nowoczesnej ascezy. Redukując natłok bodźców, uczymy się ponownie słuchać: nie tylko wiatru czy kropli wody, ale też cichych głosów własnych myśli i emocji, które w zgiełku pozostają niesłyszalne.


Można też tworzyć w domu własne „ogrody dźwięków” – niewielkie aranżacje, które będą źródłem spokojnych, powtarzalnych tonów. Miska z wodą, do której od czasu do czasu spada kropla; ceramiczny lub metalowy dzwonek zawieszony przy oknie, który poruszy się z każdym podmuchem; prosty, ręcznie zrobiony instrument, który staje się narzędziem skupienia. Takie przedmioty, choć skromne, budują nastrój, wprowadzają porządek w chaosie dnia.
Praktyka słuchania może być ćwiczeniem inspirowanym zen: najpierw koncentrujemy się na jednym dźwięku – kroplach deszczu, szumie wentylatora, oddechu. Potem przechodzimy do ciszy, pozwalając jej wypełnić całą przestrzeń. Na końcu zwracamy uwagę na moment przejścia – granicę, w której dźwięk znika, a cisza się rodzi. To ćwiczenie uczy cierpliwości, obecności i wrażliwości, które z czasem przenikają całe życie, pomagając lepiej słyszeć zarówno świat, jak i siebie samego.

To praktyka, w której harmonia rodzi się nie z nadmiaru, ale z rezygnacji; w której uczymy się dostrzegać rytm nie w hałasie zdarzeń, lecz w spokojnym pulsie istnienia. I choć dźwięki przeminą, a cisza zmieni swój kształt, wrażliwość zdobyta w tym słuchaniu pozostaje – jak cichy kompas, który prowadzi przez codzienność.
Być może więc jeszcze dziś, gdziekolwiek jesteś, usłyszysz coś, co do tej pory istniało tuż obok – cierpliwe, niewymuszone, czekające na pierwsze świadome „odsłuchanie”.
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!