
W języku japońskim „shōjō” zapisuje się znakami 猩々 lub 猩猩 — i właśnie tu zaczyna się pierwsze nieporozumienie. Te same znaki używa się na określenie... orangutana (co będzie miało znaczenie…). W Chinach (gdzie wszystko się zaczęło) istoty te zwano xīng xīng albo jeszcze wcześniej shēng shēng – mityczne, małpopodobne stworzenia z ludzką twarzą, zamieszkujące górskie odludzia i znające… imiona ludzi. W „Księdze Gór i Mórz” (Shan Hai Jing) wspomniano, że jeśli zastawisz na nich pułapkę z sake i sandałami, odwdzięczą się finezyjną wiązanką przekleństw i opinii o przodkach niedoszłego myśliwego. To pierwotny szkic shōjō: mądrzejszy niż wygląda, pamiętliwy, pijący i z temperamentem. Do dziś w języku japońskim funkcjonuje takie określenie na pewien rodzaj osób.


Na tej ukrytej, zapomnianej przez ludzi plaży trwała osobliwa uczta. W kręgu światła księżyca, wśród wodorostów i porzuconych muszli, tańczyły istoty, których widok mógłby przyprawić o zawrót głowy nawet najtrzeźwiejszego rybaka. Miały posturę człowieka, ale całe ich ciała porastało długie, lśniące, karmazynowe futro. Ich policzki wiecznie zarumienione, spojrzenia rozmarzone, ruchy – dzikie i beztroskie. Ich stopy chlapały wodą w koło, ich ręce unosiły dzbany i miseczki z sake, a ich śmiech brzmiał jak… rechot z zaświatów.
To były shōjō – i właśnie robiły to, co potrafiły najlepiej - świętowały.
Beczki z alkoholem turlały się po piasku jak dziecięce zabawki. Jedna z nich została rozbita z rozmachem przez wyjątkowo podekscytowanego shōjō, który zatoczył się potem w tył, rozciągnięty na piasku, śmiejąc się do nieba. Inny wirował wokół własnej osi, aż zakręcił się tak bardzo, że wpadł do morza z głośnym pluskiem, by zaraz potem wyłonić się i podrzucić w górę pęk wodorostów jak konfetti. Trzeci śpiewał serenadę do kraba, który – niepewny sytuacji – cofał się powoli, krok za krokiem, ku wodzie.

– Spróbujesz? Ale tylko jeśli masz dobre serce.
Człowiek zawahał się, spojrzał na miseczkę, spojrzał na shōjō – i wtedy właśnie przyszło mu do głowy pytanie, które zadało już tylu przed nim:
- O co tu chodzi?

Shōjō są istotami wodnymi — nie w stylu syrenek z falującymi włosami i melancholią w oczach, lecz raczej, jak chaotyczny kabaret. Zamieszkują japońskie wybrzeża, szczególnie miejsca nieco zapomniane przez ludzi: zatoczki, małe wyspy, piaszczyste plaże, gdzie nikt nie zawraca głowy haiku o przemijaniu, czy obrazami o pustce wszechświata. Shōjō nie są filozofami, są praktycznie – i praktycznie zawsze pijani. Można by powiedzieć, że prowadzą styl życia godny stoika z wakacyjnego katalogu: bez pośpiechu, bez ambicji, bez kontroli produktywności — tylko sake, taniec, pieśń i łagodny cień rozłożystej palmy (no dobrze, sosny, jesteśmy w Japonii).

► Śpiew: czasem fałszywy, czasem jakby spod wody, ale zawsze prosto z serca.
► Taniec: zamaszysty, mokry, dziki – taki, co zostawia ślady w piasku i stłuczone butelki.
► Picie sake: sake nie jest dodatkiem do uczty, jest ucztą.
► Filozofia życia: patrz punkt wyżej
A teraz uwaga: shōjō nie są tylko komiczną wizją pijanych yōkaiów z mokrym futrem. To istoty obdarzone nadnaturalnym zmysłem moralnym. Mówią ludzkim językiem (choć nieco bełkotliwie), są mądre (no… na swój sposób), życzliwe, a ich ulubionym zajęciem – poza konsumpcją – jest warzenie magicznego sake. To trunek nie byle jaki: jego smak zmienia się w zależności od osoby, która go pije. Dla człowieka o czystym sercu będzie to napój ambrozji, rozświetlający duszę. Dla kogoś złego – gorzkie jak wyrzuty sumienia i niebezpieczne jak kac po winie ryżowym z promocji.
W symbolice teatru Noh shōjō nie jest już tylko zabawnym duchem imprezy, ale istotą głęboko związana z morzem, rytmem natury, zaufaniem i nagrodą za prostą, szczerą dobroć. Maski shōjō są jaskrawo czerwone, fryzury bujne jak sztorm, a ruchy taneczne – ekstatyczne.
I choć trudno dziś spotkać shōjō tańczącego na plaży pod Kōchi czy Shizuoką (zwłaszcza od czasu, gdy zapanowała moda na picie whisky z colą), to jego duch wciąż krąży – w opowieściach, w sztuce, w ciepłym uśmiechu po pierwszej czarce ochoko.

Na początek znaki. Kanji 猩 oznacza dosłownie orangutana lub małpę, ale w duchu klasycznej chińszczyzny kryje się w nich znacznie więcej. Znajdziemy tu:
- 犭 – czyli klucz (radical) „zwierzę” (obowiązkowy przy yōkai, prawda?)
- oraz część fonetyczną związaną z dźwiękiem i... krwistością.
Według niektórych interpretacji znak ten odnosi się także do koloru – intensywnej czerwieni (co już sugeruje zarumienione oblicze shōjō, jak i ich futro karmazynowe), a nawet do „krzykliwości” czy „głośności”. W starożytnych tekstach chińskich znak ten nierzadko był też związany z ideą „żywiołowości”, „dzikości” i „nadmiaru ekspresji” — czyli, krótko mówiąc, idealnie pasuje do futrzastego stwora, który tańczy po plaży z czarką w łapie i pieśnią na ustach.


A skoro już o sake mowa – w języku potocznym shōjō to nie tylko nazwa yōkaia i orangutana. To także żartobliwe określenie osoby, która ma słabość do alkoholu, ale taką estetyczną, wdzięczną, niemal teatralną. Nie chodzi tu o picie do nieprzytomności, lecz o pewną dionizyjską elegancję, stan upojenia, który nie niszczy, a wyzwala śpiew, taniec i zachwyt nad światem.
Shōjō jest zresztą yokaiem, który w języku mówionym występuje dość często. Istnieje klon palmowy (drzewo) o nazwie shōjō no mai („taniec czerwonej małpy”), jak też ważka zwana shōjō tonbo („shōjō-ważka”). Przypominają o istocie, która przyszła z gór południowych Chin, przeszła przez teatry Noh i świątynne legendy Japonii, aż po współczesny język i sztukę — zawsze z lekkim uśmiechem, czerwoną grzywą i czarką ochoko w dłoni.
Shōjō, choć z natury nieskory do planowania i zapewne zapominałby tekstu scenicznego już w drugim akcie, zaskakująco dobrze zadomowił się w japońskim teatrze. Stał się nie tylko bohaterem jednej z klasycznych sztuk Noh, ale też inspiracją dla masek, makijaży, lalek i sztuki ludowej — wszędzie tam, gdzie potrzebna była radość, czerwony kolor i odrobina ekstazy po sake.
Teatr Noh: shōjō, czyste serce i magiczny dzbanek
Najstarsze i najbardziej znane wcielenie shōjō w kulturze japońskiej pochodzi z klasycznego teatru Noh, w sztuce zatytułowanej po prostu „Shōjō” (猩々). Jej autorstwo przypisuje się Kanze Kojirō Nobumitsu (観世小次郎信光), który tworzył w okresie Muromachi (XV wiek). Fabuła jest prosta, ale pełna głębi, jak to w teatrze Noh (patrz tu: Chimeryczne maski teatru Noh – forma prawdziwsza od treści).
Głównym bohaterem jest człowiek imieniem Kōfū, ubogi sprzedawca sake z miejscowości Yōzu (obecnie Jiangxi, Chiny). Pewnej nocy śni mu się, że jeśli będzie sprzedawał sake z dobrym sercem, bogactwo samo do niego przyjdzie. Sen się spełnia — zaczyna zarabiać, a jego najlepszym klientem okazuje się osobliwy jegomość, który może wypić morze trunku i nigdy się nie rumieni. Kōfū pyta go o imię, a ten odpowiada: jestem shōjō, duchem morza. Zaprasza go nad brzeg rzeki Xunyang, gdzie objawia się w swojej prawdziwej postaci: z czerwoną grzywą, dzikim śmiechem i czarką ochoko w łapie. Tańczy, pije, śmieje się do księżyca — a potem wręcza Kōfū magiczny dzbanek, który napełnia się sake w nieskończoność.
Czy to tylko sen? Kōfū budzi się... ale dzbanek stoi przy łóżku.
Maski i kostiumy shōjō
W teatrze Noh shōjō ma jedną z najbardziej charakterystycznych masek: intensywnie czerwoną, z szerokimi oczami i rozwianą fryzurą z długich, barwnych włosów. Używana jest tylko do ról shōjō — bo trudno sobie wyobrazić, by mogła pasować do jakiekolwiek innej postaci, dostojnej i poważnej.\
Kostiumy? To festiwal koloru. Główna postać — zwana nochishite — występuje w bogatym, haftowanym stroju, najczęściej czerwonym, choć bywa też złoto-pomarańczowy. Taniec shōjō jest midare (乱, czyli „chaos”, „zamieszanie”) – wirujący, radosny, pozornie nieuporządkowany, ale pełen precyzji i rytmu. Wersja tej sztuki znana jako „Shōjō Midare” to alternatywna choreografia z tańcem pełnym ekstatycznych obrotów i wirów, wykonywana przy dynamicznej muzyce.
Kabuki i shōjō
W teatrze Kabuki, który ceni bardziej dramatyzm i dynamizm niż duchową kontemplację, shōjō również się pojawia — choć nie w formie całej sztuki, lecz jako typ kumadori, czyli teatralnego makijażu. Twarz aktora grającego shōjō malowana jest intensywnie na czerwono, z symetrycznymi wzorami podkreślającymi ruch i ekspresję. Czerwony kumadori symbolizuje postać pozytywną, ale potężną, o nadludzkiej sile — idealne wcielenie dla ducha, który potrafi warzyć trunki lepsze niż najstarsza rodzinna receptura.
W okresie Edo shōjō trafił pod strzechy – dosłownie. Lalki shōjō, wykonywane z papier-mâché (hariko) lub drewna, stawiano przy domowych ołtarzykach jako talizman chroniący przed ospą. Ich czerwony kolor, zgodnie z japońskimi wierzeniami, miał odstraszać choroby, a radosny wyraz twarzy przynosić szczęście i dobrą energię. W szczególności były popularne w okresie Genroku (lata 1688–1704).
Shōjō w sztuce ludowej: netsuke, nara ningyō, hariko
W świecie rzemiosła i przedmiotów codziennego użytku shōjō także zyskał sławę. Bywa częstym motywem w netsuke – miniaturowych rzeźbionych zawieszkach noszonych przy pasie do kimona. Takie figurki często ukazują shōjō z dzbanem sake, czasem tańczącego, czasem chwiejnie stojącego – czyli w swoim żywiole.
Rzeźby z cyklu nara ningyō (drewniane, kolorowe lalki z regionu Nara, więcej o mechanicznych lalkach ningyo tu: Karakuri Ningyō dawnej Japonii – mechaniczne roboty z drewna, które podawały herbatę, tańczyły i pisały) przedstawiają shōjō z szerokim uśmiechem i uniesionymi ramionami – jakby właśnie usłyszał, że dziś promocja: sake za darmo.
Czerwony kolor, puchate fryzury, taniec i radość – shōjō w sztuce ludowej stał się symbolem szczęścia, obfitości i beztroski. Trochę jak japoński Dionizos, tylko mniej groźny i bardziej... uroczy.


W listach do redakcji gazet, takich jak „Yomiuri Shimbun” z 7 października 1875, czytelnicy zastanawiali się:

Ta zbiorowa konsternacja nie była przypadkiem. Słowo „shōjō” (猩々) już od dawna było japońskim określeniem na... orangutana, zapożyczonym z chińskiego xīng xīng (猩猩). Ale w Japonii, przez brak kontaktu z rzeczywistym zwierzęciem, pojęcie to zdążyło „zrosnąć się” z folklorem. Gdy prawdziwy orangutan w końcu pojawił się w kraju, nie pasował do mitu. A może mit nie pasował do rzeczywistości?

W jego wersji orangutan nie jest tylko zwierzęciem. To shōjō — stworzenie z legend, które przypadkiem znalazło się w Europie i dokonywało zbrodni. Dla japońskich czytelników ta interpretacja była o wiele bardziej zrozumiała niż zoologiczne fakty: duch, który zszedł ze sceny Noh i przeniósł się na paryskie dachy, był bardziej wiarygodny niż „ssak z Sumatry”.

W zoo sprzedawano wtedy nawet „pasty do zębów marki shōjō” (猩々印はみがき), a tłumy codziennie odwiedzały pawilon, by „zobaczyć yōkaia z dzieciństwa”. Zwierzę, mit, produkt marketingowy – shōjō był wszystkim naraz.
Dopiero z czasem, w okresie Taishō i Shōwa, społeczeństwo zaczęło odróżniać shōjō z mitów od orangutana z zoo. Ale nawet wtedy ich obrazy wciąż się przenikały. W latach 30. XX wieku, w książce „Hoeru mitsurin” autorstwa Minami Yōichirō, myśliwi wciąż łapią shōjō, zostawiając mu beczułkę sake — dokładnie jak w dawnych opowieściach.

Shōjō to swego rodzaju uosobienie obecności, pełnego zanurzenia w chwili. Jest wieczorną falą obmywającą stopy, jest śmiechem, który nie pyta o powód. Nie interesuje go jutro, nie wspomina wczoraj. To duch chwili. Japońska kultura, która tak często gloryfikuje umiar, ciszę i dyscyplinę (od zen po bushidō), ma w shōjō swoją przeciwwagę – chaotyczną afirmację życia. I może dlatego shōjō nie stoi w sprzeczności z Japonią, lecz jest jej uzupełnieniem.
Czy to japoński Dionizos? Może. Dionizos rozrywa granice między światem ludzi a bogów, łamie konwenanse, przynosi trans i upojenie. Ale podczas gdy grecki bóg bywa dziki i groźny, shōjō jest łagodny – jego ekstaza nie jest niebezpieczna.
Szczególnie ciekawa jest rola sake w micie o shōjō. To nie tylko napój — to rodzaj etycznej alchemii. Sake warzone przez shōjō smakuje inaczej każdemu. Jeśli twoje serce jest czyste, poczujesz harmonię, słodycz i lekkość. Jeśli jednak nosisz w sobie fałsz, zazdrość czy złą wolę — trunek staje się gorzki, nie do zniesienia, może nawet zabić. W tym tkwi subtelna mądrość: to, co cię karmi, zależy od tego, kim jesteś. Etyka i zmysłowość spotykają się w jednej czarce ochoko.

Shōjō to nie przewodnik. To nie coach. To nie guru z YouTube’a. To raczej stary duch, który wie, że najlepsze rzeczy w życiu nie zawsze da się zaplanować, zrozumieć ani policzyć. Nie każda radość wymaga analizy. Nie każdy sens mieści się w zdaniu podrzędnie złożonym.

Zacznijmy od Kawanabe Kyōsaia (1831–1889) – ekscentrycznego malarza, skandalisty i wielbiciela alkoholu, który sam siebie nazywał shōjō. W jego ilustracjach istota ta pojawia się często jako jego alter ego – upity duch z rozwichrzoną czupryną, otoczony przez inne yōkai, czasem z pędzlem w jednej ręce i dzbankiem sake w drugiej. Kyōsai wiedział, że shōjō to nie tylko folklor – to stan umysłu. Jego autoironiczne rysunki pokazują, jak ten yōkai zaczął funkcjonować jako kulturalna metafora dla artysty, który tworzy z radości, nie bacząc na zasady.
W świat animacji shōjō wkroczył w 1997 roku dzięki Hayao Miyazakiemu i filmowi „Princess Mononoke”. Tam pojawiają się małpokształtne duchy lasu, które wielu interpretatorów identyfikuje jako shōjō – ciche, poważne, czerwono-brązowe istoty próbujące ocalić puszczę. To ich bardziej melancholijna wersja: wciąż związane z naturą, ale bez ochoty na śpiewanie przy sake (można się spierać, czy rzeczywiście to shōjō, ale są tego zwolennicy).

Shōjō pojawia się też… w ogrodach. Jak już wspomniano, istnieje japoński klon o nazwie Shōjō-no-mai („Taniec shōjō”) – jego czerwono-różowe liście rzeczywiście zdają się tańczyć na wietrze jak rozwiane włosy ducha. Inna odmiana, Shōjō-nomura, zachwyca intensywnie czerwoną barwą i nosi w nazwie hołd dla mitologii. Wśród owadów mamy shōjō tonbo (猩猩蜻蛉) – ważkę o jaskrawo czerwonym ciele, oraz shōjō bae (猩猩蠅) – muchę, która podobno szczególnie lgnie do zapachu sake. Wygląda na to, że shōjō patronuje wszystkiemu, co czerwone, żywe i lekko wstawione.
A w języku potocznym? Jeśli ktoś pije często i z entuzjazmem, ale nie stacza się przy tym (nie aż tak, przynajmniej) – można powiedzieć o nim żartobliwie, że jest shōjō. To trochę jak powiedzieć, że ktoś ma duszę artysty, tylko z większą ilością alkoholu i mniej planowania. To określenie lekkie, ale pełne sympatii – nikt nie oburza się na shōjō, nawet jeśli wypił ju ostatnią czarkę.
Sprawdź podobne artykuły:
Górska wiedźma Yamanba – kobieca dzikość, która przerażała mężczyzn patriarchatu tradycyjnej Japonii
Warai Onna - Yokai z gór Shikoku, który śmiechem sprowadza psychozę i śmierć
Ikkyū Sōjun mistrz zen, który znalazł oświecenie w domach uciech z butelką sake w dłoni
Poezja przy sake – mistrz Senryū i jego radośnie złośliwa przenikliwość
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!