

Bo jego sztuka to coś więcej niż estetyka. To język ciszy i znaków. W epoce globalnych migracji i coraz bardziej złożonych form tożsamości Kuniyoshi mówi do nas wyraźniej niż kiedykolwiek. Jego późne obrazy otulone są cichym światłem, które przypomina półmrok klasztornego ogrodu – wszystko tu jest znakiem, ale nic nie mówi wprost. Obserwujemy świat z dystansu, jakbyśmy patrzyli przez cienką warstwę papieru ryżowego – i być może właśnie dlatego jego obrazy do dziś przemawiają do tych, którzy próbują odnaleźć siebie w wielu światach naraz.


W dzieciństwie Kuniyoshi chłonął także estetykę przedmiotów codziennego użytku – ręcznie robionych zabawek z papier-mâché, drewnianych lalek, bębenków den den taiko, figurek zwierząt na kółkach. Te przedmioty, wytwarzane przez anonimowych rzemieślników, nie były tylko zabawkami – pełniły funkcje amuletów, talizmanów przeciwko chorobie, pechowi i złym duchom. Ich kształty, kolory i dźwięki zakotwiczyły się w jego wyobraźni jako formy o symbolicznym znaczeniu – proste, ale głęboko osadzone w duchowości i ludowej metafizyce.
To właśnie do tych wspomnień Kuniyoshi sięgnął w 1921 roku, już jako dojrzały artysta w Nowym Jorku, malując jedno z najbardziej przejmujących dzieł swojego wczesnego okresu: „Baby and Toy Cow”. Z pozoru to tylko scena z niemowlęciem pełzającym ku trzem zabawkom: łódce, krowie na kółkach i bębenkowi z pałeczkami. Ale kiedy przyjrzymy się bliżej, dostrzeżemy warstwy znaczeń.
Krowa – najpewniej aka-beko, czerwona figurka z regionu Tōhoku, utożsamiana z ochroną przed ospą – symbolizuje nie tylko dzieciństwo, ale też rytualną ochronę. Den den taiko – mały bębenek wydający dźwięk „den-den”, kiedy potrząsamy jego pałeczką – to z kolei nie tylko zabawka, lecz instrument o apotropaicznej funkcji, używany, by odstraszyć złe moce. Nawet łódka, banalna na pierwszy rzut oka, może nawiązywać do licznych japońskich opowieści o podróżach, przemianach i przejściach między światami – jakby niemowlę miało zaraz wypłynąć ku swojej przyszłości.
Kompozycja obrazu jest surowa, niemal ascetyczna, a jednocześnie pełna napięcia. Białe, płaskie tło podkreśla teatralność sceny, a monumentalne przedstawienie zabawek sprawia, że dominują one nad postacią dziecka. W tym układzie można dostrzec alegorię: świat pamięci, tradycji, dziecięcej wyobraźni – większy i silniejszy od bezbronnego, kruchego, ludzkiego „ja”.

Obraz „Baby and Toy Cow” to nie tylko wspomnienie dzieciństwa. To mapa pamięci emocjonalnej, w której każda zabawka, każdy przedmiot, staje się nośnikiem historii – nie tylko artysty, ale także kultury, którą pozostawił za sobą, i tej, w której próbował się odnaleźć. To obraz emigranta, który już wtedy – choć jeszcze nieświadomie – zaczynał malować swoje życie między dwoma światami.

Wylądował na Zachodnim Wybrzeżu, ale dość szybko przeniósł się na Wschód, szukając artystycznych okazji. Studiował w Los Angeles, a następnie w prestiżowej Art Students League of New York, gdzie zetknął się z modernizmem europejskim, ale też z bardziej surową, „amerykańską” estetyką. Uczył się nie tylko techniki, lecz także odwagi – odwagi, by nie malować jak inni. W świecie sztuki, który wciąż dzielił artystów na „Wschód” i „Zachód”, Kuniyoshi nie chciał należeć do żadnej ze stron. Stworzył coś innego, „trzeciego”.
Przełomowym momentem okazało się spotkanie z Hamiltonem Easter Fieldem, ekscentrycznym kolekcjonerem, krytykiem i mentorem. Field nie tylko wspierał Kuniyoshiego finansowo i organizował mu wystawy – przede wszystkim widział w nim coś wyjątkowego: artystę, który nie próbuje kopiować Zachodu, ale przetwarza go przez własną wrażliwość. To właśnie Field, zafascynowany jednocześnie japońskim drzeworytem ukiyo-e (takjak i np. van Gogh – patrz tu: Co, gdyby niespokojny duch Europy spotkał się ze światem mono no aware w japońskim ukiyo-e? - Van Gogh i Hiroshige) i amerykańską sztuką ludową, zaszczepił w Kuniyoshim pasję do przedmiotów prostych, naiwnych, ale pełnych znaczenia. Z czasem Kuniyoshi sam zaczął kolekcjonować stare zabawki, prymitywne malowidła i wiejskie meble – nie jako ciekawostki, ale jako obiekty duchowej mocy.

Inne dzieło z tego samego okresu – „Two Babies” (1923) – również dotyka tematu dzieciństwa, ale już przefiltrowanego przez amerykańskie doświadczenie. Dzieci przedstawione są w niepokojącej, niemal groteskowej formie: ich głowy są zbyt duże, oczy niepokojąco otwarte. Jedno z dzieci trzyma ptaka – może rzeźbioną grzechotkę, może japoński hatobue, fujarkę w kształcie gołębia, mającą odpędzać złe duchy. W tle pojawiają się dekoracje przypominające meksykańską piñatę lub papierowe ozdoby bożonarodzeniowe – ślad amerykańskich świąt. W tej jednej scenie spotykają się dziecięce lęki, ludowe zabobony i amerykańska radość życia – wszystko owinięte w melancholię, którą Kuniyoshi niósł przez całe życie.
Choć obrazy te powstały po roku 1920, zawierają emocjonalny ładunek i tematykę ukształtowaną właśnie w pierwszych latach jego życia w Ameryce – wtedy, gdy jako młody emigrant patrzył na nowy świat z podziwem, ale i niepokojem. W jego wczesnych dziełach nie ma łatwego zachwytu Ameryką. Jest raczej subtelne oswajanie obcości, malarskie szukanie tożsamości poprzez dziecięce wspomnienia, japońskie symbole i amerykańskie przedmioty dnia codziennego.
To właśnie w tej dekadzie Kuniyoshi nauczył się najważniejszej rzeczy: że jego miejsce nie jest ani tu, ani tam. Że jego sztuka – i on sam – będzie zawsze na pograniczu, w stanie twórczego rozdarcia, które stanie się jego siłą. A jego płótna – niczym obrazy ze snu – zaczną mówić więcej niż słowa.

W tym okresie wzrasta zainteresowanie psychoanalizą Freuda, marzeniami sennymi i podświadomością, a także niemieckim ekspresjonizmem, zwłaszcza z kręgu Der Blaue Reiter. W twórczości Kuniyoshiego oba te źródła rezonują z jego własnymi wspomnieniami i lękami wyniesionymi z japońskiego dzieciństwa. Rzeczywistość przestaje być czymś stabilnym – staje się śnieniem, często koszmaru.

Jeszcze silniejsze napięcie obecne jest w rysunku „Bad Dream” (1924) – wybuchowym kolażu smoków, kobiecych ciał i przemienionych zwierząt. Tu ekspresjonizm nabiera cielesnej brutalności: kobiety są porywane przez potwory, krowy zamieniają się w demony, a linie są tak ostre i nerwowe, że zdają się ranić papier. Inspiracje mitologią japońską są tu wyraźne – smoki jako siły natury i pożądania, duchy przodków, bóstwa-burze. Ale sposób ich przedstawienia jest radykalnie osobisty, nasycony podświadomym lękiem oraz zachodnimi obawami.
Podobny klimat przynosi „Boy Frightened by Snake” (1921). To obraz emocji czystej – lęku dziecka przed czymś pierwotnym, nieoswojonym. Choć formalnie obraz mieści się w modernistycznej tradycji, semantycznie odwołuje się do japońskich legend i dziecinnych zabobonów. W Japonii węże były obecne nie tylko w mitologii, ale i w przedmiotach codziennego użytku: zabawkach, maskach, ozdobach – zawsze jako forma, która coś ukrywała. Obraz ten nie opowiada jednej historii, ale emocjonalną prawdę – prawdę o byciu dzieckiem w świecie, którego się nie rozumie, ale się przeczuwa.
W tym samym czasie Kuniyoshi pogłębia swoje zainteresowanie sztuką ludową – nie tylko japońską, ale i amerykańską. Wraz z przyjaciółmi – Robertem Laurentem, Dot Varian, czy Alexandrem Brookiem – spędza lato w Maine, polując na „skarby” w wiejskich antykwariatach. Kupują folkowe obrazy, rzeźby, dziecięce zabawki, meble, które dla Kuniyoshiego nie są jedynie artefaktami estetycznymi. To dla niego manifesty duszy narodu – ślady prostych emocji, odruchowej potrzeby wyrazu, które pokrewne są japońskiemu mingei (民芸 – japońska sztuka ludowa).
Efektem tej fascynacji jest „Still Life” (1926) – namalowane na odwrocie szyby, wzorowane na tradycyjnych obrazach ze szkła, jakie powstawały w Nowej Anglii czy Bawarii. To martwa natura, ale nie „akademicka”. Owoce, naczynia, może rzeźby – wszystko wydaje się jakby zawieszone w pustce, oddzielone od świata, lecz intensywnie obecne. Wybór techniki jest znaczący – malowanie na szkle to wyzwanie: nie da się poprawić, trzeba być precyzyjnym, ale i spontanicznym. Kuniyoshi pokazuje, że folk art może być nośnikiem nowoczesności, że surowa forma potrafi mówić o najgłębszych przeżyciach.
Ten okres to twórcza eksplozja, ale i czas poszukiwań. Kuniyoshi nie przyjmuje żadnej tożsamości bez zastrzeżeń. Ameryka nie jest dla niego domem bezwarunkowym, a Japonia – choć widocznie nosi ją w sercu – nie jest idealizowanym rajem utraconym. Dlatego jego obrazy przypominają czasem sny emigranta: są pełne wspomnień, dziwności, niepokoju. Są opowieściami z pogranicza kultur, gdy żadna z nich nie jest już domem.

Choć jego rodzina przyjęła go z serdecznością, sam artysta czuł się jak cudzoziemiec. W liście do przyjaciela pisał z pewnym smutkiem:
„Oczywiście cieszyłem się, że zobaczyłem rodzinę, i oni też się cieszyli. Dobrze, że przyjechałem i zobaczyłem, jak to wszystko wygląda, ale koniec końców – nie należę już do tego miejsca. Wrócę do Ameryki, jak tylko będę mógł.”
— Yasuo Kuniyoshi, list do Carla Zigrossera, 1931

To właśnie w tym czasie, podczas melancholijnych spacerów po zmieniających się japońskich miasteczkach, Kuniyoshi odwiedził Kurashiki – stare, kupieckie miasteczko z klimatycznymi czarnymi dachówkami i cichym urokiem dawnych magazynów ryżowych. Tam natknął się na tygrysy z papier-mâché, tradycyjne Kurashiki hariko – dziecięce zabawki, niegdyś rozdawane z okazji narodzin syna. Tygrysy te, o kołyszących się głowach i doczepianych ogonach, nie były dla niego zwykłymi pamiątkami – były bramą do dawnych lat. Ich widok przywołał całe dzieciństwo: opowieści, zabawy, dźwięki bębenków i radosne święta. Wrócił do Nowego Jorku z walizką pełną folkowych zabawek i poczuciem utraconego świata, którego już nigdy nie odzyska.


Motyw ten powrócił niemal dwie dekady później w obrazie „Fish Kite” (1950), gdzie młody chłopiec z uniesionymi ramionami trzyma koi-nobori nad głową, a w tle pojawia się amerykański kalendarz z datą 4 lipca – Dniem Niepodległości USA. To zderzenie symboliki obu ojczyzn: japońskiego dzieciństwa i amerykańskiej przyszłości. Być może jest to też hołd dla ojca, który – jak wspominał autor w pamiętnikach – poświęcił wiele, by umożliwić synowi emigrację. Ten temat — synostwa, wdzięczności i duchowej więzi poprzez pokolenia — stale przewijał się w jego twórczości, zarówno w sposób jawny, jak i ukryty.
Wizyta w Japonii, mimo że pełna rozczarowania, była dla Kuniyoshiego momentem wewnętrznego przełomu. Zrozumiał, że nie przynależy w pełni ani do jednego, ani drugiego świata – ale może uczynić z tego stanu fundament swojej sztuki. Japonia dzieciństwa mogła zniknąć fizycznie, ale przetrwała w jego pamięci, w symbolach, w ruchach pędzla i warstwach farby. Od tego momentu folkowe rekwizyty, zabawki, maski, a nawet dźwięki bębenków czy pieśni o dobrym chłopcu stawały się w jego malarstwie nośnikami tożsamości – nie nostalgii, ale świadomej syntezy tego, kim naprawdę był.

Jego dom w Woodstock zamienił się w mikrokosmos kulturowych tropów – kolekcjonował nie tylko japońskie bibeloty folkowe, ale i amerykańską sztukę ludową: rzeźby, malowidła na szkle, dziecięce mebelki, przedmioty z małych miasteczek Nowej Anglii. Dla niego nie były to relikty naiwnego rzemiosła, lecz znaki duchowej ciągłości, próbki życia autentycznego, szczerego – takiego, jakiego nie widział w akademiach sztuki i salach uniwersyteckich. Poprzez nie właśnie starał się zbudować pomost między kulturami: amerykańską i japońską, tradycyjną i modernistyczną.

W Ameryce lat 30., zwłaszcza po uchwaleniu ustawy o wykluczeniu Japończyków z naturalizacji (Immigration Act of 1924), bycie osobą pochodzenia azjatyckiego oznaczało brak praw obywatelskich, brak możliwości kupna ziemi, niepewność i lęk. A jednak Kuniyoshi nie tylko tworzył – on organizował wystawy, tworzył, uczył, działał publicznie. Był uznanym malarzem, członkiem środowiska, autorytetem – ale nigdy pełnoprawnym obywatelem. Ta ambiwalencja musiała być bolesna – i miała dramatycznie pogłębić się wraz z nadejściem wojny.

Ale to nie był koniec. Zamiast zamknąć się w sobie, Kuniyoshi stanął do walki o własne miejsce w społeczeństwie. Pomimo upokorzenia związanego ze statusem „wroga”, stał się aktywnym uczestnikiem wysiłku wojennego USA. Brał udział w kampaniach informacyjnych, projektował plakaty propagandowe, pisał przemówienia radiowe potępiające agresję Japonii, których teksty nadawano po japońsku. W jednym z nich opisywał Japonię jako „krainę sosen i kwiatów, pełną wulkanicznych kształtów, tradycji i piękna” – ale robił to z melancholią, jakby opowiadał o ojczyźnie, którą już utracił.

„Jeśli człowiek tworzy w danym kraju przez długi czas, bez względu na pochodzenie – jego praca staje się częścią tej ziemi”.
Najbardziej poruszającym artystycznym wyrazem tego rozdarcia i egzystencjalnej samotności był obraz „Between Two Worlds” (1939) – stworzony tuż przed wojną, ale z ogromną siłą proroczą. Trzy kobiety w szortach wędrują przez opustoszałą przestrzeń. Martwe drzewo, rozbite koło, w oddali budynek przypominający więzienie lub koszary. Cmentarz. Nie patrzą na siebie na wzajem. To nie scena towarzyska – to psychiczny pejzaż wykluczenia.
Kuniyoshi powiedział kiedyś, że „świat jest chaotyczny, ale trzeba iść dalej”. Ale jego obrazy z czasu wojny pokazują, jak głęboko chaos ten przeorał jego duszę. Kompozycje stają się coraz bardziej symboliczne, mroczne, niepokojące. A zarazem coraz bardziej prawdziwe – nie jako dokumenty rzeczywistości, ale jako autoportrety wewnętrznego losu człowieka rozdartego między kulturami.
Jego maski nie były już ozdobą festiwalu. Były bronią przetrwania.
Po wojnie życie Kuniyoshiego nabrało nowej, cichej intensywności. Przez lata odcięcia od Japonii nagle pojawiła się możliwość kontaktu z rodziną i dawnymi przyjaciółmi. Pisząc listy do Yoshie Nakaty, znajomej z czasów swojej wystawy w Tokyo w 1931 roku, dzielił się codziennością, w której drobne gesty stawały się pomostami między światami: kupował tofu, węgorza i suszoną kałamarnicę w japońskich sklepach Nowego Jorku, razem z żoną Sarą nauczył się przyrządzać tsukemono, japońskie kiszonki. Gdy opisywał zmieniające się pory roku w Woodstock, widział w nich echo japońskiego krajobrazu – nie tego realnego, lecz tego, który żył w nim od dzieciństwa, przesłonięty mgłą nostalgii.

W tych pracach Kuniyoshi coraz częściej porusza się w kierunku abstrakcji duchowej, która zdradza wpływy zen. Nie chodzi o religijne wyznanie – Kuniyoshi nie był wyznawcą żadnej doktryny – lecz o sposób patrzenia: milczący, pełen dystansu, kontemplacyjny. Cisza wokół postaci z jego późnych obrazów przypomina ciszę klasztornego ogrodu – wszystko tu jest znakiem, ale nic nie mówi wprost. Obserwujemy świat z dystansu, jakbyśmy patrzyli przez cienką warstwę papieru ryżowego.
To właśnie w tej fazie jego twórczości wybrzmiewa pełnia wewnętrznej transformacji: od młodego chłopca z Okayamy, przez emigranta walczącego o miejsce w Ameryce, aż po artystę, który sztuką opowiadał historię swojego życia – nie linearnie, lecz symbolicznie.

Dziś jego sztuka powraca. Coraz więcej wystaw, publikacji i badań przywraca mu należne miejsce w historii amerykańskiej sztuki modernistycznej, ale też w kontekście japońskiego dziedzictwa kulturowego na emigracji. W jego obrazach odnajdujemy współczesne tematy: tożsamość hybrydowa, kryzys przynależności, język symboliczny jako forma oporu i komunikacji. W epoce globalnych migracji i coraz bardziej złożonych form tożsamości Kuniyoshi mówi do nas wyraźniej niż kiedykolwiek.
Nie szukał łatwej syntezy między Wschodem a Zachodem. Jego sztuka nie była mozaiką – była tkanką zszywaną z fragmentów wspomnień, bólu i piękna. I być może właśnie dlatego jego obrazy do dziś przemawiają do tych, którzy próbują odnaleźć siebie w wielu światach naraz.
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!