

W Japonii przypowieść ta przybrała nową formę w pracach takich twórców jak Hokusai. W jednym z jego drzeworytów z „Manga” (nr 8) widzimy jedenastu ślepców, pochylonych nad słoniem jak nad zagadką świata – każdy z własnym gestem, miną, przekonaniem. Hokusai nie rysuje prawdy – on rysuje nasze próby jej dotknięcia. Estetyka tego obrazu, oszczędna, rytmiczna i komiczna zarazem, rezonuje z tym, co w japońskiej kulturze tak często powraca: że piękno i mądrość rodzą się nie z poznania pełni, lecz z trwania w niepewności. W filozofii zen mówi się o „mu” – pustej przestrzeni, która otwiera umysł. W doktrynie mujō – o nietrwałości wszystkiego, co istnieje. W haiku – o momentach, które nie tłumaczą świata, lecz tylko dotykają jego jednej, krótkiej chwili.

Przypowieść o słoniu i ślepcach
群盲評象の譬
(gummō hyōzō no tatoe)

Zostają zaprowadzeni do zagrody, gdzie stoi spokojny, majestatyczny słoń – zwierzę nie tylko realne, ale i symboliczne, nosiciel mądrości ziemi i zagadki natury. Ślepi podchodzą ostrożnie, jak odkrywcy na nieznanym jeszcze terenie, i jeden po drugim wyciągają dłonie ku nieznanemu.

Drugi trafia na kieł – gładki, chłodny, twardy. Dłoń ześlizguje się po jego zakrzywionej powierzchni. „Co za głupstwo! Słoń jest jak włócznia – szpiczasty, niebezpieczny. To broń, nie budowla”.
Trzeci natrafia na trąbę. Czuje, jak mięśnie poruszają się pod skórą, jak struktura zmienia się w czasie, jakby trzymał w rękach żywego węża. „Nie. Słoń jest jak ogromny wąż. Elastyczny, mokry, śliski. To coś, co się porusza, wije, wygina”.

Piąty dotyka ucha – cienkiego i szerokiego, jak wachlarz utkany z miękkiego płótna. „Nie czujecie tego? To przecież coś, czym można się chłodzić! Słoń jest jak wachlarz – delikatny, powiewny, szeroki”.
Szósty łapie ogon – cienki, zakończony kępką włosów. Kiwa głową i mówi z ironią: „Nie potraficie rozpoznać liny? Słoń jest jak sznur. Przecież to oczywiste”.

Każdy z nich mówił szczerze, opisał to, czego doświadczył. Wszyscy byli częściowo w zgodzie z rzeczywistością. Ale każdy z nich – zatrzymany w swojej perspektywie – się mylił. Nie dlatego, że mówił nieprawdę, lecz dlatego, że znał tylko fragment całości i mylnie uznał go za całość.
I to właśnie czyni tę przypowieść tak silną. To opowieść nie tyle o błędzie, co o granicach poznania. O tym, jak łatwo pomylić swoją wersję rzeczywistości z samą rzeczywistością. Jak niebezpieczne jest przekonanie, że nasze zmysły, poglądy czy doświadczenia dają nam pełny obraz świata.



Z Indii przypowieść rozprzestrzeniła się w dwóch głównych nurtach – przez buddyzm i dżinizm, w których pełniła funkcję dydaktyczną. Dla dżinistów symbolizowała względność prawdy (anekāntavāda), dla buddystów – iluzoryczność zjawisk i konieczność duchowego wglądu. To jednak buddyzm zabrał tę przypowieść w daleką podróż – przez Himalaje, stepy Azji Środkowej, cesarstwo Tang, aż do wybrzeży Japonii.



Z czasem przypowieść zaczęła się też pojawiać w dramaturgii – m.in. w subtelnym teatrze nō, gdzie sama obecność słonia była czasem tylko metaforycznym tłem dla opowieści o błędzie i iluzji (o teatrze noh więcej tu: Chimeryczne maski teatru Noh – forma prawdziwsza od treści). W kulturze zen przypowieść przybrała jeszcze bardziej wyciszony, paradoksalny ton – stając się nie tyle nauką, ile pytaniem: „A co, jeśli słoń nie istnieje wcale?”
Japonia wchłonęła tę opowieść jak kroplę atramentu na washi – nie zmieniając jej struktury, lecz nadając jej nowy rytm. Tu nie chodziło już tylko o spór intelektualny – jak to w kraju Yamato bywa – istotniejsze stało się milczenie pomiędzy słowami. Subtelność, gest, uważność. Japońska wersja przypowieści nie posiada moralizatorskiej puenty.
„Ślepcy badający słonia”
盲人象を探るの図
Mōjin zō o saguru no zu

Na pierwszym planie widzimy jedenastu mężczyzn – ślepych, jak można się domyślić po ich przymkniętych oczach i niepewnych gestach. Każdy z nich bada inną część słonia, próbując uchwycić jego kształt. Jeden bada trąbę, drugi nogę, kolejny dotyka ogona, inny sprawdza twardość brzucha – wszyscy rozproszeni wokół ogromnego cielska zwierzęcia, pochłonięci własnym „odkryciem”. Wśród nich panuje zamieszanie – kilku mężczyzn wyraźnie coś próbuje mówić, inni wykonują gesty w celu wytłumaczenia czegoś, co dodaje całej scenie elementu komicznego, lecz nie karykaturalnego. Uwagę przyciąga liczba postaci – można ich naliczyć jedenaście (czyli więcej, niż w oryginalnej wersji legendy).


Styl graficzny jest typowy dla Manga Hokusaia – szybki szkic pędzlem, tuszem na papierze, bez koloru, ale z niezwykłą ekspresją linii. Mimo prostoty środków, każdy gest, wyraz twarzy, fałda materiału niosą treść. To nie realizm, lecz przenikliwa obserwacja – sztuka, która nie potrzebuje koloru, by mówić pełnym głosem.
Kontekst powstania – buddyzm i ciekawość świata
Hokusai stworzył ten rysunek w pierwszej połowie XIX wieku, w czasie gdy Japonia – choć formalnie zamknięta na świat w ramach polityki sakoku – przeżywała bujny rozkwit kultury i nauki. Mimo ograniczonych kontaktów z zagranicą, import dzieł chińskich, buddyjskich sutr, leksykonów i ilustracji był nieprzerwany. Właśnie w takich dziełach – w tekstach chińskiego buddyzmu Chan czy konfucjańskich encyklopediach – przypowieść o ślepcach i słoniu była obecna i dobrze znana.
Równocześnie Hokusai fascynował się wszystkim, co obce i nieznane. Jego szkicowniki pełne są chińskich smoków, europejskich ruin, egzotycznych zwierząt, zjawisk atmosferycznych, ale też ludzi – biednych, bogatych, starych, pijanych, grających, modlących się, kłócących się. Przypowieść o słoniu idealnie wpisywała się w jego zainteresowanie naturą poznania i śmiesznością ludzkiego uporu.
Wybór tej historii przez Hokusaia nie był przypadkowy. Z jednej strony, była to znana i popularna opowieść buddyjska, wykorzystywana przez mnichów jako materiał dydaktyczny. Z drugiej – doskonale pasowała do jego własnej filozofii twórczej. Hokusai był bowiem artystą głęboko świadomym niekompletności wiedzy, zmienności rzeczy i tajemnicy istnienia. W przedmowie do jednego z tomów Manga pisał, że dopiero po sześćdziesiątce zaczyna naprawdę rozumieć, jak rysować. A na łożu śmierci miał prosić bogów, by dali mu jeszcze kilka lat – bo może wtedy wreszcie „nauczy się rysować liście i kwiaty”.

W tym sensie słoń Hokusaia nie jest tylko metaforą. Jest przypomnieniem, że żadna z perspektyw – ani uczonego, ani artysty, ani ślepca – nie jest pełna. I że właśnie w tej niepełności, w tej rozproszonej prawdzie, mieści się istota ludzkiego poznania. Sztuka japońska nie walczy z tym ograniczeniem – ona je celebruje.
Przypowieść o ślepcach i słoniu rezonuje z kulturą Japonii nie tylko dlatego, że została przyswojona przez japońską tradycję buddyjską. Jej duchowa wymowa – pokora wobec częściowego poznania – przenika wiele aspektów japońskiej filozofii, estetyki i sztuki. W przeciwieństwie zachodniemu dążeniu do syntezy, systematyczności i objęcia świata pełnią racjonalnego porządku, Japonia często wybiera drogę bardziej mistyczną, przemilczenia i świadomego niedopowiedzenia. Zamiast układać świat w zwartą strukturę, uczy, jak dostrzegać sens właśnie w pęknięciach, brakach i efemeryczności. Nie chodzi tu o to, jaka koncepcja jest „lepsza” i „gorsza” – z pewnością postęp naukowy zbudować bardziej można było na zachodnim podejściu. Nic jednak nie przeszkadza człowiekowi czerpać z dobrodziejstw kultury – i uczyć się różnych spojrzeń na życie. A to japońskie, fragmentaryczne, z pewnością pozwala pojąć łatwiej wiele aspektów życia.
Wabi-sabi – piękno niedoskonałości i niepełności
Nie sposób nie zacząć od koncepcji wabi-sabi – estetycznego i duchowego rdzenia japońskiej wrażliwości. Wabi to prostota, wyciszenie, samotność, podczas gdy sabi oznacza patynę czasu, melancholijną starość rzeczy, ich naturalne zużycie. Rzeczy piękne w duchu wabi-sabi nigdy nie są doskonałe, symetryczne ani pełne. Zamiast tego – są niekompletne, popękane, prowizoryczne. Ceramiczne naczynie z nierówną glazurą, nadkruszoną krawędzią i śladami naprawy metodą kintsugi (złotym spoiwem) nie jest wadliwe – ono ujawnia prawdę o życiu: o jego nietrwałości, o bliznach, które nosimy, o pięknie, które nie potrzebuje symetrii (o kintsugi więcej tu: Kintsugi – aby życiowe blizny były dumą i złotem człowieka, a o wabi sabi tu: Jak nie walczyć z sobą samym na każdym kroku? Wabi Sabi to nie wystrój wnętrz tylko wystrój życia.).
To właśnie takie rzeczy opowiadają fragment prawdy. Nie próbują być metafizycznie pełne – są jak ślepiec dotykający trąby słonia: szczere w swoim ograniczeniu, prawdziwe w swym braku pełni.
Zen – wolność od iluzji poznawczych
W tradycji zen (wyrosłej z chińskiego chan i przeniesionej do Japonii od XII wieku) poznanie nie oznacza gromadzenia faktów. Oznacza wyzbycie się iluzji. Iluzji, że można świat zrozumieć w całości. Iluzji, że logika prowadzi do oświecenia. Iluzji, że słowa mogą uchwycić prawdę. Znane kōany zen (paradoksalne dialogi mistrza z uczniem) celowo rozbijają dyskurs, by pokazać, że język to tylko narzędzie ślepca – użyteczne, ale nie wystarczające.
Kanji無 (mu) – oznaczające „nic” lub „nieistnienie” – to nie nihilizm, lecz wyzwolenie z dogmatu. Prawda nie przychodzi przez kumulację dowodów, lecz przez oczyszczenie umysłu z nawyków poznawczych. Mistrz zen nie mówi: „poznaj wszystko”, lecz: „zobacz, jak trzymasz się własnego ogona”.
Mujō – nietrwałość i nieuchwytność świata
Drugim filarem japońskiej ontologii jest koncepcja mujō (無常) – „nietrwałość”, „zmienność”. To jedno z kluczowych pojęć buddyzmu, ale w Japonii przybrało wyjątkowo głęboki wymiar kulturowy. Już w XII-wiecznym Heike monogatari pojawia się zdanie:
„Dźwięk dzwonu z Gion przypomina o nietrwałości wszystkiego, co istnieje”.
Wszystko przemija – słonie i ślepcy, poglądy i pewniki, a także nasze próby zrozumienia.
Uświadomienie sobie mujō to akt dojrzałości. Zamiast żądać od świata, by był jasny i czytelny, Japończycy uczą się żyć z jego przemiennością. To dlatego świętują spadające liście i kwitnące wiśnie – nie pomimo ich krótkotrwałości, lecz właśnie ze względu na nią.

Ukiyo-e – dosłownie „obrazy przepływającego świata” – nie próbowały przedstawiać rzeczywistości całościowo. Były jak haiku w obrazie – uchwyceniem chwili, spojrzeniem na gest, cień, minę. Seria „Sto aspektów księżyca” Yoshitoshiego pokazuje, że księżyc może być czymś innym w każdej scenie: światłem przy morderstwie, znakiem wierności, symbolem marzenia, tłem dla samotności. Każdy obraz to tylko cząstka – jak opowieść ślepca (więcej o „100 aspektach księżyca” Yoshitoshiego przeczytasz w naszym albumie refleksji: album).
Haiku, z kolei, to najbardziej skondensowany sposób mówienia o świecie – 17 sylab, trzy wersy, jedna scena. Ale za tą oszczędnością stoi nie ubóstwo wyrazu, lecz świadome ograniczenie, jak zamknięcie tylko jednej dłoni wokół fragmentu słonia.

W ten sposób Japonia – poprzez wabi-sabi, zen, mujō i sztukę fragmentaryczności – wyraża coś, co przypowieść o ślepcach i słoniu mówi od tysiącleci: nigdy nie zobaczymy całości, ale możemy szanować te cząstki poznania, które udało nam się zgromadzić. W świecie zalewanym przez uproszczenia, memy i podgrzewane przez (social) media lenistwo myślenia, to lekcja bardzo aktualna.

Neuronauka nie pozostawia złudzeń: nasze mózgi nie są obiektywnymi aparatami poznawczymi, lecz maszynami tworzącymi modele. Daniel Dennett pisał o „inteligentnym użytkowniku iluzji”, Karl Friston o „maszynie predykcyjnej”, a w duchu podobnym zen sugerował, by „odpuścić” konceptualizacje, zanim zdominują rzeczywistość. W japońskiej filozofii zen, podobnie jak u Umberta Eco, prawda nie jest „do uchwycenia”, lecz jest ruchem – dynamicznym balansowaniem między przesłankami, doświadczeniem, i świadomością niepełności.

To właśnie dlatego filozofowie tacy jak Nishida Kitarō czy Keiji Nishitani tak chętnie odwoływali się do idei pustki ontologicznej (kū - 空) i nieokreśloności. Dla Nishidy poznanie rzeczywistości nie oznaczało „przejęcia nad nią kontroli” – ale trwanie w relacji z tym, co nieokreślone. Rzeczy są, ale nie w pełni uchwytne – a umysł, jeśli jest otwarty i czujny, może tworzyć z tych strzępów tymczasowe obrazy. Obrazy, które nie muszą być ostateczne, by były użyteczne.


Japonia, mimo swego pluralizmu, zna dobrze to napięcie. Z jednej strony – jest to kultura poznawczej pokory, w którym raczej trwa się w pytaniu niż stawia kropkę. Filozofia shoshin (初心) – umysłu początkującego – zachęca do podejścia zawsze świeżego, bez arogancji wiedzy. Ale z drugiej strony – istnieje zagrożenie, że ten brak jednoznacznych odpowiedzi będzie pretekstem do bezczynności. Buddyzm zen uczy raczej działania bez złudzenia poznawczego – nie rezygnacji (choć zależy to jednak trochę od danej szkoły zen). Haiku, ukiyo-e, architektura – wszystko to są fragmenty większej rzeczywistości - są próbą uchwycenia świata „choćby w ułamku”, z pełną świadomością tego, że nigdy nie obejmie się całości. Nie są jednak przecież wyrazem rezygnacji, raczej właśnie zachwytem wobec świata i życia, mimo ulotności.


Przypowieść o ślepcach i słoniu wydaje się mieć większą siłę niż kiedykolwiek. Uczy nie tylko dystansu do własnych przekonań, ale też współczucia dla cudzych. Nie mówi: „każdy ma swoją rację”, ale: „każdy widzi inaczej – i właśnie dlatego warto słuchać”. Być może nie poznamy nigdy całego słonia. Ale jeśli wspólnie go badamy, z uwagą, pokorą i gotowością do zmiany zdania – jesteśmy znacznie bliżej prawdy, niż gdybyśmy tkwili samotnie przy jednej z jego nóg, przekonani, że trzymamy cały świat.
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!