Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.
2025/12/29

Toshigami i Mikołaj – jak Japonia i Europa świętują przejście w Nowy Rok

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.

 

Zaskakujące podobieństwa

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Kiedy Japończyk myśli o „zachodnim Nowym Roku”, często widzi nie sylwestra, tylko cały okres Boże Narodzenie - Nowy Rok: choinkę, prezenty, ciepłą ucztę, nadprzyrodzoną postać, która przynosi prezenty, upojną noc pożegnania „starego” i spokojny dzień przywitania „nowego”. A kiedy myślimy o japońskim Nowym Roku, widzimy z kolei nie imprezę na zewnątrz, lecz wejście do domu – ozdobione, „naznaczone”, gotowe na wizytę kogoś niewidzialnego. Im dłużej się temu przyglądać, tym wyraźniej widać, że różne sposoby „świętowania” to tylko powierzchnia – pod nią pracuje stary mechanizm kultury: przyjmowanie nowego czasu jak gościa domu i świętowanie obfitości w najciemniejszym okresie roku – gdy dzień jest najkrótszy, a żywności (niegdyś) najbardziej brakuje.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.W Japonii Nowy Rok ma w nazwie powagę kalendarza: shōgatsu (正月) to nie jedna noc, tylko pierwszy miesiąc – czas, w którym dom przechodzi w tryb rytuału. Przy progu stawia się kadomatsu (門松), dosłownie „bramę-sosnę”: znak, że wejście nie jest już zwykłymi drzwiami, tylko adresem dla toshigami (年神) – „bóstwa roku”, które ma przynieść pomyślność i „dołożyć” domownikom kolejny rok życia. W środku czeka kagami-mochi (鏡餅) – „lustro z mochi”, podwójna biała bryła ryżowa jak cichy ołtarzyk nowego czasu, a w kuchni pojawia się osechi-ryōri (おせち料理) układane w pudełkach jūbako: potrawy przygotowane tak, by trwać kilka dni i jednocześnie działać jak pakiet życzeń. Brzmi egzotycznie? Nie. W Europie od wieków robimy coś strukturalnie podobnego: ozdabiamy dom zielenią, wyciągamy „świąteczne” jedzenie, odstawiamy codzienność na bok, jakbyśmy także czuli, że w tych nocach próg domu jest czymś więcej niż framugą – jest granicą, przez którą ma przejść nowe.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Różnica jest raczej w języku opowieści niż w samym odruchu. Europejska figura daru nosi twarz św. Mikołaja, Santa Clausa, Dziadka Mroza czy Dzieciątka (zależnie od regionu), a japońska: Toshigami - to „rok”, który przychodzi jako łaska i zostawia ślady w przedmiotach oraz gestach. Zamiast paczek pod choinką dzieci dostają pochibukuro z otoshidama, zamiast kolędniczego obchodu domów jest hatsumōde – wejście w nowy czas poprzez wizytę w chramie, monetę wrzuconą do skrzynki, ukłony i klaśnięcia, a potem amulet omamori, ochronna strzała hamaya albo karteczka omikuji, którą – jeśli wróży źle – przywiązuje się na terenie świątyni, by za nami nie „poszła” do domu. Dziś porozmawiamy o okresie noworocznym w Japonii i Europie – i zobaczymy, jak wiele odmiennych zwyczajów ma w gruncie rzeczy podobne podstawy.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.

 

Najciemniejszy tydzień roku i odruch, który mamy wspólny

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Pod koniec grudnia dzień zachowuje się jak skąpiec: skąpi światła, skąpi barw, i zanim zdążysz wypić drugą kawę, robi się „późno”. W Japonii ten czas ma nawet własny, gęsty w odcieniach język – „shiwasu” (師走), ostatni miesiąc roku, którego sama nazwa niesie w sobie obraz pośpiechu (dosłownie „mistrz/nauczyciel biega”), bo wszyscy biegają: porządkują dom, domykają sprawy, szykują jedzenie, usuwają z kalendarza stary kurz. Ale kiedy odsunąć współczesny zgiełk i spojrzeć głębiej, widać coś ważniejszego niż „przygotowania do imprezy”: w obu kręgach kulturowych – Europy i Azji Wschodniej – to tydzień graniczny, w którym człowiek próbuje oswoić ciemność i przejście, robiąc to poprzez rytuały domu, światła i stołu.

 

W japońskim odczuciu Nowy Rok nie był pierwotnie jedną datą w kalendarzu, tylko długą falą, która zaczynała się gdzieś przy przesileniu zimowym i narastała aż do kulminacji w okolicach noworocznej pełni. Dawne obrzędy odsyłania starego roku i witania nowego bywały świętowane nawet przez około miesiąc, miały swój początek przy zimowym przesileniu, a „szczyt” osiągały w noc pełni noworocznej; stąd późniejszy podział na „dai-shōgatsu” (大正月, „wielki Nowy Rok” – pierwszy dzień) i „ko-shōgatsu” (小正月, „mały Nowy Rok” – okolice piętnastej nocy). To nie jest drobnostka: w tle stoi intuicja, że czas „nowy” nie zaczyna się jak kliknięcie przełącznika, tylko jak powolne przechodzenie przez próg. Nawet „koyomi” (暦) zostaje tu odczytane źródłowo jako „hiyomi” – „czytanie dni/słońca” (日読み), czyli obserwacja nieba jako praktyka codzienna, zanim stała się tabelką w telefonie.

 

Audio eseje o Japonii z ukiyo-japan.plW tym samym duchu pokazana jest niezwykle stara, wspólna obu tradycjom intuicja: że granice liczy się nocą. „Granica dnia” przypada wraz z nadejściem nocy, dlatego tak wiele najważniejszych momentów noworocznych ma ciężar wieczoru i nocy. Co zaskakujące, podobną logikę znajdziemy w dawnej Europie: można przywołać uwagę z „Wojny galijskiej” Cezara, że dla Galów noc „była pierwsza” wobec poranka – i że doba potrafiła biec „od wieczoru do wieczoru”. To wyjaśnia, czemu w obu światach tak naturalne było przeżywanie przełomu roku przede wszystkim nocą: gdy światło znika, a człowiek zostaje z ogniem, jedzeniem i opowieścią.

 

I tu dochodzimy do odruchu, który naprawdę mamy wspólny: „porządkuję dom, bo dom zaraz stanie się sceną”. W japońskiej tradycji shōgatsu (正月) centrum nie są fajerwerki, tylko przyjęcie do własnego domu szczególnego gościa – „toshigami” (年神) albo „shōgatsu-sama” (正月様). Jest to jedna z ważnych cech japońskiego myślenia rytualnego: bóstwo „zstępuje” do domu, a dom przygotowuje dla niego miejsce – nie abstrakcyjnie, lecz materialnie, poprzez znaki i przedmioty. Dlatego tak ważny jest motyw „świętego drzewa” lub „yorishiro” (依り代) – rzeczy, w której „może przysiąść” sacrum: wiecznie zielone gałęzie, sakaki, ale też przedmioty symboliczne jak miecz, lustro, klejnot; nie jako dekoracja, tylko jako adres, pod który ma trafić niewidzialny gość.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Europa opowiada to innym językiem, bo przykryła dawną warstwę religijną chrześcijańską narracją – ale sam mechanizm „przełomu” pozostaje zadziwiająco podobny. W obu kręgach pojawia się zwyczaj ozdabiania domu wiecznie zielonymi roślinami oraz motyw „prezentu” otrzymywanego od istoty z innego świata; podobieństwo jest realne, choć niuanse znaczeń są inne. A gdy dodamy do tego fakt, że europejskie kalendarze też długo żyły w napięciu „starego” i „nowego” (weźmy choćby różnice między kalendarzem juliańskim i gregoriańskim, przesunięcia dat i to, że „to samo święto” potrafiło „wypadać” inaczej), zaczynamy rozumieć, że ten tydzień na przełomie roku nie jest tylko kwestią daty. To jest okres, w którym ludzie od wieków próbują zrobić to samo: na chwilę uporządkować świat, żeby w najgłębszej ciemności móc powiedzieć – z ulgą, i odrobiną magii – „zaczynamy od nowa”.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.

 

Dlaczego Japończyk, myśląc o „zachodnim Nowym Roku”, widzi… Boże Narodzenie

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Japończyk zapytany o „zachodni Nowy Rok” często nie odpowie obrazem sylwestrowej nocy, tylko… choinką. W jego wyobraźni przełom roku na Zachodzie ma zapach ryby, blask lampek, papier prezentowy i tę bardzo konkretną scenografię, która w Europie zaczyna się już w połowie grudnia: drzewko w domu, później uroczysta kolacja, podarunki „od kogoś z zewnątrz” – Santa Claus, Mikołaj, tajemnicza i nadprzyrodzona istota, która przychodzi w nocy. W tym sensie „Christmas” staje się dla Japończyków skrótem myślowym na cały zachodni sezon świąt, bo to właśnie on niesie najbardziej widoczne, materialne znaki „czasu wyjątkowego”.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.W Japonii „Nowy Rok” to nie choinka i nie sylwester, tylko shōgatsu (正月) – dosłownie „pierwszy miesiąc”, pierwszy odcinek roku, który ma własną estetykę, kuchnię i rytm odwiedzin. Gdy Japończyk myśli „nasz Nowy Rok”, widzi zestaw znaków niemal encyklopedycznie konkretny: osechi-ryōri (おせち料理) – noworoczne potrawy przygotowane tak, by mogły przetrwać kilka dni i jednocześnie „opowiadać” o pomyślności; kadomatsu (門松) – dekoracje z sosny i bambusa ustawiane przy wejściu (więcej o nich tu: Shōchikubai i polska choinka: wytrwała zieleń pośród martwej bieli); kagami-mochi (鏡餅) – ofiarne „lustrowe” mochi; oraz otoshidama (お年玉) – noworoczny dar dla dzieci. I tu robi się naprawdę ciekawie, bo ta lista mówi nam: japoński Nowy Rok jest przede wszystkim „domowy” i rytualny, skupiony na przyjęciu nowego czasu jak gościa, a nie na jednorazowej nocy fajerwerków.

 

Weźmy choćby otoshidama. Dziś kojarzy się z kopertą z pieniędzmi (co zresztą jest pomysłowo wykorzystywane przez Japończyków na edukowanie i wychowywanie dzieci w świadomości finansowej), ale historycznie – i to jest jedna z tych drobnych informacji, które zmieniają perspektywę – miał postać mochi, czyli „jadalnego symbolu”, który dziecko dostawało jak materialną cząstkę noworocznej łaski. W dawnych opowieściach pojawia się nawet postać „toshidon”/„toshichiisan”, który w noc przełomu puka do drzwi i przynosi dobrym dzieciom „rok” w postaci daru; a odmowa przyjęcia oznaczałaby brak możliwości „dołożenia” kolejnego roku do własnego życia... To już nie jest cukierkowa bajka o prezentach, tylko bardzo archaiczna logika: dar oznacza przyzwolenie na wejście w nowy cykl.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.

 

Kiedy właściwie zaczyna się „nowy rok”?
 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Gdyby cofnąć się o kilkaset lat, pytanie „kiedy zaczyna się nowy rok?” brzmiałoby podejrzanie nowocześnie. Dla ludzi dawnych epok rok nie startował jak aplikacja po kliknięciu „restart”, tylko jak proces: coś najpierw cichnie, potem się odwraca, nabiera siły, aż wreszcie staje się oczywiste. Dlatego w tradycjach noworocznych – zarówno europejskich, jak i japońskich – tak często spotykamy nie jedną datę, lecz cały „pas graniczny” dni i nocy, w którym świat ma inną gęstość: więcej ciszy, więcej światła w oknach, więcej jedzenia, więcej gestów porządkowania.

 

Najprostsza różnica, która tłumaczy bardzo wiele, to wybór „zegarów nieba”. Są dwa wielkie rytmy: słońce i księżyc. Rytm słońca wyznacza zimowe przesilenie – moment, gdy dzień jest najkrótszy, a potem zaczyna się wydłużać. Dla wyobraźni religijnej i ludowej to punkt zwrotny o sile symbolu: „odtąd będzie jaśniej”, „świat wraca”. Rytm księżyca działa inaczej: on nie daje jednego punktu zwrotnego, tylko narastanie i kulminację, a „szczytem” nie jest chwila, lecz noc – pełnia lub nów. I właśnie dlatego dawne święta przełomu roku tak często miały w sobie logikę „pełni noworocznej”: kiedy światło księżyca jest maksymalne, granica czasu wydaje się najbardziej namacalna.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.W Japonii ta księżycowa logika była przez wieki czymś naturalnym, bo tradycyjny kalendarz był lunisolarny: miesiące liczyło się według faz księżyca, a jednocześnie pilnowano, by rok nie „odjechał” od pór roku (stąd wstawianie dodatkowych miesięcy w pewnych latach). To oznaczało, że „pierwszy dzień pierwszego miesiąca” nie miał stałej daty w naszym, dzisiejszym sensie. Raz wypadał wcześniej, raz później — ale za to jego sens był spójny: to początek nowego cyklu księżycowego, wpisany w zimową porę. W tej perspektywie Nowy Rok był czymś, co „przychodzi z nieba”, a nie czymś, co ogłasza administracja.

 

W dawnym japońskim porządku czasu ważne jest też coś, co europejskiemu czytelnikowi potrafi umknąć: granica dnia. W wielu tradycjach (także europejskich) doba zaczynała się nie o północy, tylko wieczorem, wraz z nadejściem nocy. To tłumaczy, dlaczego przełomy – noworoczne, świąteczne, rytualne – tak często dzieją się „w nocy”: to nie tylko romantyczna sceneria, ale konsekwencja dawnej logiki liczenia czasu. Noc była pierwsza, dzień drugi; najpierw ciemność, potem światło. W takiej konstrukcji przejście w „nowe” naturalnie smakuje jak czuwanie.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Kiedy Japonia weszła w epokę Meiji, postanowiła zgrać się z rytmem nowoczesnego świata – handlu, dyplomacji, kolei, telegrafu. I tak w 1873 roku (Meiji 6) wprowadzono oficjalnie kalendarz gregoriański. Efekt był nie tylko techniczny, ale kulturowy: „shōgatsu” – dawniej zależny od księżycowej rachuby – został „przypięty” do 1 stycznia. Wyobraź sobie, że od jutra Wielkanoc ma zawsze stałą datę — a jednak jej symbolika zostaje. Coś podobnego stało się tu: sens i rytuały shōgatsu przetrwały, ale zmieniła się astronomiczna rama.

 

Europa zna zresztą podobne napięcie, choć na innej osi: nie słońce kontra księżyc, lecz „stary kalendarz” kontra „nowy kalendarz”. Reforma gregoriańska wprowadziła korektę wobec kalendarza juliańskiego i sprawiła, że daty „przeskoczyły” o kilka dni (a z czasem różnica rosła). W praktyce oznaczało to, że ludzie żyli w świecie, w którym „to samo święto” mogło być obchodzone w różnych dniach zależnie od kraju, wyznania, a czasem nawet od tego, czy mówimy o urzędach, czy o ludowym zwyczaju. Stąd w wielu miejscach Europy doświadczenie „starego” i „nowego” nie było metaforą, tylko realnością: jedni mówili, że już po Nowym Roku, inni – że jeszcze przed. I mamy to do dziś, choćby w prawosławiu.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.

 

Nie impreza, tylko „przyjęcie”

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Jeśli jest w porównaniu japońskich i europejskich zwyczajów noworocznych jeden klucz, który otwiera wszystkie drzwi naraz, to brzmi on tak: dawny Nowy Rok nie był „balem”, tylko wizytą. W Japonii ta myśl jest zaskakująco dosłowna. Słowo shōgatsu (正月) nie oznacza przecież „jednej nocy”, tylko „pierwszy miesiąc” – czas, w którym dom staje się miejscem rytuału, a rodzina gospodarzem czegoś więcej niż gości z sąsiedztwa. W tradycji ludowej centralną postacią tego okresu jest toshigami (年神) – „bóstwo roku”, nazywane też shōgatsu-sama (正月様), czyli „Pan/Pani Pierwszego Miesiąca Roku”. To nie jest metafora w stylu „świąteczny nastrój”: w dawnym odczuciu to realny byt z porządku sacrum, który przychodzi, żeby „przynieść rok” – zdrowie, urodzaj, ciągłość rodu, a nawet samo „dożycie” kolejnego cyklu.

 

Już sama nazwa jest bardzo konkretna. Toshi (年) to „rok”, ale w językowej podszewce kryje się także sens „wieku” i „liczenia życia” – bo lata to nie tylko daty, to kolejne warstwy istnienia. Kami (神) natomiast w praktyce nie oznacza wyłącznie „boga” w monoteistycznym rozumieniu, lecz raczej „moc obecności”: coś, co może działać, błogosławić, ale też wymaga form, etykiety i granic. Dlatego shōgatsu to czas, kiedy dom jest „ustawiany” pod taką obecność. Nie przez ogólną atmosferę, tylko przez konkretne znaki, które mówią: „tędy wejście”.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.I tu wchodzimy w jeden z ciekawszych mechanizmów japońskiej religijności ludowej: ideę yorishiro (依り代) – „nośnika”, „przystanku”, „adresu”, w którym może zamanifestować się to, co niewidzialne. W praktyce shōgatsu takim adresem stają się dekoracje wejścia, a przede wszystkim kadomatsu (門松). Sama nazwa jest jak instrukcja obsługi: kado (門) to „brama, wejście”, a matsu (松) to sosna. Czyli nie „ozdoba”, tylko znak przy progu. Sosna jest wiecznie zielona, trwa w zimie, nie „umiera” razem z liściastym światem – dlatego od dawna w Japonii działa jako roślina odporności i długiego trwania. Ale kadomatsu nie jest wyłącznie „sosnowe”: w praktyce łączy się w nim sosnę z bambusem (często przyciętym pod skosem), a czasem także ze śliwą. Zestaw jest jak krótki poemat o życiu: sosna – stałość, bambus – sprężystość i szybki wzrost, śliwa – piękno, które potrafi zakwitnąć jeszcze w chłodzie.

 

W środku domu działa inny, równie konkret­ny „punkt skupienia” obecności roku: kagami-mochi (鏡餅). To dwie białe bryły mochi ułożone jedna na drugiej, zwykle z małą gorzką pomarańczą (daidai) na szczycie. W nazwie masz dwie ważne wskazówki. Kagami (鏡) to „lustro” – a lustro w Japonii nie jest tylko przedmiotem; jest jednym z trzech cesarskich insygniów (sanshu no jingi) i w wyobraźni religijnej bywa związane z czystością oraz „pokazywaniem prawdy” bez retuszu. Z kolei mochi (餅) to nie tylko „ciastko”, ale ryżowa substancja szczególnego rodzaju: ubita, gęsta, kleista, czyli „spajająca” – i działa symbolicznie. W tym sensie kagami-mochi działa jak domowy „ołtarzyk roku” – miejsce, gdzie nowy czas ma formę i wagę. Nieprzypadkowo później mochi się „łamie” (kagami-biraki) i dzieli: to nie jest jedzenie po prostu, tylko gest włączenia błogosławieństwa w codzienność. Przypomina nasz europejski zwyczaj dzielenia się chlebem, prawda?

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.A teraz najciekawsze: w tej logice nie chodzi o to, żeby „dużo świętować”, tylko żeby „dobrze przyjąć”. To dlatego shōgatsu ma tyle elementów dyscypliny. Najpierw porządki końca roku (ōsōji): sprzątanie nie tylko jako higiena, ale jako usunięcie starej, „zużytej” energii. Potem przygotowanie jedzenia, które ma przetrwać i działać przez kilka dni – osechi-ryōri (おせち料理) – dania układane w pudełkach jūbako, gdzie każdy składnik jest jednocześnie potrawą i znakiem (dostatku, płodności, długowieczności, pomyślności).

 

W tle jest dawny sens praktyczny: w świątecznym czasie ogranicza się codzienną krzątaninę przy ogniu; ale sens kulturowy jest głębszy – dom przechodzi w tryb rytuału, a rytuał lubi, gdy gospodarz nie jest „rozrywany” drobiazgami. Nawet współczesna atmosfera kilku pierwszych dni stycznia w Japonii – wyciszenie ulic, zamknięte sklepy, rodzinny rytm – jest cieniem tej starszej idei: w progu roku nie rozpraszasz domu, bo dom ma być miejscem spotkania.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Kiedy patrzy się na to z Europy, łatwo powiedzieć: „No dobrze, ale my nie zapraszamy bóstwa do mieszkania”. Tylko że to zdanie jest prawdziwe głównie w nowoczesnym, miejskim skrócie. Jeżeli cofnąć się do dawnych warstw europejskich obyczajów, odkryjesz uderzająco podobną logikę „świętych nocy” – czasu, w którym świat jest miękki, a granice między różnymi porządkami istnienia stają się cienkie.

 

W odmiennych regionach Europy okres od przesilenia do pierwszych dni stycznia był traktowany jako czas szczególny: dom nie jest wtedy wyłącznie „miejscem życia”, ale „miejscem ochrony”, a czasem wręcz „miejscem negocjacji” z tym, co niewidzialne. Stąd tak wiele dawnych zwyczajów i tabu: czego nie wolno robić, kiedy lepiej nie wyruszać w drogę, dlaczego pewne prace domowe były odradzane, czemu w niektórych tradycjach zostawia się coś „dla domu” – okruchy, porcję, dodatkowe nakrycie – gest, który wygląda banalnie, dopóki nie zobaczysz w nim dokładnie tej samej struktury co w innych kulturach, na przykład w japońskim „przyjęciu roku”: uznanie, że w tych dniach dom nie jest sam.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Spójrz na motyw „przychodzenia z zewnątrz”. W Japonii jest to toshigami – ktoś, kto „przynosi rok”. W Europie w folklorze przełomu roku też bardzo często „ktoś przychodzi”: kolędnicy, przebierańcy, postacie w maskach i zwierzęcych skórach, grupy obchodzące domy z życzeniami, pieśnią i rytuałem. Z dzisiejszej perspektywy to „ludowa zabawa”, ale w perspektywie etnograficznej to także model symboliczny: dom jest odwiedzany przez figurę „Innego”, a gospodarz odpowiada gościnnością, jedzeniem, datkiem. Ten dat­ek nie jest tylko zapłatą za rozrywkę; bywa „wymianą” z porządkiem, który w tych dniach zyskuje głos. Podobnie działają europejskie zwyczaje „pierwszego gościa” w Nowym Roku: nie chodzi o to, żeby ktokolwiek wszedł pierwszy, tylko żeby wszedł ktoś „właściwy” – z odpowiednim znakiem, energią, a czasem z symbolicznym przedmiotem w ręku. To jest ta sama intuicja co w kadomatsu przy drzwiach: próg w tych dniach ma znaczenie.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Dla porównania Japonia–Europa najważniejsza nie jest różnica „my świętujemy inaczej”, ale wspólna struktura: przełom roku jako rytuał gościnności wobec nowego czasu i wobec tego, co z nim przychodzi. Z tej osi można potem wyprowadzić wszystko, co zobaczymy dalej: dlaczego w obu kulturach tak ważna jest zieleń w środku zimy, dlaczego jedzenie jest tak istotne, czemu pojawiają się dary dla dzieci i czemu obok radości istnieje też lista rzeczy, których „nie wypada” robić w dniach przejścia. Bo kiedy Nowy Rok jest wizytą, a nie imprezą, nagle rozumiesz, że dekoracje nie są dekoracjami, tylko zaproszeniem; stół nie jest stołem, tylko deklaracją; a dom – przez kilka nocy – staje się czymś w rodzaju małej świątyni codzienności.

Otoshidama i Mikołaj

 

W Japonii dzieci nie czekają na prezenty pod choinką – czekają na kopertę. Nazywa się otoshidama (お年玉) i dosłownie znaczy „klejnot roku” albo „skarbek roku”: toshi (年) to „rok”, a tama (玉) to „kula, perła, klejnot”, słowo o bardzo starym posmaku, bo w języku japońskim tama bywało nośnikiem znaczeń „cennej esencji”, „duszy”, „mocy”. Dziś otoshidama jest zwykle pieniędzmi w ozdobnej kopercie pochibukuro (ポチ袋) – małej, często z motywami zodiaku, darumy, maneki-neko albo po prostu z napisem „お年玉” (otoshidama). Kopertę wręcza się w pierwszych dniach shōgatsu, zazwyczaj w domu, w rodzinnej atmosferze, po złożeniu życzeń typu „akemashite omedetō gozaimasu” (明けましておめでとうございます). To gest tak powszechny, że dla wielu dzieci shōgatsu ma bardzo konkretną „geografię emocji”: odwiedziny krewnych równa się kolejne pochibukuro w kieszeni.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Ale najciekawsze jest to, co kryje się pod powierzchnią pieniędzy. Otoshidama nie zaczęło się od banknotów. Dawniej „darem nowego roku” było mochi – ryżowe ciasto, które w shōgatsu pełni rolę niemal sakralną. W wielu regionach dziecku dawano kawałek noworocznego mochi jako materialny znak: „dostałeś swój rok”. Z czasem ten dar „przeszedł w gotówkę”, ale zachował strukturę: to nie jest przypadkowe kieszonkowe, tylko noworoczna „dawka szczęścia”, coś, co ma uruchomić dobry start. Nawet współczesne rozmowy Japończyków o otoshidama często idą w parze z językiem „łaski” i „pomyślności” – jakby pieniądz był tylko wygodnym opakowaniem dla starszego sensu.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Kto w Japonii „daje” ten dar w sensie symbolicznym? Tu dotykamy sedna: w tradycyjnym wyobrażeniu nie jest to wyłącznie wujek czy babcia, tylko sam toshigami (年神) – bóstwo roku, gość shōgatsu (prawda, że znów podobnie, jak u nas?). Ono przynosi „rok” do domu, a ludzie dzielą się jego błogosławieństwem: przez mochi (kagami-mochi), przez jedzenie noworoczne, przez rytuały odwiedzin i życzeń – i właśnie przez otoshidama dla dzieci, które są „ciągłością domu”. W niektórych opowieściach ludowych pojawia się wręcz postać noworocznego „dziadka” czy „pana roku”, który przychodzi w nocy i sprawdza dzieci, a nagrodą jest dar – nie tyle „za grzeczność”, ile jako potwierdzenie: „w tym roku też bądź częścią świata, trwaj”.

 

Eseje o związkach Polski i Japonii na przestrzeni wiekówW Europie opowieść jest inna, choć mechanizm bywa zaskakująco podobny. U nas podarunek jest najczęściej „uosobiony” w postaci: św. Mikołaja, Santa Clausa, czasem dziadka Mroza, Dzieciątka i kilku innych symboli – zależnie od kraju i regionu. Warto zauważyć drobny, ale ważny szczegół kulturowy: europejski dar ma zwykle formę rzeczy (zabawka, książka, słodycze), natomiast japoński dar – formę wartości wymiennej (pieniądz). To nie jest „bardziej praktyczne” kontra „bardziej romantyczne”, tylko dwie tradycje materializowania tej samej obietnicy: „w czasie przełomu dostajesz coś ekstra, bo świat na chwilę działa inaczej”. I tak jak w Japonii otoshidama splata się z odwiedzinami bóstwa toshigami, tak w Europie prezenty splatają się z narracją o nocnym przyjściu kogoś z zewnątrz – z workiem, saniami, reniferami, albo z biskupią mitrą w tradycji św. Mikołaja.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.W obu przypadkach działa jeszcze jeden wspólny element, który łatwo przeoczyć: dar jest niemal zawsze powiązany z jedzeniem. W Japonii shōgatsu to czas „specjalnego jedzenia” – osechi w pudełkach jūbako, zōni z mochi, symboliczne składniki pod pomyślność. W Europie analogicznie: czas wyjątkowych potraw, stołu, słodyczy, wypieków „tylko na święta”. Antropolodzy lubią mówić, że to moment „nadmiaru kontrolowanego”: społeczność pozwala sobie na luksus, bo luksus ma być znakiem, że nowy cykl będzie obfity. Dlatego pieniądze w kopercie i paczka pod choinką pełnią tę samą rolę co świąteczny stół: mają „zmaterializować” nadzieję.

 

Jeśli więc odsunąć dekoracje i marketing, zostaje czysty rdzeń: w najciemniejszym czasie roku pojawia się postać opiekuńcza – uosobiona (Mikołaj) albo bardziej „bóstwowa” i domowa (年神 / toshigami) – i zostawia po sobie znak łaski. Dla dziecka ten znak jest prosty: coś dostajesz. Dla dorosłych to sygnał głębszy: „rok się zaczął, świat jest przychylny, dom ma ciągłość”. I nieważne, czy ta obietnica ma kształt banknotu w pochibukuro, czy pudełka pod choinką – w obu kulturach jest to ten sam gest: podarunek jako pieczęć nowego początku.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.

 

Kolędnicy, przebierańcy, gałązka w ręku: gdy „szczęście” przychodzi z zewnątrz

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.W przełomie roku jest coś niepokojąco pięknego: przez kilka dni człowiek czuje, że szczęście nie rodzi się wyłącznie w środku – że przychodzi z zewnątrz. Dosłownie. Dlatego tak wiele kultur wymyśliło rytuał „przyjścia”: ktoś puka do drzwi, śpiewa, składa życzenia, zostawia znak i znika w ciemności. Z perspektywy antropologii to prawie uniwersalny scenariusz graniczny: w czasie, gdy kalendarz się „przestawia”, dom nie jest tylko prywatnym schronieniem, ale punktem kontaktu ze światem – także tym niewidzialnym. A najciekawsze jest to, że w tej scenie nie chodzi o informację („życzymy wam dobrze”), tylko o działanie. Życzenie jest „performatywne”: wypowiedziane w odpowiednim czasie, przez odpowiednią osobę, ma „uczynić” przyszłość.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.W Europie do dziś widać to w tradycjach kolędniczych i noworocznych odwiedzinach – szczególnie tam, gdzie pamięć obrzędów przetrwała w formie żywej praktyki. Samo słowo „kolęda” prowadzi nas zresztą do rzymskich calendae – pierwszych dni miesiąca, kiedy składano życzenia i dawano drobne dary; język zostawił ślad tego, że „początek” bywał świętem samym w sobie. A potem dochodzi warstwa typowo ludowa: przebieraniec, maska, zwierzęcy łeb, hałas, śpiew – wszystko, co wyrywa dom z codzienności i mówi: „to nie jest zwykły wieczór”.

 

Na Bałkanach ta logika ma wręcz postać narzędzia w dłoni – gałązki, która jest jednocześnie symbolem życia i „przewodnikiem” życzeń. W Bułgarii 1 stycznia (często mówi się o tym jako o dniu Survaki) dzieci albo młodzi chłopcy chodzą po domach z survačką – ozdobioną gałązką (tradycyjnie z derenia, bo kwitnie wcześnie i uchodzi za wyjątkowo „żywotny”). Gałązka jest przybrana nitkami, suszonymi owocami, czasem monetą, popcornem czy czerwonymi wstążkami, a sam gest polega na lekkim uderzaniu domowników po plecach przy recytacji formuł życzących zdrowia, płodności, dostatku.

 

To nie jest „zabawa w pukanie”: to rytuał przeniesienia siły wzrostu (gałązka) na ciało i los człowieka. Rumunia i Mołdawia mają podobny motyw w postaci sorcovy – noworocznej „rózgi” lub gałązki, dziś często barwnie dekorowanej, którą dzieci symbolicznie dotykają dorosłych, wypowiadając życzenia długiego życia i pomyślności. Różne języki, inne melodie, ale struktura ta sama: ktoś przychodzi z zewnątrz i „wprowadza” szczęście do domu poprzez słowo oraz dotyk.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Ta „gałązka w ręku” mówi jeszcze coś innego: że dobrobyt jest wyobrażany jako ruch. Nie „mam szczęście”, tylko „szczęście przychodzi”. I to przychodzenie musi mieć formę – śpiewu, rekwizytu, maski, rytmu kroków po śniegu. W tym sensie kolędnicy i noworoczni goście są jak mobilne, ludzkie „kadomatsu”: znakiem, że próg domu jest aktywny, że świat zewnętrzny ma prawo zapukać – o ile przychodzi z dobrą intencją i w rytualnym kostiumie.

 

Japonia ma swoją wersję tego samego odruchu, choć rzadziej realizuje go w formie „gromady kolędników” wędrujących od domu do domu. Tu bardziej wyczuwalna jest logika: przychodzi „coś” (bóstwo roku, pomyślność, ochrona), a człowiek przygotowuje dla tego „przyjścia” kanał. Stąd znaki na progu – kadomatsu, shimekazari (święta słomiana lina i ozdoby przy drzwiach), czasem papierowe zygzaki shide kojarzone z czystością rytualną. One nie mają „ładnie wyglądać”. One mają działać jak adres i filtr naraz: zaprosić to, co dobre, i oddzielić od domu to, co niepożądane.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.A jednak w Japonii istnieją także bardzo konkretne echa „magii życzeń” przychodzącej z zewnątrz – tyle że często w postaci instytucjonalnej, związanej ze świątynią i wspólnotą. W pierwszych dniach stycznia ludzie idą na hatsumōde – „pierwszą wizytę” w chramie lub świątyni, aby dokonać powitania nowego roku modlitwą, monetą wrzuconą do skrzynki, ukłonami i klaśnięciami (kashiwade w chramach shintō).

 

Następnie biorą do ręki przedmioty, które są materialną formą życzeń: omamori (amulet), hamaya (strzała „odpędzająca demony”), czasem ema (drewniana tabliczka z prośbą), a także omikuji – wróżbę, którą można przywiązać w świątyni, jeśli zapowiada coś niepomyślnego, jakby zostawiając ciężar losu w miejscu, gdzie zostanie „przetworzony” przez sacrum. To już nie jest gałązka, ale mechanizm jest podobny: szczęście przychodzi spoza domu, a człowiek przynosi je z powrotem w kieszeni, w dłoni, w drobnym przedmiocie.

 

Warto tu zrobić krótką dygresję o ko-shōgatsu (小正月), czyli „małym Nowym Roku”, tradycyjnie związanym z piętnastą nocą pierwszego miesiąca (w starszej rachubie księżycowej – okolice pełni). W wielu regionach Japonii jest to czas obrzędów dobrobytu i rolniczej pomyślności, bardziej „ludowych” i wspólnotowych niż główny, oficjalny shōgatsu.

 

Ukiyo-Japan - album refleksji o japońskiej sztuce - Michał SobierajJednym z najbardziej sugestywnych zwyczajów jest palenie noworocznych dekoracji w rytuałach typu dondoyaki (znanych też pod lokalnymi nazwami), kiedy w ognisku płoną kadomatsu i shimekazari, a dym i płomień mają odesłać „moc nowego roku” z powrotem do świata bóstw, domykając cykl. To piękny, bardzo konkretny moment: szczęście nie jest stanem do zatrzymania – jest ruchem, który trzeba umieć przyjąć i umieć pożegnać.

 

I jeśli spojrzeć na to wszystko jednocześnie, Europa i Japonia spotykają się w jednym punkcie, który warto wypowiedzieć wprost: przełom roku to czas, kiedy słowo ma wagę, a próg domu ma metafizykę. Kolędnik z pieśnią, bułgarska survačka, rumuńska sorcova, japońskie amulety z hatsumōde, palenie dekoracji w dondoyaki – to różne dialekty tej samej intuicji. Że w najciemniejsze noce roku człowiek nie chce tylko „świętować”. Chce zostać dotknięty obietnicą. Chce, by coś przyszło z zewnątrz i powiedziało mu, choćby najbardziej symbolicznym gestem: „będzie dobrze, idziesz dalej”.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.

 

Czy zauważamy czas przejścia?

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.Współczesność zrobiła z przełomu roku coś na kształt przełącznika scenografii: jeszcze wczoraj „święta”, dziś „wyprzedaże”, jutro „nowy start” w aplikacji do nawyków. Europa i Japonia nie są tu wyjątkami – oba światy przeszły tę samą drogę: od rytuału, który miał chronić próg domu i uporządkować relację z czasem, do sezonu, który ma przede wszystkim napędzać ruch towarów i wytwarzać atmosferę „obowiązkowej radości”. Choinka bywa już tylko elementem wnętrza, kadomatsu – „ładnym folklorem”, a życzenia – gotową formułą wklejoną w komunikator. I nie ma sensu udawać, że da się cofnąć czas: większość z nas żyje w miastach, w pracy, w rozproszonych rodzinach, w kulturze, która nie zna już długiej ciszy zimy. Ale właśnie dlatego warto znać źródła – nie po to, by rekonstruować przeszłość, tylko by odzyskać znaczenie bez naiwnej ucieczki w „dawniej było lepiej”.

 

Ukiyo-japan.pl - Michał Sobieraj, notka od autoraBo sens tych świąt nie polegał na dekoracjach samych w sobie, tylko na tym, co dekoracje miały robić. Wiecznie zielona gałąź – czy w formie choinki, czy w formie kadomatsu – była obietnicą życia w momencie, gdy życie wydaje się odległe. Stół – czy europejski wigilijny, czy japoński noworoczny – był umową: że w najciemniejszym czasie nie będziemy żyli tylko, by trwać, w pośpiechu i bylejakości, tylko „weźmiemy od życia, co nam się należy”. A prezenty – czy pieniądze w kopercie, czy paczka pod drzewkiem – były materialnym potwierdzeniem, że nowy cykl ma zacząć się od nadmiaru, nie od braku; od gestu opieki, nie od rachunku. Gdy się to pamięta, komercja przestaje być jedyną narracją: można kupić rzeczy, a jednocześnie nie oddać im całego sensu.

 

Na ten konkretny tydzień – 29 grudnia do 4 stycznia – wystarczy mała, praktyczna „instrukcja uważności”. Popatrz na próg domu: czy jest tam jakikolwiek znak intencji (choćby gałązka, światło, porządek), czy tylko przypadek? Popatrz na stół: czy jest choć jeden element „specjalny” nie dlatego, że drogi, ale dlatego, że świadomie wybrany – coś, co mówi: to jest czas przejścia? I popatrz na życzenia: czy wypowiadasz je jak automatyczny dźwięk, czy jak krótką, realną obietnicę wobec drugiego człowieka. Reszta może być prosta: czystszy dom, jedno dobre danie, jedna koperta dla dziecka, jedna rozmowa bez telefonu, jedno wyjście na zimny wieczór, żeby poczuć, że to naprawdę jest granica. Różne opowieści – ten sam ludzki odruch, by w środku zimy zaprosić do domu życie.

 

Japoński shōgatsu i europejski „sezon świąt” w porównaniu: Toshigami, kadomatsu, osechi, otoshidama, hatsumōde oraz Mikołaj, kolędy i stół.

 

  1. pl
  2. en
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Książka o historii kobiet w dawnej Japonii - "Silne kobiety Japonii" autorstwa Michała Sobieraj - twórcy ukiyo-japan.pl
Albumy refleksji o japońskiej sztuce ukiyo-e opatrzone esejami z analizą i interpretacją
Logo Ikigai Manga Dive - strony o Japonii, historii i kulturze japońskiej, mandze i anime

  

    未開    ソビエライ

Postaw mi kawę na buycoffee.to

  Mike Soray

   (Michał Sobieraj)

Zdjęcie Mike Soray (aka Michał Sobieraj)
Logo Soray Apps - appdev, aplikacja na Androida, apki edukacyjne
Logo Ikigai Manga Dive - strony o Japonii, historii i kulturze japońskiej, mandze i anime
Logo Gain Skill Plus - serii aplikacji na Androida, których celem jest budowanie wiedzy i umiejętności na rózne tematy.

  

   

 

 

未開    ソビエライ

 

 Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)

 

Osobiste motto:

"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany.- Albert Einstein (prawdopodobnie)

Mike Soray

(aka Michał Sobieraj)

Zdjęcie Mike Soray (aka Michał Sobieraj)

Napisz do nas...

Przeczytaj więcej

o nas...

Twój e-mail:
Twoja wiadomość:
WYŚLIJ
WYŚLIJ
Twoja wiadomość została wysłana - dzięki!
Uzupełnij wszystkie obowiązkowe pola!

Ciechanów, Polska

dr.imyon@gmail.com

___________________

inari.smart

Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!