Wiersz o losie Polski pod zaborami stał się obowiązkową lekturą w japońskich szkołach przez prawie wiek, a pieśń oparta na tym utworze była śpiewana przez Cesarską Armię Japońską, na przykład podczas wojny z Rosją. Dziś sprawdzimy, jak do tego doszło.
Wyobraźcie sobie podróż na koniu z Berlina do Władywostoku – ponad 15 tysięcy kilometrów, niemal pół globu. Brzmi jak szaleńcza wyprawa z powieści przygodowej? Tymczasem to autentyczna historia Yasumasy Fukushimy, oficera Cesarskiej Armii Japońskiej, który w latach 1892–1893 przemierzył tę trasę samotnie. Co więcej, podczas tej epickiej podróży Fukushima stał się pierwszym znanym w historii Japończykiem, który odwiedził ziemie polskie.
Fukushima, podróżując przez polskie miasta i wsie, dostrzegał zarówno zgliszcza dawnej świetności, jak i niezłomnego ducha narodu. Te wrażenia uwiecznił japoński poeta Ochiai Naobumi w wierszu „Porando Kaiko” (波蘭懐古 - „Wspomnienie Polski”), który szybko zyskał ogromną popularność w Japonii, poniżej fragment:
さびしき里にいでたれば
ここはいづことたづねしに
聞くもあはれやそのむかし
亡ぼされたる波蘭
"Gdym wreszcie znalazł wieś, szarą i posępną,
Spytałem, gdzież zaszedł i jak zwie się ten kraj.
Litością zdjęty dawnych słuchałem opowieści
O Polsce startej ze wszystkich świata map."
(tłum. przez Agnieszkę Żuławską-Umedę)
Ten wzruszający obraz Polski, kraju rozdartego przez zaborców, stał się przestrogą dla Japończyków, by nigdy nie dopuścić do upadku ich własnej ojczyzny. Wiersz szybko przerodził się w pieśń wojskową, którą śpiewano w szkołach i armii aż do II wojny światowej. Wyobraźcie sobie – żołnierze na drugim krańcu świata oraz uczniowie w japońskich klasach – wszyscy śpiewający o Polsce.
Historia Fukushimy to nie tylko opowieść o odwadze, ale także o fascynującym zetknięciu dwóch różnych kultur, które przez ostatnie ponad 100 lat stały się zaskakująco bliskie i przyjazne sobie. Zobaczmy zatem – jak Fukushimie się jechało te 15 tysięcy kilometrów konno!
Japonię drugiej połowy XIX wieku – kraj, który dopiero co otworzył się na świat po ponad dwóch wiekach izolacji. W 1868 roku młody cesarz Meiji obejmuje tron, a wraz z nim rodzi się nowa era. Wyspy, które jeszcze niedawno wydawały się zamrożone w czasie, zaczynają pulsować energią zmian. Samurajowie, niegdyś panowie kraju, tracą przywileje, a ich miecze ustępują miejsca zachodnim mundurom i karabinom. Japonia gwałtownie modernizuje się, spoglądając na Europę i Stany Zjednoczone – buduje koleje, fabryki, floty wojenne i nowoczesną armię.
Modernizacja ta dotyczyła nie tylko technologii. To także walka o przetrwanie na arenie międzynarodowej. W tle wciąż pobrzmiewa echo potęgi Rosji, której wpływy rozciągają się na Syberii i Dalekim Wschodzie. Dla Japonii Rosja to nie tylko sąsiad – to rywal, zagrożenie i potencjalny wróg. W 1892 roku Kolej Transsyberyjska jest w budowie, a jej stalowe tory wyznaczają ścieżkę rosyjskiej dominacji. W tej atmosferze napięć Japonia buduje sieć wywiadowczą, szkoląc oficerów, takich jak Yasumasa Fukushima, by badali każdy ruch Rosji. Dla młodej, ambitnej Japonii to czas intensywnej nauki – technologii, strategii i o świecie, na który tak długo była zamknięta.
A teraz przenieśmy się na polskie ziemie – kraj, który w latach 90. XIX wieku istnieje tylko w sercach swoich mieszkańców. Z mapy świata Polska została wymazana, rozdarta pomiędzy trzy potęgi: Rosję, Prusy i Austrię. Zaborcy przez długie i krwawe dekady próbują stłumić polskiego ducha – rosyjski car zamyka szkoły, zakazuje używania języka polskiego i niszczy symbole narodowe. A jednak duch oporu wciąż płonie.
W miastach takich jak Warszawa i Kraków ludzie marzą o wolności, czytają zakazane książki i uczestniczą w tajnych spotkaniach. Po wsiach echem niosą się opowieści o dawnych czasach chwały, kiedy Polska była potęgą Europy. Na Syberię wciąż zsyłani są ci, którzy odważą się podnieść głos przeciwko carowi, a ich losy stają się inspiracją dla innych. To czas heroicznej walki o przetrwanie tożsamości narodowej Polaków – od zrywów powstańczych po codzienny opór wobec rusyfikacji.
W tle tej ponurej rzeczywistości pojawia się jednak iskra nadziei. Polacy, choć rozbici politycznie, znajdują sojuszników w odległych częściach świata. Japonia, która zmaga się z tym samym wrogiem – Rosją – staje się symbolem nadziei na to, że tyran nie zawsze musi wygrać. Yasumasa Fukushima, podróżując przez te ziemie, dostrzega ślady polskiej świetności, ale i cierpienie ludzi, którzy odmawiają pogodzenia się z losem.
Obie te historie – Japonii i Polski – w końcu splatają się ze sobą, choć na pierwszy rzut oka dzieli je wszystko: kultura, geografia, historia. A jednak w ich sercach bije ten sam rytm – rytm narodów walczących o swoje miejsce na świecie. Yasumasa Fukushima, podróżując z Berlina przez Polskę do Władywostoku, staje się świadkiem tej niesamowitej opowieści.
Na świat przyszedł 27 maja 1852 roku, w Matsumoto, mieście położonym wśród malowniczych gór Shinano (dzisiejsza prefektura Nagano). Yasumasa Fukushima, syn samuraja, od najmłodszych lat wychowywany według zasad kodeksu bushidō. Jego ojciec, lojalny wobec miejscowego daimyō, uczył go honoru, strategii i sztuki walki, ale również pokory wobec zmieniającego się świata. Były to czasy przełomu – feudalna Japonia chwieje się pod naporem Zachodu, a młody Fukushima dorasta w kraju, który stoi u progu wielkich zmian.
Już jako dziecko wykazywał niezwykłe zdolności – szybko przyswajał wiedzę, a jego pasją stały się języki obce. Kiedy miał zaledwie 15 lat, udał się do Edo (dzisiejszego Tokyo), aby szkolić się w Kobusho, prestiżowej szkole wojskowej. Tam nauczył się nie tylko taktyki wojennej, ale także zachodnich technik walki, które wkrótce zdominowały nowoczesne armie. To był moment, gdy młody Fukushima zrozumiał, że przyszłość Japonii wymaga zmiany, a on sam postanowił zostać jej narzędziem.
Jego kariera wojskowa rozpoczęła się podczas buntu w Satsumie w 1877 roku, kiedy to dawni samurajowie stanęli przeciwko modernizującemu się rządowi (trochę więcej o tych czasach piszemy tu: Samurajska Republika Ezo). Fukushima, młody oficer w armii cesarskiej, wykazał się odwagą i niezwykłym instynktem w podejmowaniu decyzji. To właśnie te cechy przyciągnęły uwagę przełożonych – wkrótce został przeniesiony do Sztabu Generalnego Cesarskiej Armii Japońskiej. Tam jego talent językowy i zdolność do zdobywania zaufania ludzi otworzyły przed nim drzwi do służby wywiadowczej.
Pierwsze wielkie misje Fukushimy odbyły się w Mongolii i Chinach. Wysłany w 1879 roku, miał za zadanie obserwować rosyjskie wojska na terytorium przylegającym do Mongolii Wewnętrznej. Przebrany za podróżnika, wtopił się w miejscową ludność, badał ich stosunek do Japończyków i szukał potencjalnych sojuszników. Po powrocie sporządził szczegółowy raport, który stał się podstawą dla dalszych działań japońskiego wywiadu w regionie.
Największy rozgłos przyniosła mu jednak wyprawa z Berlina do Władywostoku w latach 1892–1893, która przeszła do historii jako jedna z najbardziej spektakularnych misji wywiadowczych XIX wieku. Choć oficjalnie była przedstawiana jako „geograficzna wyprawa konna”, prawdziwym celem Fukushimy było zbieranie informacji o Rosji – jej wojskach, budowie Kolei Transsyberyjskiej i nastrojach społecznych.
Po powrocie do Japonii w 1893 roku Fukushima stał się bohaterem narodowym. Jego podróż została okrzyknięta wyczynem godnym samurajskiego ducha, a cesarz Meiji osobiście odznaczył go Orderem Świętego Skarbu III klasy. W prasie opisywano go jako wzór japońskiej wytrwałości i odwagi, a młodzież szkolna uczyła się o jego dokonaniach jako inspiracji do służby dla ojczyzny.
Fukushima przez całe życie łączył w sobie cechy starego i nowego świata. Był samurajem z całego serca, a jednocześnie symbolem nowoczesnej Japonii, która śmiało stawiała czoła wyzwaniom globalnej polityki. Jego życie to opowieść o determinacji, honorze i niegasnącej ciekawości świata.
Luty 1892 roku – w chłodnym, berlińskim powietrzu czuć rytm przemysłowej Europy. Wśród tłumu poruszającego się pod strzelistymi fasadami niemieckiej stolicy stoi mężczyzna w wojskowym płaszczu, trzymający za wodze swojego konia. To Yasumasa Fukushima, oficer Cesarskiej Armii Japońskiej, gotowy wyruszyć w podróż, która zapisze się w historii. Jego celem jest Władywostok – odległy port na wschodnich krańcach Rosji, niemal 15 tysięcy kilometrów stąd. Choć oficjalnie wyprawa ma charakter geograficzno-etnograficzny, w rzeczywistości jest to misja wywiadowcza, mająca na celu zbadanie rosyjskiej infrastruktury i przygotowań wojskowych.
Dla opinii publicznej wyprawa Fukushimy była prezentowana jako romantyczna eskapada podróżnika. Sam oficer określał ją jako „badawczą” – miał obserwować zwyczaje ludów zamieszkujących Azję, dokumentować krajobrazy i relacje międzyludzkie. Ale prawda była zupełnie inna. W rzeczywistości Fukushima miał jeden cel: zbieranie informacji dla japońskiego Sztabu Generalnego. Rosja, sąsiad Japonii, była postrzegana jako główny rywal, a budowa Kolei Transsyberyjskiej stanowiła zagrożenie strategiczne. Fukushima miał ocenić, jak zaawansowane są prace, zbadać warunki transportu wojsk i zebrać dane o garnizonach rosyjskich.
11 lutego 1892 roku Fukushima wyruszył z Berlina. Jego trasa prowadziła przez Prusy, Polskę, Rosję i Syberię, aż do Władywostoku. Podróż odbywał na koniu, czasem zmieniając wierzchowce na trasie. Wyobraźmy sobie tę scenę: samotny jeździec przemierzający zasypane śniegiem pola, małe wioski i rozległe, bezkresne równiny. Każdy dzień to nowe wyzwanie – mróz, zmęczenie, a także nieufność lokalnych mieszkańców wobec egzotycznego podróżnika. Cała podróż zajęła mu 487 dni.
Na ziemiach polskich, wciąż pod zaborami, Fukushima przejechał przez Warszawę, Łowicz, Kutno i Suwałki. Polskie wsie oraz zaniedbane ruiny zamków, które napotykał na swojej drodze, przypominały mu opustoszałe krajobrazy z opowieści o dawnych potęgach. Często zadawał pytania mieszkańcom o ich życie i sytuację polityczną. Jego doświadczenia i refleksje z tego czasu stały się inspiracją do słów wiersza „Porando Kaiko”.
Po opuszczeniu ziem polskich Fukushima wkroczył na rozległe tereny Imperium Rosyjskiego. Przebijał się przez miasta, takie jak Petersburg i Moskwa, obserwując codzienne życie mieszkańców, przepych dworów carskich i trudne warunki życia na prowincji. Rosyjskie garnizony wojskowe stanowiły szczególny punkt jego zainteresowania – badał liczebność żołnierzy, stan wyposażenia i potencjalne trasy przemarszu.
W miarę jak podróżował na wschód, krajobraz stawał się coraz bardziej surowy. Syberyjska tajga, mroźne rzeki i ośnieżone wzgórza rzucały wyzwanie jego wytrzymałości. Pewnego dnia jego koń padł z wyczerpania – Fukushima musiał kupić nowego wierzchowca od miejscowego handlarza. Wyobraźmy sobie zimową noc na Syberii: gwiazdy na niebie, skrzypiący śnieg pod kopytami konia i ciszę, która niemal bolała.
Fukushima musiał mierzyć się nie tylko z mrozem i zmęczeniem, ale także z nieufnością rosyjskich władz. Choć formalnie jego wyprawa była akceptowana, był stale obserwowany. W wielu miejscach oficerowie rosyjscy towarzyszyli mu w drodze – pod pozorem życzliwości, ale w rzeczywistości kontrolując każdy jego ruch. Podróż przez Syberię była szczególnie trudna: mróz często przekraczał -40°C, a zapasy żywności były ograniczone.
Po niemal półtora roku w siodle, w czerwcu 1893 roku, Fukushima dotarł do Władywostoku. Tam jego wyprawa dobiegła końca – wierzchowiec, który towarzyszył mu w ostatnich etapach podróży, został przetransportowany do Tokyo i stał się atrakcją w miejscowym zoo. Misja zakończyła się sukcesem: Fukushima dostarczył raporty, które wzbogaciły japońskie strategie wojskowe i uczyniły go narodowym bohaterem.
Był luty 1892 roku, gdy Yasumasa Fukushima, na swoim wytrzymałym koniu, przekroczył granice zaboru rosyjskiego, wjeżdżając na tereny dawnej Rzeczypospolitej. W tamtych czasach Polacy żyli pod jarzmem trzech wielkich potęg – zaborców, którzy usunęli Rzeczpospolitą z map świata. Obecność Fukushimy, choć wtedy zapewne niepozorna, miała symboliczne znaczenie – był pierwszym w historii Japończykiem, który stanął na polskiej ziemi.
Dla Polaków, którzy mieli styczność z przybyszem, wizyta Fukushimy była jak powiew świeżego wiatru. Japonia, podobnie jak Polska, zmagała się z dominacją wielkich imperiów, choć jej historia potoczyła się inaczej. Fukushima, jako wysłannik dalekiej kraju, był dla wielu mieszkańców ziem polskich symbolem innego świata – egzotycznego, niezależnego, a jednocześnie zdeterminowanego, by bronić swojej tożsamości.
Chociaż nie zachowały się dokładne relacje dotyczące spotkań Fukushimy z polskimi działaczami niepodległościowymi, nie sposób wykluczyć, że doszło do rozmów, które miały na celu wymianę informacji. Zesłańcy, którzy wrócili z Syberii, lub ich potomkowie, byli prawdziwymi skarbnicami wiedzy o Rosji – o jej administracji, armii, a także nastrojach społecznych. Fukushima, znany z umiejętności nawiązywania kontaktów, mógł pozyskać od Polaków cenne dane, które później wykorzystano w jego raportach dla japońskiego Sztabu Generalnego.
Podróżując przez ziemie polskie, Fukushima przemierzył m.in. Warszawę, Łowicz, Kutno, Suwałki i Augustów. Każde z tych miejsc oferowało mu inny obraz zaborowej rzeczywistości:
Warszawa: Główne miasto zaboru rosyjskiego, pełne kontrastów – rosyjskie wojska na ulicach, ale i polska inteligencja, która w tajemnicy pielęgnowała kulturę narodową. Fukushima mógł być świadkiem zarówno przepychu carskich urzędników, jak i biedy dzielnic robotniczych.
Łowicz i Kutno: Małe miasta, gdzie widoczne były ślady dawnej Rzeczypospolitej, takie jak stare kościoły czy ruiny dworów szlacheckich. Fukushima opisywał te miejsca jako pełne melancholii i smutku – podobnie jak później uchwycił to Ochiai Naobumi w swoim wierszu.
Suwałki i Augustów: Tereny przygraniczne, gdzie zimowe krajobrazy Syberii zdawały się zaczynać na długo przed jej faktyczną granicą. Białe, zasypane śniegiem drogi i odosobnione domostwa z pewnością zrobiły na nim wrażenie.
Fukushima, przejeżdżając przez polskie wsie, dostrzegał pozostałości dawnej świetności – zrujnowane zamki, fragmenty murów obronnych, które wciąż opowiadały historię minionej potęgi. Jednocześnie notował smutek, który unosił się nad polską prowincją. Fukushima później wspominał, że to właśnie w takich miejscach, z dala od wielkich miast, odczuwał najwięcej szczerości i prawdziwego ludzkiego ciepła.
Podczas swojej podróży Fukushima miał okazję spotkać się z Polakami różnych klas społecznych. Szczególnie interesujące były jego rozmowy z zesłańcami lub ich potomkami, którzy, podobnie jak on, podróżowali przez rozległe tereny Rosji. Tacy ludzie często byli źródłem wiedzy o nastrojach społecznych w Imperium Rosyjskim oraz o realiach życia pod zaborem.
Mówi się, że Fukushima był nie tylko szpiegiem, ale także uważnym słuchaczem, choć być może jedno wynika z drugiego. Podczas rozmów z Polakami mógł usłyszeć o ich cierpieniu, a także o nadziejach na wolność. To właśnie takie historie mogły zainspirować Ochiaia Naobumiego do napisania „Porando Kaiko”.
Jego raporty wskazują, że ziemie polskie były dla niego szczególnym miejscem – pełnym kontrastów i emocji. Widział zarówno okrucieństwo carskiej władzy, jak i niezłomnego ducha narodu, który mimo represji, nie pozwalał sobie na zapomnienie o swoich korzeniach. Fukushima dostrzegł potencjalne znaczenie Polski w szerszej strategii przeciwko Rosji – jako kraju, który mógłby stanowić źródło napięć dla cara.
Podczas podróży przez Polskę Fukushima nie tylko zbierał dane, ale także przeżywał głębokie osobiste refleksje. To właśnie tutaj, na tych wymazanych z map świata ziemiach, zrozumiał, jak ważne jest zachowanie tożsamości narodowej. Polacy, których spotkał, zostawili w nim ślad – ślad, który później stał się inspiracją dla pięknego, japońskiego wiersza o Polsce. Właśnie dlatego jego podróż przez Polskę była nie tylko geograficznym etapem wyprawy, ale także duchowym doświadczeniem.
Podróż Yasumasy Fukushimy przez ziemie polskie w 1892 roku stała się inspiracją dla poruszającego japońskiego wiersza. Poemat „Porando Kaiko” (波蘭懐古 – „Wspomnienie Polski”), napisany przez Ochiaia Naobumiego (落合直文) w 1893 roku, opierał się na relacjach Fukushimy z jego wyprawy. Naobumi, znany poeta i literat, uchwycił w nim smutek i żal związany z losem Polski – kraju rozdartego przez zaborców i wymazanego z mapy świata. Wiersz przedstawia melancholijny obraz polskiej prowincji i ruiny dawnych zamków, które były świadkami utraconej świetności.
„Porando Kaiko” to refleksja nad tym, jak łatwo potęgi mogą upaść, jeśli stracą jedność i wewnętrzną siłę. Polska, niegdyś wielkie królestwo, stała się dla Naobumiego przestrogą dla Japonii, która w owym czasie walczyła o swoją pozycję na arenie międzynarodowej.
Wiersz, choć powstał jako literacka refleksja nad Polską, zyskał wymiar uniwersalny, odnosząc się do zmienności losu narodów i kruchości ich potęgi. Oto treść wiersza odnosząca się do Polski (tłum. Agnieszka Żuławska-Umeda):
***
Pierwszego i drugiego dnia pogodne było niebo
A trzeci, czwarty, piąty dzień już tylko wiatr i deszcz
Błądzimy tak, mój koń i ja po kamienistych drogach
Górską percią, i lasem, i polem rozległym.
Mimo że śnieg nie pada, plecie się z zimą wiosna
I burze i wichury, jakże tę ziemię mrożą
Lody, skujcie ziemię białym jak dziś porankiem
Szrony niechaj pobielą tę dzisiejszą noc.
Przeszliśmy już, mój koń i ja, niemiecką wszerz krainę
I rosyjska granica za nami została
Tutaj mróz jest zwycięzcą, daje się nam we znaki
Nie masz już dnia bez gradu, codziennie pada śnieg
Gdym wreszcie znalazł wieś, szarą i posępną
Spytałem, gdzież zaszedł i jak zwie się kraj
Litością zdjęty dawnych słuchałem powieści
O Polsce startej z wszystkich świata map.
Tam widać ślady potężnego zamku
Tu mur obronny został z dawnych lat
Błyszczą się w ziemnym świetle słońca o zachodzie
Nawet kukła lecąca smutnym kreśli cień.
Zwykłe światu są chwała, zmierzch, rozkwit, upadek
Znana to kolej rzeczy i porządek życia
Ale aż takie zgliszcza i taką ruinę
Sam nie wiem, czy kto widział nawet w mroku snów.
Zwykłe świata pytanie być albo nie być, wznosić czy rujnować
Zasada, której nie zaprzeczy nikt
Trzeba tu być choć raz i zobaczyć
Tę ziemię, na której nie ma dla nieszczęścia granic.
Wkrótce po opublikowaniu poematu, jego wersy zostały zaadaptowane jako pieśń wojskowa. Było to typowe dla Japonii w erze Meiji, kiedy poezja często służyła wzmacnianiu morale i kształtowaniu postaw patriotycznych. Pieśń „Porando Kaiko” była melancholijna, ale jej przesłanie – o konieczności unikania losu Polski – idealnie wpisywało się w nastroje młodego, modernizującego się państwa.
Pieśń znalazła swoje miejsce w repertuarze japońskich szkół i armii. Do 1942 roku była obowiązkowym elementem edukacji patriotycznej, szczególnie w szkołach podstawowych. Uczniowie recytowali wersy i uczyli się historii Polski jako przykładu tragicznego upadku. Pieśń była także popularna wśród żołnierzy, śpiewana podczas marszów i ceremonii wojskowych.
W czasie II wojny światowej pieśń zaczęła być postrzegana jako zbyt depresyjna i niezgodna z potrzebą budowania optymizmu w trudnym czasie. W 1942 roku została oficjalnie zakazana przez japońskie władze, które uznały, że jej smutny ton może działać demotywująco na żołnierzy. Po wojnie, pod wpływem amerykańskiej okupacji, pieśń nie wróciła już do szkolnych programów.
„Porando Kaiko” odegrało wyjątkową rolę w kształtowaniu japońskiego spojrzenia na Polskę. Choć Polska była dla Japończyków krajem odległym i mało znanym, wiersz oraz jego adaptacja muzyczna uczyniły ją symbolem walki o tożsamość narodową i przestrogą przed upadkiem.
W okresie Meiji Polska była postrzegana jako kraj, który stracił niepodległość z powodu wewnętrznych podziałów i słabości. Japońskie elity wykorzystywały ten przykład, aby podkreślać wagę jedności i silnych instytucji państwowych. Dla wielu Japończyków Polska stała się odległym, ale fascynującym przykładem kraju o bogatej historii i kulturze, który musiał zmierzyć się z okrutnym losem.
Do 1942 (gdzieniegdzie do 1945) roku „Porando Kaiko” było nauczane w szkołach jako część programu literackiego i patriotycznego. Jego wersy recytowano na szkolnych apelach, a melodie rozbrzmiewały podczas lekcji muzyki. Jednak po wojnie, w nowej rzeczywistości pod okupacją amerykańską, edukacja w Japonii została zreformowana, a pieśni wojskowe, w tym „Porando Kaiko”, zostały wycofane z programu.
Choć „Porando Kaiko” zniknęło z oficjalnych programów edukacyjnych, pozostawiło po sobie coś w pamięci Japończyków. Do dziś jest przykładem tego, jak literatura i sztuka mogą łączyć narody, nawet jeśli dzieli je tysiące kilometrów.
Po zakończeniu swojej epickiej podróży Yasumasa Fukushima nie spoczął na laurach. Jego wyczyn przyniósł mu status narodowego bohatera w Japonii, a zdobyte doświadczenie uczyniło go jednym z najbardziej zaufanych oficerów wywiadu. W kolejnych latach prowadził misje szpiegowskie w Azji Środkowej, Persji i na Bliskim Wschodzie, a także uczestniczył w przygotowaniach Japonii do wojny rosyjsko-japońskiej (1904–1905). Jego wiedza o rosyjskiej infrastrukturze i strategii wojskowej, zdobyta w czasie podróży, okazała się kluczowa dla sukcesów Japonii w tej wojnie. Do końca swojej kariery Fukushima pozostawał symbolem nowoczesnego, odważnego oficera, łączącego tradycyjne wartości samurajskie z pragmatyzmem ery Meiji.
Podróż Fukushimy z Berlina do Władywostoku była nie tylko aktem niezwykłej odwagi i wytrwałości, ale również głęboko symbolicznym wydarzeniem. Była dowodem na to, jak dalekowzroczna i zaangażowana w modernizację była Japonia końca XIX wieku. Jednocześnie zetknięcie Fukushimy z Polską, krajem narodu o tragicznych losach, przyniosło inspirację zarówno dla japońskiej literatury, jak i dla wzajemnego zrozumienia obu kultur. Ta niezwykła wyprawa ukazuje, że nawet w czasach podziałów i napięć, możliwe było budowanie mostów między odległymi zakątkami świata.
Dziś Yasumasa Fukushima i jego podróż są pamiętane w Japonii jako przykład determinacji i patriotyzmu. W Polsce natomiast jego wizyta i związane z nią „Wspomnienie Polski” symbolizują niezwykłe i nieoczekiwane relacje, które ukształtowały historię obu narodów. Choć z bólem trzeba przyznać, że zadziwiająco mało my, Polacy, pamiętamy z różnych historii, które w ostatnich wiekach łączyły nasze zaprzyjaźnione narody.
Sprawdź podobne artykuły:
Wojna na papierze, przyjaźń w czynach: tajna współpraca Polski i Japonii w czasie II Wojny Światowej
Polskie dzieci na Syberii: z ziemi japońskiej do polskiej
Polacy pionierami w badaniach nad ludem Ainu na Hokkaido
„Naprzód, Karolina!" , czyli o tym, jak Polka podbiła Japonię
Polacy w Japonii: jak wygląda społeczność polonii w kraju samurajów?
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia.
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia.
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!