





Za humorem chindōgu kryje się pewien japoński sposób myślenia o świecie. To nie tylko żart z technologicznego przesytu, ale też subtelna gra z konwencją dōgu – słowa, które w języku japońskim niesie długą tradycję praktyczności, mistrzostwa i rzemiosła. Dōgu to przecież także narzędzia używane przez mistrzów ceremonii herbacianej, kaligrafów, garncarzy czy samurajów. A więc symbole doskonałości, harmonii, sensu. Kawakami, z błyskiem ironii godnym mnicha zen po trzech espresso, wziął to użyteczne pojęcie i połączył je z absurdalną bezużytecznością w zwykłych codziennych czynnościach. Tak powstało coś, co jest jak haiku stworzone przez inżyniera z lekką depresją i wielkim sercem.
W tym właśnie tkwi urok chindōgu: są one manifestem wolności myśli, jak mawiał sam Kawakami. W świecie, w którym każde działanie musi mieć cel, a każdy produkt musi być „innowacyjny”, chindōgu jest aktem cichego buntu. To przedmioty, które nie chcą się sprzedać, nie chcą być opatentowane, nie chcą stać się kolejnym viralem na Amazonie. Ich jedynym zadaniem jest… przypomnieć nam, że człowiek wciąż potrafi wymyślać rzeczy z czystej radości tworzenia, bez żadnej korporacyjnej logiki.
Niektórzy porównują chindōgu do japońskiej wersji dadaizmu użytkowego – ruchu, który zamiast tworzyć „sztukę dla sztuki”, tworzy narzędzia dla niczego. Zresztą, sam Kawakami był z wykształcenia inżynierem lotnictwa i dawnym aktywistą lewicowym. W jego „niemal bezużytecznych” projektach pobrzmiewa więc zarówno duch eksperymentu, jak i lekka pogarda wobec świata, który każe mierzyć wartość wszystkiego w pieniądzach.

Twórcą tego ruchu był Kenji Kawakami, człowiek, który przeszedł zaskakującą drogę od studenta aeronautyki do filozofa absurdalnych wynalazków. Urodzony w 1946 roku w prefekturze Nara, studiował inżynierię lotniczą na Uniwersytecie Tokai. Zamiast jednak projektować silniki odrzutowe, rzucił uczelnię, by przyłączyć się do radykalnych ruchów studenckich lat 60. i 70. — tych samych, które wznosiły barykady przeciwko sojuszowi Japonii z USA i amerykańskim bazom wojskowym (z których wyłoniły się takie krwawe organizacje, jak JRA – więcej tu: JRA, czyli Japanese Red Army – krwawa organizacja terrorystyczna z Japonii). Jak wspominał po latach, był to czas, gdy młodzi Japończycy wierzyli, że mogą zmienić świat — za pomocą idei, megafonów i odrobiny benzyny w butelce po sake.
Kawakami należał więc do pokolenia idealistów, którzy w latach 80. znaleźli się nagle w rzeczywistości zupełnie odwrotnej: zrewidowanej, wypolerowanej i sprzedanej na raty. Japonia przeszła od kontrkultury do korporacji. W miejscu dawnych ideałów pojawiły się drapacze chmur i dźwięk kalkulatora Casio. W tej nowej epoce Kawakami znalazł zatrudnienie jako redaktor w magazynie „Tsūhan Seikatsu” (Mail Order Life) — katalogu zakupowym, który można by dziś nazwać papierowym Amazonem ery Showa.



Na Zachodzie chindōgu trafiło w idealny moment. Lata 90. były epoką, w której Japonia przestała być postrachem ekonomicznym, a zaczęła być obiektem zachwytu i egzotycznej fascynacji. W prasie brytyjskiej i amerykańskiej Kawakamiego opisywano raz jako „filozofa chaosu”, raz jako „wariata z Nary”. Jego wynalazki – jak pałeczki z wentylatorem czy mop-dziecięcy kombinezon – obiegły telewizję BBC, amerykańskie talk-show i francuskie galerie sztuki. Dla jednych były to dowcipy z kategorii „wacky Japan”, dla innych – głęboka, dadaistyczna krytyka cywilizacji konsumpcji.

Tak więc chindōgu nie powstało w próżni. To nie był zwykły żart ani „wschodni dziwoląg”, jak chcieli zachodni dziennikarze. To była społeczna diagnoza: ironiczna, lekka, ale trafiająca w samo sedno. W świecie, który wszystko mierzy użytecznością, chindōgu przypominało, że nie wszystko musi być po coś. I że czasem najlepszym sposobem na przetrwanie w absurdzie nowoczesności jest wynalezienie czegoś jeszcze bardziej absurdalnego.
Zasady, które rządzą Chindōgu
10 przykazań

Główna zasada, serce całej idei. Jeśli coś naprawdę działa i da się tego codziennie używać — to przestaje być chindōgu. To po prostu wynalazek. Chindōgu istnieje w przestrzeni pomiędzy użytecznością a absurdem, w tym błogim stanie, gdzie rozwiązujesz problem, ale natychmiast stwarzasz nowy.
Przykład: kapcie z mopami na podeszwach — sprzątasz dom, idąc po nim… ale zostawiasz smugi, a do łazienki nie dojdziesz suchą stopą.
Refleksja: W świecie, w którym każde „smart” urządzenie próbuje być zbyt sprytne, chindōgu przypomina, że czasem lepiej, żeby coś nie działało za dobrze. Bo tylko wtedy mamy przestrzeń na śmiech, dystans i filozoficzną świadomość własnej nieporadności.

Przykład: czapka z rolką papieru toaletowego zamontowaną na szczycie, dla alergików z katarem całorocznym. Brzmi jak żart, ale istnieje naprawdę.
Refleksja: W epoce cyfrowych „prototypów” i generowanych przez AI konceptów, chindōgu stawia na namacalność. To bunt wobec świata, w którym nawet pomysł nie musi już zaistnieć w materii. Kawakami jakby mówił: zrób to naprawdę, nawet jeśli to głupie. W końcu głupota w realu jest bardziej szczera niż mądrość w PowerPoincie.
Chindōgu są aktem buntu wobec tyranii użyteczności. Nie mają służyć logice, zyskom ani korporacyjnemu designowi. Są afirmacją wolności twórczej — wolności by tworzyć coś, co nie ma sensu, i nie przepraszać za to.
Przykład: wentylator na pałeczkach do makaronu — rewolucyjny sposób na chłodzenie ramen, który sprawia, że wyglądasz jak inżynier z anime.
Refleksja: Duch anarchii w chindōgu to ten sam impuls, który prowadził dadaistów do wieszania pisuarów w galeriach. To wolność tworzenia dla samej wolności. Jakby ktoś powiedział: „Nie musisz być produktywny, żeby być genialny”.

Przykład: parasolki na buty — ochrona obuwia przed deszczem, dopóki nie nadepniesz na kałużę.
Refleksja: Dobre chindōgu to jak uniwersalny dowcip — śmieszny w Tokyo, Londynie i Warszawie. To czysta komunikacja, ponad kulturami. Właśnie dlatego humor chindōgu nie wymaga słów — wystarczy spojrzeć i zrozumieć absurd sytuacji.

Przykład: gdyby ktoś próbował sprzedawać „baby mop” – kombinezon dla niemowląt, które sprzątają podłogę, raczkując – byłoby to bluźnierstwo wobec idei. (Tak, niestety, zdarzyło się to na Amazonie.)
Refleksja: W świecie, w którym wszystko można zmonetyzować – od emocji po mindfulness – chindōgu miało być ostatnim bastionem czystego tworzenia bez celu. To ironiczna utopia: przedmiot, którego wartość polega na tym, że nie ma ceny.

Przykład: „Podróżny drzemacz” — kask z przyssawką, którą można przymocować do szyby w metrze, żeby zasnąć bez upadania. Dzięki temu możesz wyglądać jak połączenie astronauty, górnika i śpiącego buddysty.
Refleksja: W tej zasadzie chodzi o szczerość intencji. Tworząc chindōgu, nie starasz się nikogo rozśmieszyć — robisz coś z pełną powagą, a to właśnie ta powaga staje się śmieszna. To przypomina pewne powiedzenie zen: „Kiedy próbujesz być głęboki, stajesz się płytki; gdy jesteś prosty, głębia pojawia się sama.”
Chindōgu nie moralizuje. Nie ma służyć żadnej ideologii, ruchowi ani manifestowi społecznemu. Jego moc tkwi w niewinności.
Przykład: latarka z wbudowanym panelem słonecznym i lampką LED — ani ekologiczna, ani praktyczna, po prostu bezsensowna.
Refleksja: W czasach, gdy każdy gest ma być „statementem”, chindōgu przywraca radość robienia rzeczy bez powodu. To cicha lekcja apolityczności – sztuka dla samej sztuki, śmiech dla samego śmiechu.
Chindōgu nie może być wulgarne, obraźliwe ani naruszać społecznych norm. To nie prowokacja, to humor, który rozbraja, a nie rani.
Przykład: sztuczna ręka do trzymania noża podczas krojenia, żeby nie skaleczyć się ostrzem — wygląda makabrycznie, ale działa (prawie).
Refleksja: W przeciwieństwie do zachodniego „shock artu”, chindōgu nigdy nie przekracza granic dobrego smaku. Jego absurd jest delikatny, subtelny i pełen szacunku dla odbiorcy. To bardziej zen niż punk.
#9. Nie można opatentować
Kiedy coś staje się własnością, traci swój urok. Chindōgu to dar dla świata, nie środek do zysku.
Przykład: solarna latarka — działa tylko w dzień. Nikt nie złożył patentu, i słusznie.
Refleksja: W epoce, gdy firmy patentują nawet kształt uśmiechu emoji, chindōgu to akt czystej wolności twórczej. To idea commons — wspólnego pola absurdu, z którego każdy może czerpać.
Chindōgu jest demokratyczne. Nie zna granic płci, wieku, pochodzenia, statusu. Każdy ma prawo wymyślać głupoty.
Przykład: kolczyki zatyczki do uszu – błyskotliwe i (tak jakby) praktyczne.
Refleksja: W świecie, gdzie innowacja jest elitarna, chindōgu jest egalitarne. Nie potrzebujesz laboratorium ani grantów – wystarczy kawałek plastiku, trochę taśmy i pomysł. To kreatywność demokratyczna, a więc w pewnym sensie… rewolucyjna.
Każda z tych zasad to drobna filozofia – trochę zen, trochę Monty Python. Wspólnie tworzą etykę wolnego myślenia, która mówi: nie bój się tworzyć rzeczy, które nie mają sensu. Bo w świecie, który za bardzo stara się być sensowny, właśnie one przywracają równowagę.
10 przykładów chindōgu
1). Masło w sztyfcie
バタースティック
Masło w formie sztyftu, jak dezodorant. Wystarczy odkręcić i posmarować tosta z wdziękiem biurowego urzędnika w pośpiechu.
To chindōgu w czystej postaci: użyteczne tylko do momentu, gdy zaczynasz o nim myśleć.
2). Zestaw na katar sienny
花粉症ヘッドセット
Nauszniki z miniaturowym uchwytem na rolkę papieru toaletowego, umieszczoną tuż nad nosem. Wystarczy pociągnąć za koniec, gdy zaczyna się atak kichania.
Absurd: Mobilny dystrybutor chusteczek – bo przecież nic nie wygląda bardziej elegancko niż papier toaletowy na głowie.
Refleksja: To poezja japońskiej funkcjonalności – gdy praktyczność staje się tak radykalna, że przechodzi w performans.
3). Koszulka do drapania pleców z mapą
背中かき地図シャツ

Absurd: Genialne, dopóki ktoś nie zacznie drapać w systemie GPS: „proszę o korektę w kwadracie D-4”.
Refleksja: To ironia nad potrzebą kontroli – nawet swędzenie musi być precyzyjnie zlokalizowane w epoce nadmiernej komunikacji.
4). Aparato - czapka 360°
360度カメラ帽
Czapka z przyczepionymi dookoła aparatami fotograficznymi jednorazowego użytku.
Absurd: Pozwala uchwycić panoramę świata bez poruszania się – czyli coś, co Instagram zrobił 20 lat później.
Refleksja: To komentarz o obsesji dokumentowania życia. Czasem wystarczy jedno spojrzenie, nie trzydzieści sześć.
5). Latarka solarna
– ソーラー懐中電灯
Wspominana już latarka zasilana energią słoneczną, działająca tylko wtedy, gdy jest wystarczająco jasno, by jej nie potrzebować.
Absurd: Symbol bezradnej logiki technologicznego postępu.
Refleksja: To niemal paradoks zen – przedmiot, który przypomina, że światło istnieje tylko dzięki ciemności.
6). Parasol na spacer z psem
犬用傘
Parasol mocowany do smyczy, który chroni psa przed deszczem. Człowiek moknie, pies suchy.
Absurd: Dowód, że we współczesnej Japonii dobrostan zwierząt wyprzedza estetykę człowieka.
Refleksja: To miniatura współczesnego świata: człowiek poświęca się dla dobra pupila, który nawet nie zauważa poświęcenia.
7). Serwetkowy krawat
ナプキンネクタイ
Krawat z materiału, który można oderwać i wykorzystać jako serwetkę podczas lunchu.
Absurd: Styl biznesowy i higiena w jednym — choć po posiłku zostajesz w koszuli bez krawatu i świadomości porażki.
Refleksja: Parodia japońskiej etykiety biurowej – tam, gdzie forma jest ważniejsza od sensu, chindōgu staje się oświeconą etykiety biznesu.
8). Parasolka naramienna
肩傘
Mały parasol przypięty do ramienia, by mieć wolne ręce.
Absurd: Zamiast wolności daje ci mikroskopijną prywatną osłonę, która obraca się przy każdym ruchu.
Refleksja: To metafora współczesnego komfortu – im bardziej próbujesz sobie ułatwić życie, tym bardziej krępujesz ruchy.
9. Wiatrak przewracający strony książki
ページめくり扇風機
Miniaturowy wiatrak przymocowany do książki, który delikatnie przewraca strony, gdy naciskasz przycisk.
Absurd: Idealne dla leniwych intelektualistów – żadnego kontaktu fizycznego z nośnikiem treści, tylko przepływ powietrza i idei.
Refleksja: To karykatura kultury konsumpcji wiedzy. Nie musisz już czytać – wystarczy, że masz urządzenie, które czyta za ciebie.
10. Rękawica-rączka metra
つり革手袋
Rękawiczka z przyklejoną pętlą z uchwytu metra, byś mógł „wisieć” w dowolnym miejscu, nawet poza pociągiem.
Absurd: Symulacja miejskiego cierpienia – ergonomiczny sposób, by poczuć się jak w Tokijskim metrze bez biletu.
Refleksja: To chindōgu jako metafizyka: człowiek nowoczesny nie potrafi odpocząć, dopóki nie udaje, że jest w drodze.

Kenji Kawakami, twórca tej koncepcji, nie był żartownisiem w stylu telewizyjnego wynalazcy – był byłym inżynierem, który odmówił współuczestnictwa w świecie „produktywności za wszelką cenę”. W epoce japońskiego boomu gospodarczego lat 80. i 90. – gdy Tokyo świeciło jak ekran kalkulatora, a każda rzecz miała być „innowacyjna” – chindōgu było jak filozoficzny sabotaż: manifest bezużyteczności w kulturze, która mierzyła wartość człowieka miarą jego wkładu w PKB.


Chindōgu uwalnia nas od lęku przed „marnotrawstwem” i „nieefektywnością” – dwóch demonów nowoczesnej psyche. W świecie, gdzie każde działanie musi prowadzić do celu, a każda sekunda musi być produktywna, absurdalny wynalazek pozwala człowiekowi na chwilę bezużyteczności. To rodzaj niewinnego buntu, radości z faktu, że coś nie musi działać.

I tu pojawia się pytanie, które dziś brzmi zaskakująco poważnie:
czy chindōgu może przetrwać w epoce, w której wszystko, nawet bezużyteczność, można zmonetyzować? Czy możliwa jest jeszcze autentyczna bezinteresowność w świecie algorytmicznego marketingu? Może prawdziwe chindōgu nie są już przedmiotami, lecz gestami – chwilami nieopłacalnego śmiechu, spontanicznego zdziwienia, odmowy uczestnictwa w wyścigu o sens.


Mam nadzieję, że chindōgu w takiej lub innej formie jednak przetrwa - nie dlatego, że zmienia świat, lecz dlatego, że go rozbraja. Panuje wszędzie paradygmat użyteczności i produktywności - a chindōgu pozostaje aktem cichego oporu – dowodem, że człowiek potrafi tworzyć nie po to, by to „służyło” jakiejś czynności lecz, by pomagało doświadczać.
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!