Pokój tonie w mroku, jedynym źródłem światła jest migoczący ekran starego telewizora kineskopowego. Z kasety video, którą odtwarzasz z naiwną ciekawością, wyłania się obraz studni, głębokiej i zimnej jak otchłań zapomnienia. Cichy szum nagrania przeradza się w złowrogie szepty, a z wnętrza studni powoli wynurza się postać – długowłosa, wykrzywiona nienawiścią, przemoczona do szpiku kości. To Sadako, ikona współczesnego japońskiego horroru. Jej historia jednak zaczęła się nie w roku 1998, gdy ukazał się film „the Ring”, ale znacznie wcześniej – pochodzi bowiem z zamku Himeji ery Muromachi (1336–1573). Tak, pierwowzór Sadako ma już 600 lat.
Przenieśmy się zatem do schyłku okresu Muromachi i początków Sengoku – mrocznego, japońskiego średniowiecza samurajskich intryg i krwawych zdrad wieku XV. Wewnątrz potężnych murów zamku Himeji, który wznosi się majestatycznie nad równiną Harimy, skrywa się pewna studnia... To miejsce, gdzie młoda służąca Okiku straciła życie, niesłusznie oskarżona i skazana przez pożądliwego samuraja. Nocami jej duch wstawał z ciemnych głębin, by zliczać porcelanowe talerze, które stały się przyczyną jej tragedii. Głos Okiku – przejmujący, pełen żalu i gniewu – odbijał się echem w zamkowych korytarzach, niosąc ze sobą rozpacz i krwawe szaleństwo.
Ta dawna opowieść, zwana „Banshū Sarayashiki” (播州皿屋敷 – „Rezydencja talerzy z Banshu”), jest jednym z najmroczniejszych kwaidanów (japońskich historii grozy), które od stuleci rozpalają wyobraźnię Japończyków. To właśnie z tej rozdzierającej serce historii o Okiku czerpali twórcy filmu „the Ring” (リング, „Ringu”) i całego gatunku j-horroru. Zajrzyjmy więc głębiej w studnię tej opowieści – o miłości, pożądliwości, zranionym ego, nienawiści i rozpaczy – by odkryć, jak Okiku stała się pierwowzorem Sadako i jak dawna legenda nadal żyje we współczesnej kulturze j-horroru.
W drugiej połowie okresu Muromachi (室町時代, 1336–1573) Japonia była krajem rozdartym ambicjami, zdradami i nieustającymi konfliktami. Władza cesarza w Kyoto była symboliczna, a realna kontrola nad krajem spoczywała w rękach shōguna z rodu Ashikaga (足利). Jednak autorytet shōgunatu, osłabiony wewnętrznymi sporami i buntem daimyō, stopniowo gasł. Po wybuchu wojny Ōnin (応仁の乱, 1467–1477), która zdewastowała Kyoto, Japonia pogrążyła się w chaosie epoki Sengoku (długiego czasu wojen „wszystkich ze wszystkimi”).
Tambo, pola uprawne, które przez wieki dostarczały ryżu – podstawy diety i waluty – zalały się potokami krwi bezustannych bitw. Wiejskie społeczności, zamieszkiwane przez hyakushō (chłopów), starały się przetrwać, ukrywając swoje zbiory przed najazdami sąsiadów. W miastach rozwijały się rynki, ale chōnin (kupcy) musieli ostrożnie balansować między pomiędzy różnymi daimyō – związać się z samurajskim panem, który przegrywa było jednoznaczne ze stratą całego majątku, a i najpewniej – życia.
Wyspy japońskie usiane były potężnymi zamkami, takimi jak właśnie Himeji-jō, które służyły zarówno jako twierdze, jak i symbole potęgi swoich panów. W ich murach żyli samuraje gotowi oddać życie w imię honoru i potęgi swojego daimyō. Jednocześnie służba zamkowa – od kucharzy po służące, takie jak Okiku, którą niebawem poznamy – wypełniała codzienne obowiązki, narażając się na surowość i kaprysy swoich panów. Samuraje byli bowiem władcami życia i śmierci prostego ludu w feudalnej Japonii.
W tych niespokojnych czasach samurajowie wychowywani byli w jednym celu – by zabijać i być zabitymi (szerzej o wykształceniu samuraja piszemy tu: Co potrafił samuraj - błyskawiczny zabójca, zdyscyplinowany poeta, wytrwały filozof?). Przy okazji – wskazane było kierowanie się kodeksem honorowym, który kilkaset lat później nazwany zostanie: bushidō (武士道). Ale w praktyce wojny Sengoku rządziły się bardziej pragmatycznymi zasadami: ten, kto chciał przeżyć w permanentnej zawierusze wojennej musiał być czujny i elastyczny (jeśli chcesz poznać prawdziwy obraz samuraja, znajdziesz go tu: 10 faktów o samurajach, które często mylimy: poznajmy prawdziwego człowieka pod tą zbroją).
Pomimo chaosu, kultura Japonii nie przestała kwitnąć. To w tym okresie rozwijała się ceremonia herbaty chanoyu (茶の湯), za którą odpowiadał mistrz Sen no Rikyū (千利休). Ceremonia ta była nie tylko estetycznym doświadczeniem, ale także sposobem na zacieśnianie więzi politycznych między samurajami, sposobem medytacji duchowych oraz religijnej kontemplacji.
Japonia Sengoku była miejscem i czasem złym dla kobiet – już wcześniej znacznie ograniczono ich autonomię, dostęp do wykształcenia i decyzyjność, a w XV wieku ich podporządkowanie stało się jeszcze bardziej drastyczne i bolesne (choć istniały liczne wyjątki zarówno kobiet wojowniczek – onna-musha, jak i potężnych władczyń - nyōbō – więcej o nich przeczytasz w książce: „Silne kobiety Japonii”).
Słynna porcelana, która odgrywa kluczową rolę w opowieści Banshū Sarayashiki, była symbolem luksusu. Talerze i misy, często sprowadzane z Chin lub wytwarzane przez japońskich mistrzów, jak te pochodzące z prowincji Arita (有田), były pieczołowicie przechowywane i traktowane z niemal rytualnym szacunkiem. Ich utrata mogła oznaczać katastrofę dla całego rodu.
W cieniu walk i politycznych ambicji, Japonia tamtych czasów była miejscem, gdzie życie i śmierć, piękno i przemoc, splatały się w burzliwą opowieść o trudach przetrwania. To właśnie w tej scenerii, na dziedzińcach zamku Himeji żyła młoda Okiku, której smutna i tragiczna historia przetrwała wieki, by straszyć nas nawet w XXI wieku na ekranach telewizorów i smartfonów.
Poznajmy zatem w szczegółach legendę o „Rezydencji talerzy” w prowincji Banshu – tragiczną opowieść młodej Okiku.
Banshū Sarayashiki
播州皿屋敷
- podania ludowe, okres Muromachi
Wznoszący się nad równinami Harimy, zamek Himeji-jō ery Muromachi był jednym z najwspanialszych symboli potęgi samurajskich rodów. Jego białe ściany, pokryte ognioodpornym tynkiem, błyszczały w słońcu niczym oblicze dostojnego kami. Otoczony głębokimi fosami i wzmocniony potężnymi murami, Himeji dominował nad krajobrazem, przypominając o stabilności w świecie pełnym chaosu. Drewniane wieże, w których mieściły się składy broni i żywności, oraz misternie zaprojektowane bramy w technologii Masugata-mon, stanowiły nie tylko obronę, ale także świadectwo architektonicznego kunsztu tamtych czasów. W cieniu tych majestatycznych murów codzienne życie toczyło się w rytmie pracy służby, modlitw w przyzamkowej świątyni oraz dźwięku katan i yari samurajów ćwiczących na dziedzińcu. Himeji, znane także jako „Biały olbrzym” tamtych czasów, było nie tylko twierdzą, lecz także sceną narodzin, życia i śmierci całych pokoleń mieszkańców – od samurajów, przez pomniejszych wojowników, po ubogą służbę.
W cieniu tych wielkich murów pracowała młoda służąca Okiku (お菊), skromna, ale pełna wdzięku dziewczyna, której staranność, sumienność i miłe usposobienie zdobyły sympatię pani rodu Aoyama. Powierzyła ona młodej Okiku jedną z najcenniejszych symbolicznie i materialnie rzeczy w zamku – rodową porcelanę samurajskiego klanu Aoyama – symbol ich potęgi, tradycji honoru i waleczności. Dziesięć porcelanowych, niezwykle pięknych i cennych talerzy, pochodzących z różnych prowincji, było dziedzictwem jednego z najważniejszych samurajów zamku Himeji – Aoyama Tessana (青山鉄山). Stanowiły one symbol jego szlachetnego pochodzenia i historii klanu Aoyama, pełnej męstwa i lojalnej służby dla daimyo zamku.
Talerze te, piękne, ale delikatne jak płatki śniegu, zdobione misternymi wzorami chińskich smoków i fal, były symbolem potęgi i bogactwa rodziny. Ich utrata oznaczałaby hańbę, a nawet klęskę polityczną. Okiku traktowała swoje obowiązki z niezwykłą starannością, układając talerze w jedwabnych pokrowcach, każdego dnia upewniając się, że są nienaruszone.
W zamku Himeji, w cieniu potężnych murów i pod czujnym spojrzeniem strażniczych wież, życie toczyło się pozornie spokojnie. Wśród służby wyróżniała się Okiku – młoda, pełna wdzięku służąca o niezwykle łagodnym usposobieniu. Jej delikatne ręce pieczołowicie dbały o najcenniejszy skarb rodu Aoyama – dziesięć porcelanowych talerzy, które były symbolem ich dumy i pozycji. Każdego ranka, zanim pierwsze promienie słońca oświetliły białe ściany zamku, Okiku starannie polerowała talerze, śledząc wzory smoków i fal, które zdobiły ich powierzchnię. Dla niej ten rytuał był niemal święty – obowiązek, który wypełniała z szacunkiem, ale i niepokojem, wiedząc, jak ogromna odpowiedzialność na niej spoczywa.
Jednak w zamkowych korytarzach czaiło się niebezpieczeństwo. Aoyama Tessan, ambitny i bezwzględny samuraj, którego ród od pokoleń służył lokalnemu daimyō, spoglądał na Okiku z mieszaniną pożądania i pogardy. Tessana, znany ze swojej brutalności i ambicji, drążyły mroczne żądze. Wraz z upływem czasu, gdy Okiku z pełnej gracji dziewczynki stawała się piękną kobietą, przykuła wzrok Tessana – drapieżnika, który na nieszczęście dziewczyny był też i jej panem, głową rodu Aoyama.
Jego zaloty były co najmniej nachalne, jeśli nie po prostu agresywne i władcze. Okiku, bała się, bardzo bała – wiedziała, że Tessan może jednym gestem pozbawić ją wszystkiego – godności, zdrowia, życia... Ale jej serce należało do innego – młodego samuraja z dość ubogiego rodu, który obiecał jej miłość i ochronę, choć w tajemnicy. Wiedziała, że znalazła się w pułapce.
Pewnego wieczora, gdy Tessan miał już za sobą kilka butelek sake, przypadkowo napotkał na korytarzu zamkowym cicho przemykającą Okiku. Jego zaloty przybrały jeszcze bardziej niż zwykle agresywną, wręcz chamską formę. Doszło do przemocy. Nie wiadomo, czym by się to spotkanie skończyło, gdyby był mniej pijany. Okiku bowiem, korzystając z zamroczenia swojego napastnika, udało się oswobodzić z uścisku i w panice i przerażeniu uciec w mrok nocy.
Tessan nazajutrz rano, gdy doszedł do siebie i uświadomił sobie, co zaszło, był wściekły. Nie zamierzał tak tego zostawić. Jego duma została zraniona, a gniew w nim wrzał. Przedmioty w pokoju z hukiem rozbijały się o ściany, a służba przerażona uciekła z dala od pokoju swego pana. Prawdopodobnie już wtedy, nim jeszcze alkohol ustąpił porannemu osłabieniu skoczyłby z kataną w ręku, odszukał Okiku i zakończył jej żywot, jak stała. Uświadomił sobie jednak, że nie może sobie na to pozwolić – Okiku była ulubienicą pani domu, córki potężnego daimyo, w którego rodzinę się Tessan wżenił. Zresztą, co miał jej powiedzieć? Że chciał ją zdradzić ze służką, a ta mu uciekła, bo był pijany? Nie, musiał się opanować i zastanowić, jak ukarać bezczelną Okiku bez straty dla swojej pozycji i honoru.
Tessan spędził kolejne dni w milczeniu, a jego gniew powoli przeradzał się w coś znacznie bardziej złowrogiego. Wiedział, że otwarte działanie może zakończyć się skandalem, dlatego postanowił uderzyć tam, gdzie Okiku była najbardziej bezbronna – w jej obowiązek i honor, jako najbliższej służącej pani domu. Dziewczyna, mimo swojej skromnej pozycji, miała coś, czego Tessan nigdy nie zrozumiał – niezachwianą lojalność wobec zamku i rodziny, której służyła. Wiedział, że jej oddanie dla porcelanowych talerzy było niemal religijne. To na tym miał oprzeć swój podły plan.
Zlecił jednemu ze swoich zaufanych sług, by nocą, w tajemnicy, usunął jeden z dziesięciu cennych talerzy. „Schowaj go dobrze” – powiedział, podając naczynie zdobione delikatnym wzorem smoka, symbolem potęgi rodu Aoyama. „Nikt nie ma prawa go znaleźć”. Tessan wiedział, że Okiku nigdy nie zaryzykuje konfrontacji z panią domu bez wcześniejszej próby odnalezienia zguby. W ten sposób miał czas, by przygotować swój kolejny ruch.
Jak codzień, bardzo wczesnym porankiem, gdy jeszcze inni mieszkańcy zamku spali, Okiku zabrała się do wycierania bezcennych talerzy. Gdy odkryła, co się stało, serce jej stanęło. Chłodny blask obojętnego księżyca tego zimowego poranka padał na błyszczącą powierzchnię stojaka, gdzie powinien znajdować się dziesiąty talerz. Ale było zaledwie dziewięć. Dziewięć talerzy! Dziewięć!! Panika szybko wypełniła jej serce i umysł. Przetrząsnęła całe zashiki, potem kolejne, i jeszcze jedne. Wchodziła do magazynów, na kuchenne zaplecze, do pokojów innych służących. Jej dłonie drżały, gdy szukała w szafach i kufrach, ignorując ciche spojrzenia innych, zbudzonych służek, które obserwowały jej desperację.
Jej były już oczy czerwone, twarz zalana łzami, a ciało obolałe od gwałtownych ruchów w panice i przerażeniu. Wiedziała, że nigdy by nie zgubiła talerza – były one dla niej świętością. Jest tylko jedno wytłumaczenie. To zemsta za to, co zdarzyło się kilka dni temu późnym wieczorem na korytarzu zamkowym… Wiedziała, że musi stanąć przed Tessanem. Gdy zapukała do jego zashiki, serce biło jej, jak oszalałe.
Tessan siedział wygodnie za niskim stołem, jakby czekał. Jego twarz, choć spokojna, zdradzała satysfakcję.
- „Tessan-sama, panie mój” – zaczęła cicho Okiku, klękając na tatami i pochylając się w głębokim ukłonie pozycji dogeza (土下座), aż czoło dotknęło maty. Jej ciało drżało, a głos był niemal szeptem. „Proszę o wybaczenie… Jeden z cennych talerzy zniknął. Nie wiem, jak do tego doszło. Przysięgam na wszystko, że zrobiłam, co tylko w mojej mocy, by go odnaleźć. To moja wina. Błagam o łaskę”. – liczyła na to, że jeśli będzie odpowiednio skruszona, Tessan zlituje się i zwróci talerz na miejsce nic nie mówiąc pani domu. Liczyła, że to właśnie była kara – sytuacja, w której bezbronna musiała się ukorzyć przed samurajem. Była w błędzie.
Tessan uniósł brwi, udając zaskoczenie. – „Zaginął? Talerz?” – Jego głos był cichy, ale przeszywający. „To poważna sprawa, Okiku. Talerze są symbolem naszej rodziny. Wiesz, co oznacza ich utrata?”
Okiku skinęła głową, a łzy wypełniły jej oczy. - „Tak, panie. Biorę pełną odpowiedzialność. Proszę o przebaczenie.”
Tessan uśmiechnął się zimno.
- „Przebaczenie? To nie takie proste”. - Nachylił się do niej, jego głos stał się szeptem, który przyprawiał ją o dreszcze. - „Jest jednak sposób, by to naprawić. Rozbieraj się. I nadal klęcz. I codziennie rano tak przychodź. I niech tylko zobaczę, że robisz to niechętnie, to pożałujesz! Masz tego pragnąć, codziennie pragnąć. Zrób tak, a… wszystko to zostanie zapomniane”.
Okiku poczuła, jak ziemia usuwa się spod jej stóp. Jej ciało zdrętwiało, a serce nagle się zatrzymało. Czas stanął, słyszała tylko dudniący szum krwi w swoich skroniach. Tessan czekał na jej odpowiedź. Zobaczyła w gorączce rozpaczy i gonitwie myśli twarz swojego ukochanego.
„Tego jednego nie mogę…” – odpowiedziała cicho. Jej głos odbił się echem w pomieszczeniu. Tessan wstał gwałtownie, przewracając czarkę sake, której zawartość rozlała się na maty tatami.
- „Nie możesz?!” – cedził wściekły - „Czy rozumiesz, co właśnie powiedziałaś? Skazałaś się na śmierć! Głupia, nic nie warta służko!” Jego głos był teraz lodowaty, pozbawiony emocji. Chwycił ją za ramię i szarpiąc zapłakaną dziewczynę siłą wyprowadził z zashiki.
Poranek był jeszcze wczesny, a księżyc rzucał blade światło na dziedziniec. Tessan prowadził Okiku w stronę studni, której czarna otchłań zdawała się pochłaniać światło. „To twoje miejsce, Okiku” – powiedział, popychając ją w stronę krawędzi. Dziewczyna spojrzała w dół. Woda w studni była nieruchoma, zimna i mroczna. Jej ciało trzęsło się z przerażenia. „Proszę… błagam… panie…” – szeptała, ale Tessan był nieugięty.
- „Nie ma dla ciebie litości” – i bardziej oficjalnie, głośno, aby jego surowe słowa potoczyły się wzdłuż murów zamku – „utraciłaś rodowy skarb zaniedbując swoje obowiązki wobec dobrego domu, który cię przyjął i, który się tobą opiekował. Zawiodłaś zaufanie pani domu i naraziłaś ród Aoyama na bolesną stratę poprzez swoje niedbalstwo. Twoje miejsce jest tam – w podziemnych czeluściach. Przepadnij!” – perorował szarpiąc to w lewo to w prawo bezbronną, słabą i zrozpaczoną Okiku.
W jednej chwili wszystko się skończyło. Tessan popchnął ją, a straszny krzyk rozerwał rześkie powietrze poranka, po czym urwał się nagle, gdy spadające ciało Okiku, obijając się bezwładnie o ściany szybu studni zniknęło w przepastnym mroku. Cisza, która zapadła, była niemal ogłuszająca.
Tessan nie miał trudności w wyjaśnieniu zajścia. Służka, która podstępem zdobyła zaufanie znamienitego rodu zawiodła – przez swoje niedbalstwo, brak lojalności i poszanowania dla tradycji zgubiła rodowy skarb. Kara za to mogła być tylko jedna – śmierć. Historia ludzkości pełna jest takich cichych opowieści, o których nikt nigdy nie wspomni – o Okiku też już nikt nigdy by nie pomyślał, gdyby nie ten straszny, nieukojony ból i poczucie niesprawiedliwości oraz bezsilności, które towarzyszyły jej śmierci…
Nie minęło wiele czasu, zanim mieszkańcy zamku zaczęli słyszeć dziwne dźwięki dochodzące z głębin studni. W środku nocy, gdy zamek pogrążony był w ciszy, rozlegał się kobiecy głos, liczący porcelanowe talerze: „Ichi-mai… ni-mai… san-mai…” Głos zawsze kończył się na „kyū-mai” – dziewięciu talerzach – po czym rozlegał się rozdzierający serce lament. Niektórzy słyszeli kroki na korytarzach, inni widzieli białą postać z długimi, mokrymi włosami snującą się po zamkowych murach. Nikt nie czuł się swobodnie. Mieszkańcy za dnia czuli się nieswojo, obserwowani. Przeciągły szloch i wycie zaś w nocy sprawiały, że od dłuższego czasu nikt nie spał dobrze. Atmosfera na zamku stawała się coraz cięższa.
Klątwa Okiku zawisła nad zamkiem Himeji niczym mgła w upiorną noc. Tessan, niegdyś pewny siebie samuraj, teraz był cieniem samego siebie nerwowo odwracającym się za siebie przy najlżejszym szmerze. Co noc, blisko poranku duch Okiku pojawiał się w jego zashiki. Tak jak chciał – przychodziła co dzień wczesnym porankiem. Włosy długie, zasłaniające twarz, mokre, ciągnęły się po podłodze. Jej głos, cichy jak szept wiatru, ale pełen żalu i gniewu, odliczał talerze: „Ichi-mai… Ni-mai… San-mai…” – aż do dziewięciu, a potem… Tessan był zmuszony oglądać straszne rzeczy, dzień w dzień... Wychudzone ciało i podkrążone oczy były dowodem na to, że duch powoli wysysał z niego życie.
Zamek, niegdyś symbol porządku i władzy, pogrążał się w chaosie. Służba plotkowała, że duch Okiku nie ograniczał się tylko do Tessana. Kilka osób przysięgało, że widziały jej bladą postać przechadzającą się po dziedzińcu w świetle księżyca, a inni słyszeli jej płacz dobiegający ze studni. Tessan, osamotniony i przerażony, zaczął izolować się od otoczenia, ale nawet ściany jego zashiki, ochroniarze przy wejściu oraz liczne butelki sake nie mogły obronić go przed jej zemstą. Atmosfera w zamku stała się grobowa – brakowało rąk do pracy, bo wielu służących odchodziło w obawie przed klątwą.
Tessan popełnił w końcu samobójstwo. Czego doświadczyła jego dusza po śmierci, gdy wpadła w ręce Okiku?
KONIEC
Nazwa "Banshū Sarayashiki" (播州皿屋敷) sama sobie daje już pewne informacje o tej historii. "Banshū" to dawna nazwa prowincji Harima, której stolicą było Himeji – miasto znane dziś przede wszystkim z potężnego zamku Himeji-jō, wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nazwa Harima pochodzi jeszcze z czasów administracyjnych podziałów Japonii w okresie Nara (VIII wiek), a Banshū jest skrótem stosowanym w epoce Edo, często pojawiającym się w literaturze i sztuce.
"Sarayashiki" (皿屋敷) można tłumaczyć jako „Rezydencja talerzy”. Odnosi się ono bezpośrednio do motywu przewodniego legendy – zestawu dziesięciu porcelanowych talerzy, które stają się osią dramatycznych wydarzeń i powodem tragedii. W japońskiej kulturze talerze nie były jedynie przedmiotami użytkowymi – w bogatych domach były symbolem statusu, dziedzictwem rodzinnym i niekiedy obiektami o niemal rytualnym znaczeniu.
Opowiesć „Banshū Sarayashiki” rozgrywa się w zamku Himeji, nazywanym Shirasagi-jō (白鷺城, „Zamek białej czapli”) – nie ze względu na czaple, ale na jego śnieżnobiałe, gładkie ściany przypominające rozłożone skrzydła tego ptaka. Zamek ten był strategicznym punktem od czasu swojego powstania w 1333 roku, przechodząc w ręce różnych rodów, w tym klanu Ikeda i Aoyama. To właśnie na jego terenie znajduje się studnia Okiku (お菊井戸), która według legendy jest miejscem, gdzie niesprawiedliwie oskarżona służąca zginęła.
Najwcześniejsze dramatyczne adaptacje legendy „Banshū Sarayashiki” pojawiły się w joruri (浄瑠璃), czyli w narracyjnej sztuce lalkarskiej. W 1741 roku w Osaka "Banshū Sarayashiki" zostało wystawione jako sztuka bunraku, której autorami byli Tamenaga Tarobei i Asada Itchō. Sztuka ta przyczyniła się do ugruntowania legendy w świadomości mieszkańców epoki Edo.
Legenda szybko rozprzestrzeniła się na inne regiony Japonii. Wersja Bancho Sarayashiki (番町皿屋敷) przenosiła akcję do Edo (dzisiejszego Tokyo), do dzielnicy Bancho w pobliżu zamku Edo. Z kolei w Miyazu, w prefekturze Kyoto, historia zyskała lokalny wariant związany z tamtejszym klanem Aoyama i ruinami zamku w tej okolicy.
"Banshū Sarayashiki" zyskała ogromną popularność w okresie Edo (1603–1868), stając się jednym z ważniejszych tematów w teatrze kabuki i bunraku. Była wielokrotnie wystawiana na scenach w całym kraju, przyciągając widzów, którzy fascynowali się tragiczną postacią Okiku – symbolem niesprawiedliwie skrzywdzonej kobiety.
W malarstwie / drzeworytnictwie opowieść o Okiku znalazła swoje odzwierciedlenie w licznych ukiyo-e. Wspaniałe dzieła takich mistrzów jak Katsushika Hokusai czy Yoshitoshi Tsukioka przedstawiały Okiku jako zjawię wynurzającą się ze studni, czasem w otoczeniu migoczących ogników duchów (hitodama). Najbardziej znane przedstawienie Okiku autorstwa Yoshitoshiego, "Duch Okiku przy studni", z 1890 roku, utrwaliło jej wizerunek jako postaci tragicznej, a zarazem przerażającej.
Pod koniec XX wieku i na początku XXI „Banshū Sarayashiki” stało się jednym z fundamentów japońskiego horroru i inspiracją dla współczesnych twórców. Jego elementy, takie jak duch Okiku, studnia i motyw zemsty zza grobu mściwych yurei, znalazły odzwierciedlenie w wielu filmach grozy, w tym w najbardziej znanym japońskim horrorze – „Ringu”. Motyw duszy, która nie zaznała spokoju, przekształcono w Sadako, ducha, który poprzez technologię kaset VHS (to taki analogowy nośnik video zanim powstały DVD i SSD) przenosi klątwę i śmiertelne niebezpieczeństwo na tych, którzy zobaczą film.
Cisza przerywana szumem statycznego ekranu, migoczące obrazy pełne niepokoju i mroczny głos dochodzący z wnętrza studni – Sadako Yamamura, ikona j-horroru, duch z „Ringu” (リング), odcisnęła swoje piętno na współczesnej popkulturze grozy.
Podobnie jak Okiku, Sadako jest ofiarą niesprawiedliwości. Obie zostały zdradzone i porzucone, a ich śmierć była wynikiem okrutnych intryg. W przypadku Okiku to podstęp Tessana i morderstwo zrodziły ducha, który powrócił, by mścić się na oprawcy. Sadako natomiast, jako młoda dziewczyna obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami, została brutalnie zamordowana przez ojczyma i wrzucona do studni. Obie postacie łączy ich związek z wodą – symbolem przemijania, oczyszczenia, ale i chaosu – oraz studnia, która staje się miejscem tragedii, a później źródłem krwawej zemsty.
Twórcy „Ringu” przeobrazili legendę o Okiku, adaptując jej motywy do współczesnych lęków. W naszej epoce klątwa Okiku, pierwotnie ograniczona do zamku Himeji, w filmie sięga szerzej i staje się znacznie bardziej nieuchwytna. Sadako przeistacza się w ducha, którego mściwy gniew rozprzestrzenia się za pośrednictwem kasety video – medium, które w latach 90. symbolizowało postęp technologiczny.
Symbolika liczenia również znalazła swoje miejsce w „Ringu”. Podczas gdy Okiku liczyła brakujące talerze, kończąc na dziewiątym, Sadako daje swoim ofiarom siedem dni życia po obejrzeniu przeklętej kasety. Liczby te pełnią podobną funkcję – budują napięcie i podkreślają nieuchronność tragedii. Sadako, jak Okiku, nie zapomina o swojej krzywdzie, a jej klątwa działa nie tylko na oprawców, ale na każdego, kto odważy się wejść w jej świat.
Różnica między Okiku a Sadako leży również w ich motywacjach. Duch Okiku, choć przerażający, jest uosobieniem sprawiedliwości – jej zemsta wymierzona jest wyłącznie przeciwko Tessanowi i jego rodzinie. Sadako natomiast stała się symbolem nieokiełznanej destrukcji. Jej gniew jest chaotyczny i bezosobowy, a jej ofiary są przypadkowe.
Twórcy „Ringu” umiejętnie wykorzystali estetykę yūrei (幽霊), japońskich duchów o długich, czarnych włosach i białych szatach, zrodzoną w czasach Edo (więcej o tym tu: Obraz „Duch Oyuki” – jak pewna noc trzy wieki temu poczęła yurei współczesnych horrorów?). W tym przypadku to Okiku była archetypem yūrei, którego elementy wizualne i emocjonalne przeniesiono do postaci Sadako. Film „Ringu” przypomina nam, że japońskie opowieści grozy, choć zmieniają się na przestrzeni wieków, wciąż czerpią z tych samych uniwersalnych emocji – strachu, gniewu i poczucia niesprawiedliwości.
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
Osobiste motto:
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!