Japonia okresu Sengoku (XV~XVI w.) to zatopiony we krwi kraj rozrywany na strzępy przez wielopokoleniową wojnę między władcami prefektur - daimyo, gdzie kolejne generacje samurajów znały jedynie język miecza i ognia, fizycznie trenując by zabijać z perfekcją oraz duchowo – by być gotowym na śmierć w każdej chwili. W tych czasach przyszło żyć człowiekowi, którego nie będzie nam łatwo zaszufladkować - wojownik o duszy artysty, bezlitosny strateg i subtelny mistrz herbaty, który z równą wprawą zadawał śmierć, co kontemplował estetykę chwili. Furuta Oribe – patrząc z perspektywy naszych czasów i kultury – człowiek paradoksu. Ale, co dla nas jest paradoksem, nie musiało być nim w średniowiecznej Japonii.
Oribe to samuraj, który przeżył najbardziej brutalne kampanie okresu Sengoku i jednocześnie wrażliwy artysta, który projektował oryginalną ceramikę, przypominającą sen, sztukę kabuki lub groteskową wizję na granicy niebios i pola walki. Bliski współpracownik dwóch zjednoczycieli Japonii – Ody Nobunagi i Toyotomi Hideyoshiego – był też uczniem wielkiego Sen no Rikyū, świadkiem jego tragicznego upadku i narodzin nowego porządku pod władzą Tokugawy. W jego życiu nie ma nic przewidywalnego – ani w ścieżkach wojennych, ani w ścieżce herbaty. Przechodził przez pałace, pola bitew i herbaciane pawilony z tą samą uważnością, szukając nie harmonii, lecz prawdy – często brzydkiej, dziwnej, nieregularnej.
Bo jak pogodzić jedno z drugim? Jak w jednym człowieku może żyć brutalny zabójca, który budzi się rano i zasypia wieczorem czując zapach krwi i słuchając jęku rannych, i równocześnie mistrz ceremonii parzenia herbaty, który przez godzinę kontempluje linię szkliwa spływającą nierównym brzegiem czarki herbaty? Oribe łamał zasady nie tylko na polu bitwy – łamał też dogmaty dotychczasowej estetyki japońskiej, tworząc własną, prowokacyjną filozofię „Oribe no bi” – piękna asymetrii, groteski, niespodziewanego. To jemu zawdzięczamy wyraziste, zielone naczynia Oribe-yaki, pełne nieregularnych form i odważnych zdobień, a także śmiałe zmiany w samej przestrzeni ceremonii – od układów pomieszczeń po zachowania gości.
Ale taka wolność twórcza ma swoją cenę. Era wojen Sengoku dobiegła końca, a w świecie shōgunatu Tokugawa, który dążył do harmonii, kontroli i sztywnej hierarchii – nie było miejsca na twórczy bunt. Mimo że Oribe był nauczycielem ceremonii herbaty drugiego shōguna rodu Tokugawa, mimo że był jednym z najwybitniejszych artystów swojej epoki – Furuta Oribe został ostatecznie zmuszony do popełnienia seppuku. Umarł w ciszy, jak wielu przed nim – ale to, co po sobie zostawił, do dziś wybrzmiewa w pawilonach herbacianych. Poznajmy dziś jego życie!
Japonia połowy XVI wieku sceną – krwawą, rozdartą, nieprzewidywalną – na której rozgrywała się niekończąca się tragedia ludzi uwięzionych między lojalnością a przetrwaniem. Zamiast jednej korony – setki panów. Zamiast jednego cesarstwa – archipelag królestw. Tak zwana epoka Sengoku, „czas wojen królestw”, była okresem, gdy shogunat upadł w praktyce, a każdy daimyō – lokalny władca – walczył o władzę nad prowincjami własnymi i sąsiednimi. Granice były płynne, a życie – krótkie.
Wioski płonęły, zamki powstawały i znikały w popiele, a dzieci samurajów dorastały, nie znając niczego poza treningiem ciała by zabijać oraz treningiem umysłu, by przyjąć śmierć. Zimowe poranki przerywały nie ptasie trele, lecz krzyki rannych i dźwięk stalowego kirigane. Cała kultura była przesiąknięta wojną: estetyka miecza rządziła modą, architekturą, kuchnią, językiem. Honor mierzono krwią, a najważniejszym dobrem nie była ziemia ani złoto, lecz lojalność – zmienna jak wiatr w dolinach Gifu.
A jednak – paradoksalnie – to właśnie w tym wirze krwi i chaosu narodziły się najwrażliwsze przejawy japońskiej kultury: chanoyu, ogrody zen, kaligrafia i ceramika. Bo tam, gdzie śmierć jest blisko, sztuka wyostrza zmysły na kruchość chwili. W takiej właśnie Japonii, na skrzyżowaniu miecza i czarki herbaty, urodził się Furuta Shigenari (古田 重然), znany później jako Furuta Oribe.
Był rok 1543 – czas, gdy portugalscy kupcy po raz pierwszy przywieźli na japońskie wybrzeże broń palną, a Oda Nobunaga dopiero marzył o marszu ku potędze. W prowincji Mino, położonej na skrzyżowaniu kluczowych szlaków handlowych i wojennych, w rodzinie samurajskiej średniego szczebla urodził się chłopiec, który miał przejść do historii nie jako zarówno wojownik u boku Zjednoczycieli Japonii, jak również, jako esteta. Nadano mu imię Shigenari, a jego ród Furuta – choć nie należał do najpotężniejszych – cieszył się szacunkiem lokalnych włodarzy i miał silne powiązania z dworem Ody.
Już sama ziemia Mino była osobliwą kolebką dla przyszłego innowatora. To tu leżała słynna wioska Seto, serce japońskiej ceramiki, gdzie od wieków wypalano naczynia do herbaty, kadzideł i sake. Dym unoszący się znad pieców mieszał się z zapachem błota, popiołu i igliwia – i być może właśnie ten zapach był jednym z pierwszych, jakie zapamiętał mały Shigenari. W cieniu czarnego dymu rosła jego wrażliwość na fakturę ziemi, barwę gliny, dźwięk wypalanej czarki.
Jako syn samuraja, od najmłodszych lat był szkolony w sztuce miecza. Ćwiczył kata z drewnianym bokkenem, uczył się zasad kodeksu honorowego, recytował wersety Heike monogatari, gdzie estetyka śmierci mieszała się z dramatem historii. Ale równolegle – w domowych salach ciepło oświetlanych matową lampą – obserwował ojca rozkładającego utensylia herbaciane z niemal religijną czcią. Widok czarki stawianej na bambusowej macie z większą powagą niż katana na stojaku nie mógł nie wpłynąć na jego młodą wyobraźnię.
Jego ojciec, jak wielu samurajów średniego szczebla, pielęgnował zamiłowanie do herbaty – nie tylko jako rytuału, ale jako wyrazu wrażliwości, duchowej dyscypliny, momentu ciszy wśród zgiełku. W domowym pawilonie herbacianym gościli mistrzowie ceramiki z Seto, wędrowni mnisi zen, artyści tuszu i słowa.
Pomiędzy porannymi treningami kenjutsu a wieczornymi ceremoniami z ojcem, dorastał rozdarty – ale też wzbogacony – między światem brutalnej rzeczywistości a światem cichego piękna. Nauczył się, że w Japonii nic nie jest jednoznaczne: brzydota może być pięknem, deformacja może być prawdą, a czarka herbaty może być polem bitwy.
Zanim jednak wejdziemy na drogę herbaty Furuty Shigenariego, należy zatrzymać się na chwilę przy sylwetce człowieka, który odcisnął potężne piętno na losach młodego samuraja (i całego kraju) – Ody Nobunagi (織田 信長). Nobunaga, pierwszy z trzech Zjednoczycieli Japonii, był jak burza przeszywająca kraj pogrążony w wojennym chaosie. Urodzony w 1534 roku, zyskał sławę nie tylko jako bezwzględny strateg, ale i jako wizjoner, który pragnął zjednoczyć rozdrobnioną Japonię pod jedną władzą. Był niczym smok o żelaznych skrzydłach – brutalny i bezlitosny wobec wrogów, a jednocześnie nowoczesny w myśleniu: pierwszy wykorzystał w sposób znaczący taktycznie broń palną, zerwał z arystokratyczną etykietą, otaczał się zdolnymi ludźmi bez względu na ich urodzenie. W jego cieniu wzrastali przyszli wielcy wodzowie i artyści – również młody Shigenari.
Gdy Furuta Shigenari wszedł w wiek męski, świat był już rozpędzoną machiną wojenną. Nastał czas stali, zdrad i wielkich ambicji. Wraz z innymi samurajami z prowincji Mino złożył przysięgę lojalności Oda Nobunadze – człowiekowi, którego imię budziło zarówno przerażenie, jak i podziw. Dla młodego wojownika był to chrzest bojowy w najczystszej formie. Udział w kampaniach przeciwko klanom Saitō i Asakura, wyprawy pełne krwi, potu i błota, nauczyły go nie tylko, jak trzymać miecz, ale i jak czytać intencje przeciwnika. Walczył, lecz nie był tylko wojownikiem – był obserwatorem. Wśród bitewnego zgiełku chłonął szczegóły: kształt zbroi, ciszę przed atakiem, wyraz twarzy umierającego dowódcy.
Nie tylko pole walki było areną jego dojrzewania. Jako szanowany wasal, Shigenari ożenił się z kobietą z potężnego rodu – siostrą daimyō z sąsiedniej prowincji. Było to małżeństwo, jakich wiele w epoce Sengoku: taktyczne, umocowane politycznie, mające zacieśnić sojusze i przeciąć potencjalne zdrady. Ale w tych chłodnych, dyplomatycznych ramach ukrywało się także coś delikatnego – dostęp do światów subtelniejszych niż wojna. W domostwach arystokracji, gdzie prowadził rozmowy przy sake, zaczął słyszeć o chanoyu – „drodze herbaty”. Najpierw mimochodem. Potem z ciekawością. Wreszcie – z cichym, rosnącym zachwytem.
Na pozór był wciąż tylko wojownikiem – mężczyzną, który zna wartość ciosu i cenę sojuszu. Ale we wnętrzu jego duszy budziła się inna odwaga: odwaga do zatrzymania się, do kontemplacji, do odnalezienia harmonii w czarce herbaty – co tak bardzo przypominało mu czasy dzieciństwa. Nie był jeszcze mistrzem ceremonii parzenia herbaty. Był jednak człowiekiem, który zrozumiał, że prawdziwa siła nie rodzi się tylko w ogniu bitwy, lecz także w ciszy chwili, w cieniu tatami, w pęknięciu ceramiki, które staje się pięknem. Tak rodziła się jego ukryta pasja, która przyniosła dzieła i koncepcje, które do dziś, w XXI wieku, podziwiamy i doceniamy.
Po śmierci Nobunagi, w czasie gdy Japonia chwiała się na granicy anarchii, Furuta Shigenari nie wycofał się z pola gry. Zdecydował się na śmiały ruch – opowiedział się po stronie Toyotomi Hideyoshiego, błyskotliwego wodza o niskim pochodzeniu, ale potężnej ambicji (którego zresztą wywyższył sam Nobunaga – choć nazywał go „małpą” i jednocześnie gardził nim). To u jego boku Shigenari – już nie tylko samuraj, lecz gracz polityczny – ruszył w nowe kampanie, a pola bitew splatały się teraz z korytarzami zamków, w których obok oręża liczyły się kaligrafia, poezja i mistrzostwo w ceremonii herbacianej. W cieniu bujnych pawilonów, wśród woni kadzideł i szczęku czarek, Shigenari poznał inny świat – świat, w którym sztuka była strategią, a milczenie potrafiło zdziałać więcej niż rozkaz.
To właśnie wtedy jego droga przecięła się z drogą Sen no Rikyū – największego reformatora chanoyu (japońskiej ceremonii parzenia herbaty), mistrza surowej prostoty i duchowej głębi. Rikyū był jak mnich w świecie generałów – jego herbaty były ascetyczne, niemal bezbarwne, a zarazem pełne ukrytego światła. Shigenari, z początku tylko słuchacz i obserwator, szybko stał się jednym z najbliższych uczniów mistrza. I choć chłonął każde słowo z czystym podziwem, to już w jego wnętrzu coś się buntowało. Bo gdzie w tym wszystkim miejsce na jego temperament? Na deformację, prowokację, dramat?
Pod okiem Rikyū uczył się, że chanoyu to nie tylko ceremonia, lecz filozofia obecności – wyrażona w każdym geście, w ciszy, w doborze czarki, w drobnym ukłonie, w sposobie, w jaki paruje woda w czajniku. Ale też – że to teatr. Że gość i gospodarz grają role. I może właśnie to rozbudziło w nim żar innego podejścia. Zamiast surowej szarości – zielone szkliwa. Zamiast równowagi – przechylenie. Zamiast przewidywalności – asymetria, dynamika i deformacja, która porusza. Tak narodziło się to, co później nazwano Oribe no bi – estetyka Furuty Oribe. Piękno skrzywione, ale szczere. Czarki o zniekształconych kształtach, które wyglądały, jakby przeszły przez burzę – i wyszły z niej – piękniejsze.
A jednak w jego duszy zderzały się dwa żywioły. Z jednej strony – wojownik. Człowiek, który znał ciężar miecza i potrafił wydać rozkaz, który kończył czyjeś życie. Z drugiej – artysta. Gospodarz ceremonii, który potrafił rozłożyć pinezki w ogrodzie, by w środku zimy przypominały o zieleni wiosny. Czy można być jednocześnie tym, który zabija, i tym, który kontempluje parującą czarkę? Czy chanoyu może być ucieczką – czy raczej nowym polem walki, tyle że wewnętrznej?
Shigenari – który powoli stawał się Oribe – wiedział, że nie można porzucić jednej ze stron. Jego sztuka rodziła się nie mimo tego konfliktu, lecz dzięki niemu. W napięciu między stalą a ceramiką, między krwią a kadzidłem, między krzykami agonii a ciszą ogrodu – kuł swoją drogę. Nie był już tylko uczniem Rikyū. Był kimś, kto przejął od mistrza ogień – i wrzucił go w piec własnej, wykrzywionej wizji piękna.
Rok 1591. Na rozkaz Toyotomiego Hideyoshiego Sen no Rikyū, największy mistrz herbaty epoki, zostaje zmuszony do popełnienia seppuku (czym jest samurajskie samobójstwo znajdziesz tu: Samurajskie Seppuku: rytualne samobójstwo w imię honoru, czy krwawe cięcie brzucha i godziny agonii?). Cisza po jego śmierci była jak pęknięcie w aksamicie – coś wyjątkowego zniknęło z pejzażu japońskiej kultury. Dla Furuty Shigenariego – już wtedy noszącego tytuł Oribe – był to cios głęboko osobisty. Był nie tylko uczniem Rikyū, ale jednym z nielicznych, którzy odważyli się odwiedzić mistrza w jego ostatnich dniach odosobnienia, ryzykując wszystko. Teraz został sam. A jednak – jakby z tej pustki, z bólu po utracie nauczyciela – zaczęło kiełkować coś nowego. Gdy ogień Rikyū zgasł, Oribe chwycił pochodnię i poszedł własną ścieżką. Nie w cieniu, lecz pod wiatr.
To był moment, w którym zrodził się artysta. I to artysta radykalny. Oribe nie tyle kontynuował wabi-sabi, ile rzucił mu wyzwanie. Jego ceramika – Oribe-yaki – była jak krzyk pośród ciszy: zdeformowane kształty, asymetria, gwałtowne linie, szkliwa w soczystej zieleni miedzi, głębokiej czerni i bieli przecinanej groteskowymi wzorami. Gdzie Rikyū szukał ciszy, Oribe dawał głos hałasowi duszy, która wychowana była w krwawym chaosie wojny. Czarki jego projektu nie były naczyniami – były osobowościami. Nosiły w sobie echa teatru kabuki, opowieści z pogranicza snu i jawy, cielesność i ekstrawagancję. Nie przypadkiem nazywano je „dziwacznymi” – a przecież dokładnie tego Oribe chciał. W sztuce widział nie tylko kontemplację, lecz też prowokację. Nie chodziło o piękno dla piękna – chodziło o prawdę, a ta nigdy nie jest gładka.
Z czasem Oribe nadał ceremonii herbaty nowy kierunek – bukechadō, „Drogę herbaty dla wojowników”. Była bardziej monumentalna, bardziej hierarchiczna, bardziej przestrzenna. Gdzie chata herbaciana Rikyū była skromną celą eremity, u Oribe pojawiały się przesuwne ściany, szerokie okna i symboliczne granice między goścmi. Światło wpadało do wnętrza, tworząc teatralne napięcie. Cień i blask – jak dwie strony duszy wojownika. W tej nowej wersji chanoyu nie zaniedbywano duchowości, ale łączono ją z prestiżem i polityką. Ceremonia stawała się też sceną dyplomacji – mistrz herbaty nie tylko zaparzał matchę, ale kierował narracją, taktyką i gestem.
W sercu tej rewolucji dojrzewała filozofia samego Oribe: „deformacja prowadzi do prawdy”. Tylko to, co niedoskonałe, ma siłę wywołać reakcję. Tylko asymetria pobudza wyobraźnię. Piękno było dla niego czymś, co trzeba wywalczyć – jak wielkie idee, które ymagają przejścia przez pole bitwy – poprzez trupy. Bo czyż nie taka była jego Japonia? Rozszarpana przez wojny, ale wciąż zdolna do tworzenia rzeczy najczystszych. W jego czarkach nie było ucieczki od świata – była jego esencja. I to właśnie czyniło Oribe największym po Rikyū. Nie dlatego, że poszedł tą samą drogą – lecz dlatego, że miał odwagę skręcić w bok.
Na początku XVII wieku Furuta Oribe znajdował się u szczytu swojej chwały. Po śmierci Hideyoshiego i po zwycięstwie Ieyasu pod Sekigaharą, Japonia przeszła pod władzę nowego reżimu – shogunatu Tokugawa. Władza się ustabilizowała, chaos się uspokoił, a wojownicy zaczęli odwieszać swoje miecze na ściany pawilonów. Furuta – teraz już oficjalny go-no chajin, mistrz herbaty dworu Tokugawy Hidetady, drugiego shōguna – miał wszystko: prestiż, wpływy, uczniów, reputację estetycznego innowatora. Ale to nie była już epoka Nobunagi. Ani Hideyoshiego. To była nowa Japonia: chłodna, racjonalna, regulowana – i nieufna wobec tych, którzy zbyt głośno myślą.
A Oribe myślał. I tworzył. Ale jego twórczość nie pasowała do nowej estetyki dworu. Tokugawowie kochali porządek, harmonię, precyzję – a jego czarki były dziwaczne, dzikie, prowokacyjne. Gdzie u Rikyū panowała skromność, u Oribe pulsowała zmysłowość formy. Gdzie na dworze Tokugawy dominowała monochromatyczna elegancja, Oribe wprowadzał żywiołowy kolor, przypadek, asymetrię i wyzwanie. Jego estetyka była jak ostatni okrzyk wolności w kraju, który właśnie zaczął budować mury wokół siebie. I być może właśnie to, co czyniło go wielkim, uczyniło go również niebezpiecznym.
Atmosfera zaczęła gęstnieć. Rok 1615 – oblężenie zamku Osaka, ostatni akt walki rodu Toyotomi przeciw shogunatowi. Wśród spisków, donosów i niepewnych lojalności pojawia się nazwisko Oribe. Podejrzenia. Szepty. Miał sympatyzować z Toyotomi Hideyorim, miał kontaktować się z kimś, kto kontaktował się z kimś… nie było twardych dowodów, ale w epoce, gdy słowo było bronią, to wystarczało. Ktoś mógł go wrobić. Ktoś chciał się go pozbyć. A może naprawdę, w głębi serca, nie potrafił pogodzić się z upadkiem świata, którego był częścią?
Pogłoski o zdradzie doszły do shoguna. Furuta Oribe otrzymał rozkaz popełnienia seppuku. I wykonał go. Bez protestu. Bez słowa. Bez manifestu pisanego kaligrafią, jak czyniło wielu samurajów. Jego śmierć była jak jego czarka – zdeformowana, ale prawdziwa. Cisza, którą pozostawił po sobie, była najgłębszym z jego dzieł. Czy był winny zdrady shogunatu? Historia nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Ale jego śmierć była końcem epoki – końcem artysty, który nie wpasował się w gładką ramę nowego porządku.
Tak odszedł Furuta Oribe – mistrz estetyki niepokornej, samuraj, który odważył się tworzyć brzydotę piękniejszą niż piękno. I być może właśnie za to musiał zamilknąć. Ale jego milczenie do dziś rezonuje w czarkach, które przypominają, że sztuka ma prawo „wydziwiać” nawet wtedy, gdy świat domaga się porządku.
Choć historia Furuty Oribe kończy się milczeniem w cieniu zamkowych murów Edo, jego sztuka do dziś jest uznawana. Nie tylko dlatego, że był twórcą estetyki odważnej i oryginalnej (Oribe no bi) – ale dlatego, że nadał japońskiej ceramice zupełnie nowy język. W czasach, gdy glina służyła głównie pokorze, on uczynił z niej medium dla niepokoju, przekory i nieoczywistego piękna. Jego najważniejszym dziedzictwem są naczynia, które do dziś noszą jego imię: Oribe-yaki (織部焼) – ceramika Oribe.
To, co czyni te naczynia wyjątkowymi, to nie tylko słynna zielona glazura na bazie tlenku miedzi, choć to ona najbardziej zapadła w pamięć potomnych. To także kontrast z bielą lekko przygaszonego szkliwa, grafitowe rysunki przedstawiające krajobrazy, płoty, wzory geometryczne, ptaki, pawilony, czasem nawet sylwetki ludzi – jakby czarka była małym zwojem malarskim, który ogląda się w dłoniach. Oribe był pionierem łączenia malowanych wzorów z przestrzenną deformacją – jego naczynia często celowo przechylały się, były nieregularne, jakby powstały przez przypadek, choć każdy ich detal był przemyślany. Odejście od symetrii nie było przypadkiem – było programem. Wiele czarek Oribe przypomina krajobrazy malowane gliną – góry i doliny formy, szorstkość, chropowatość, wypiętrzenia i załamania, które przywodzą na myśl nieoswojoną naturę Japonii.
Najważniejszym ośrodkiem produkcji stał się Mino (dzisiejsza prefektura Gifu) – właśnie tam powstawały słynne piece kaflowe, przy których Oribe współpracował z garncarzami, eksperymentując z formą i wypałem. To w Mino narodziła się także mniej znana, ale zachwycająca odmiana: Kuro-Oribe – ceramika czarna, pokryta grubą warstwą szkliwa, z abstrakcyjnymi, niby- kaligraficznymi malunkami. Była też Ao-Oribe – z przewagą błękitów i zieleni – oraz Narumi-Oribe, łącząca barwy i wzory w złożone, rytmiczne układy.
Oribe był też tym, który wprowadził nowe formy naczyń do chanoyu – jego czarki były wyższe, bardziej pochyłe, dzbanki miały spiczaste dziobki, a miski na kadzidło przypominały rzeźby. Nawet wazony na kwiaty (hanaire) w jego stylu zdają się mieć charakter – są jak twarze starców, pełne zmarszczek, nieregularności i melancholii. Estetyka Oribe wpłynęła także na architekturę pawilonów herbacianych – eksperymentował z asymetrycznym układem tatami, nietypowym rozmieszczeniem tokonoma czy nieregularnymi kształtami drzwi i okien.
To wszystko tworzy wizję sztuki, która nie uspokaja – ale pobudza. Która nie upodabnia świata do ideału – lecz uczy, jak w świecie dostrzegać nieoczywiste piękno. W tym sensie Oribe był rewolucjonistą: nie tyle przeciw systemowi politycznemu, ile przeciw estetycznemu dogmatowi. Gdzie inni chcieli harmonii – on wybierał napięcie. Gdzie inni mówili „tak” tradycji – on pytał „dlaczego?”. Dlatego jego czarka jest bardziej stanem ducha, a jego styl jest do dziś bardzo łatwo rozpoznawalny.
Sprawdź podobne artykuły:
Japoński ogród Karesansui jest lustrem, w którym zobaczysz siebie
Kokedama – mała planetka mchu, która przyniesie las do naszych betonowych domów
Iemoto – japoński system mistrz-uczeń, który z czasów shogunatu przetrwał do dziś
Iwasaki kontra Golden: walka o honor tradycji japońskich gejsz
Ród shōgunów Tokugawa po upadku Japonii Samurajów – jak przetrwali XX wiek i co robią dziś?
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!