Zbliża się 2 sierpnia. Niezmiernie ważny dzień w Japonii - czemu? Święto, które w pewien pokrętny sposób łączy kultury naszych narodów – Polski i Japonii (tej ajnuskiej przynajmniej). Tam, u stóp dostojnej góry Yōtei na Hokkaidō, przygotowania trwają w najlepsze: ulice miasteczka Kutchan zamieniają się w deptak roztańczonych ludzi, unoszą się zapachy pieczonych jaga i smażonych korokke, a dzieci szykują się do udziału w Jaga Odori. I tak oto 2 sierpnia łączy dwa dalekie światy. Nie ryż, nie sushi, nie miso. Ziemniak! Stary dobry kartofel. Albo, jak mówią w Kutchan: じゃがいも (jagaimo). 2 sierpnia odbędzie się festiwal ziemniaka w regionie Shiribeshi – Jaga Matsuri!
Dla Polaków ziemniak to sprawa poważna – niemal narodowa. Ale i w Japonii, a przynajmniej na odległej i zimnej Hokkaidō, ziemniak nie ma się czego wstydzić. To właśnie na tej północnej wyspie, dzięki żyznej glebie i chłodnemu klimatowi, uprawia się jedne z najlepszych ziemniaków w kraju – a może i w Azji. Szczególnie odmiana danshaku imo, czyli „baron ziemniak”, ma status niemal arystokratyczny. Z tego kulinarnego dziedzictwa zrodziło się coś więcej niż tylko smakowita kolacja – narodziło się Jagamatsuri, czyli Festiwal Ziemniaka. „Jaga” to skrócona forma od jagaimo, a matsuri to po prostu święto, festyn, celebracja – czas, kiedy całe miasteczko wychodzi na ulice, żeby się wspólnie cieszyć, dziękować rolnikom i, cóż, tańczyć taniec kartoflany – Jaga Odori.
Pierwsze zalążki tego ziemniaczanego święta sięgają jeszcze lat 30. XX wieku, kiedy to odbywały się lokalne „festiwale przemysłu i turystyki”, ale w obecnej formie Jagamatsuri narodziło się w 1976 roku. W międzyczasie przez chwilę próbowano zmienić nazwę na bardziej ognistą (Yōtei Hi Matsuri – Festiwal Ognia), ale ziemniak zwyciężył. Dziś na festiwalu pojawia się kilka tysięcy osób, w tym dzieci i dorośli w strojach jaga-nebuta ciągnących barwne platformy, seniorzy pamiętający pierwsze edycje, a nawet goście z siostrzanego miasta w Kagoshimie, gdzie z kolei króluje batat. Są tańce, konkursy, występy, stoiska z potrawami i wspólne „dziękuję” dla ziemi. Bo choć Japonia kocha ryż, to przynajmniej raz w roku, w sercu Hokkaidō, królem stołu zostaje ziemniak. Zatem – przyjrzyjmy się dziś bliżej historii oraz samemu przebiegowi tego matsuri – zapraszam!
Zacznijmy od pytania, które zadaje sobie każdy językowy detektyw: co właściwie znaczy „Kutchan Jaga Matsuri”? Brzmi jak coś wesołego i ziemniaczanego, ale przyjrzyjmy się temu słowu z mikroskopową precyzją językoznawcy – rozkładając je na trzy składniki: くっちゃん・じゃが・祭り.
Na pierwszy ogień idzie くっちゃん (Kutchan) – nazwa miasteczka, w którym odbywa się festiwal. Choć dziś zapisuje się ją kanji jako 倶知安, z czego dałoby się złożyć coś w rodzaju „wspólnego spokojnego poznania”, to tak naprawdę te znaki to czysta fonetyczna dekoracja. Ich znaczenie jest wtórne, wręcz mylące – klasyczny przypadek ateji, czyli japońskiego zwyczaju przypisywania kanji na podstawie dźwięku, a nie sensu.
Prawdziwe korzenie nazwy Kutchan sięgają języka Ainu – rdzennych mieszkańców Hokkaidō. Słowo クシャニ (kushani) oznacza „miejsce, gdzie woda wypływa z czegoś przypominającego rurę” albo bardziej poetycko: „wypływające ujście jak z rurki”. Chodziło zapewne o sposób, w jaki rzeka przeciska się przez wąskie doliny i kanały – geograficzna metafora, jakich pełno w toponimii Ainu.
Zatem: くっちゃん = Kutchan = kushani = rura wodna z widokiem na ziemniaki.
Niech żyje geolingwistyka.
Część druga – じゃが (jaga) – to nic innego jak skrócona forma słowa じゃがいも (jagaimo), czyli ziemniaka. Ale to dopiero początek tej kartoflanej historii. Zacznijmy od końca: いも (imo / 芋) to ogólne japońskie słowo oznaczające „bulwę” lub „korzeń jadalny”. Ma swoje pełnoprawne kanji: 芋, które składa się z: 艹 – radicaluu roślinnego (czyli „trawa”, „liść”, „zieleń”), oraz 于, części fonetycznej, nadającej brzmienie (choć dziś sama rzadko używana). Znak 芋 występuje także w słowach takich jak さつまいも (satsumaimo) – batat, albo ながいも (nagaimo) – długi ziemniak, czyli yam.
Ale co z じゃが? To nie jest japońskie słowo. W rzeczywistości pochodzi od ジャガタライモ (jagataraimo) – czyli ziemniaka z Dżakarty! W okresie Edo, ziemniaki trafiły do Japonii z południowo-wschodniej Azji przez szlaki portugalskie i holenderskie, a konkretnie przez Batawię (czyli dzisiejszą Dżakartę). Japonia, wówczas zamknięta na świat, przyjmowała nieliczne dobra przez port w Nagasaki – a ziemniak, jako egzotyczna nowinka, dostał etykietkę „jakartowego korzenia”.
Z czasem długie jagataraimo skrócono do jagaimo, a stąd już prosta droga do słodkiego i poręcznego jaga (じゃが).
Na koniec zostaje nam ostatni człon – 祭り (matsuri). To słowo, które Japończycy (oraz wszyscy miłośnicy anime) rozumieją intuicyjnie – jako festiwal, święto, uliczne wydarzenie. Ale warto spojrzeć na jego kanji: 祭.
Znak ten składa się z dwóch kluczowych komponentów:
- 示 (radikał o znaczeniu „ołtarz”, „ofiara”, „boskość”) – często spotykany w znakach związanych z religią, rytuałem, duchowością (np. 神 – bóg, 社 – świątynia shintō).
- 又 – symbol ręki lub powtórzenia, ale także czynnej obecności, działania.
Zatem 祭 to „działanie wobec bóstwa”, „rytuał ofiarny”, „celebracja łącząca ludzi i kami”. I rzeczywiście, pierwotne matsuri miały charakter czysto religijny, związany z lokalnym shintō i rytuałami dziękczynnymi za plony. Z czasem funkcja sakralna przemieszała się z rozrywkową – pojawiły się pochody, tańce, jedzenie, stoiska i konkursy. Dziś matsuri to zarówno modlitwa, jak i popcorn. Zarówno taniec, jak i duchowość. Zarówno korokke, jak i kontemplacja.
Konkretnie:
„Festiwal ziemniaka w Kutchan”,
a „poetycko”:
„Święto wdzięczności za bulwę z Dżakarty w miejscu, gdzie woda płynie jak przez rurę.”
Nieźle jak na trzy skromne składniki, prawda?
Są miejsca, które wyglądają jakby zostały narysowane przez japońskiego malarza sumi-e: wyraźna linia góry przecina niebo, wokół wznoszą się ciche lasy, doliny parują mgłą, a z pagórków leniwie spływają rzeki. Takie właśnie jest Kutchan – niewielkie miasteczko na Hokkaidō, rozciągające się u stóp majestatycznej góry Yōtei (羊蹄山), nazywanej też „Ezo-Fuji” ze względu na jej niemal idealnie symetryczny kształt przypominający Fuji-san (a Ezo to nieco obraźliwa, dawna nazwa na Hokkaido). To tutaj, w cieniu tego wulkanicznego olbrzyma, co roku rozgrywa się właśnie najbardziej ziemniaczane święto Japonii – Jagamatsuri.
Co sprawia, że akurat tutaj ziemniaki czują się jak u siebie? Po pierwsze – gleba. Wulkaniczne podłoże wokół góry Yōtei jest bogate w minerały, doskonale przepuszczalne i żyzne – to ziemia, która sama zaprasza do sadzenia. Po drugie – klimat. Kutchan ma wyraźne cztery pory roku: mroźne, śnieżne zimy (średnia temperatura stycznia to -15°C) i łagodne, umiarkowanie ciepłe lata (lipiec i sierpień średnio ok. 20–22°C), bez upałów, które mogłyby zaszkodzić roślinom. I wreszcie – woda. Wody gruntowe i rzeczne pochodzące z topniejących śniegów Yōtei są czyste, miękkie i bogate w tlen. Jakby natura mówiła: „Masz wszystko, czego potrzeba. Sadź.”
Nic więc dziwnego, że ziemniaki są tu nie tylko warzywem – są częścią tożsamości. W rolnictwie Kutchan aż blisko połowa produkcji to ziemniaki – w szczególności odmiany takie jak:
- Danshaku Imo (男爵いも) – czyli „ziemniak barona”, król klasyki, mączysty i aromatyczny, idealny na puree i korokke,
- Kita Akari (きたあかり) – dosłownie „północne światło”, ziemniak o głębokim smaku, lekko słodkawy, świetny do sałatek i gotowania na parze,
- Tōya (とうや) – delikatniejszy, aksamitny w konsystencji, mniej wyrazisty w zapachu, ale lubiany przez kucharzy za swoją wszechstronność.
To nie są zwykłe kartofle – to bohaterowie lokalnej gospodarki i kuchni, z własnymi charakterami, zastosowaniami i... twarzami. Dosłownie.
Poznajcie Jaga Tarō (じゃが太くん) i Jaga-ko-chan (じゃが子ちゃん) – oficjalne maskotki miasteczka Kutchan i nieodzowni celebryci Jagamatsuri (tak, tak – każda mieścina w Japonii ma swoje maskotki, więcej o yuru kyara tutaj: Futro, które zarabia miliardy - Yuru-kyara, czyli jak każda japońska mieścina ma swoją pocieszną pokrakę). Jaga Tarō to ziemniak na nartach, z szerokim uśmiechem i czapką przypominającą górę Yōtei. Reprezentuje nie tylko lokalne plony, ale i zimową tożsamość regionu, który słynie z narciarskich kurortów w Niseko. Jego towarzyszka, Jaga-ko-chan, to nowocześniejszy akcent – różowa, urocza postać, która dodaje festiwalowi odrobiny cukru. Oboje pojawiają się na plakatach, koszulkach, balonach, a nawet na kartkach urodzinowych lokalnych urzędników.
Kutchan to więc miejsce, gdzie ziemniak nie jest tylko dodatkiem do obiadu – jest powodem do dumy, symbolem gospodarczego przetrwania, źródłem święta i elementem lokalnej kultury. A wszystko to u stóp jednej z najpiękniejszych gór Japonii. Trudno o lepsze tło dla tańczących ludzi i parujących garnków.
Jak każda porządna bulwa, również Jagamatsuri ma swoje korzenie – głębokie, rozgałęzione i sięgające przedwojennego Hokkaidō. Zanim ziemniaki zatańczyły na ulicach Kutchan, miasteczko tętniło życiem za sprawą innego święta: 産業観光まつり (Sangyō Kankō Matsuri), czyli „Festiwalu Przemysłu i Turystyki”. Zainaugurowany w 1938 roku, był to lokalny sposób na promocję gospodarki i przyciągnięcie odwiedzających do górzystego regionu Shiribeshi. Choć akcentów ziemniaczanych wtedy jeszcze brakowało, już wtedy obchodzono święto plonów, prezentowano wyroby rzemieślnicze i chwalono się regionalnymi produktami – a ziemniak, jako główny towar rolniczy, powoli wyrastał na lokalnego bohatera.
Po wojnie festiwal przechodził różne metamorfozy – w latach 60. i 70. funkcjonował przez chwilę jako 羊蹄火まつり (Yōtei Hi Matsuri), czyli „Festiwal Ognia u stóp Yōtei”. Brzmiało to dumnie i widowiskowo, ale ziemniak – jak to ziemniak – nie lubi patosu, tylko konkrety i ciepłą atmosferę. Mieszkańcy uznali, że trzeba postawić na to, co naprawdę ich łączy – wspólną ziemię, wspólny trud i wspólną kolację. I tak w 1976 roku oficjalnie narodziło się くっちゃんじゃが祭り – Kutchan Jagamatsuri, czyli „Festiwal Ziemniaka w Kutchan”.
Nie była to tylko zmiana nazwy – to była zmiana duszy. Głównym celem festiwalu stało się okazanie wdzięczności rolnikom, którzy w surowym klimacie Hokkaidō zmagają się z krótkim latem i długą zimą, by wyhodować plony żywiące cały region. Drugim celem była promocja ziemniaka jako lokalnego skarbu – zarówno w sensie kulinarnym, jak i kulturowym. Trzecim – budowanie wspólnoty. Bo Jagamatsuri to nie tylko święto ziemniaka – to święto sąsiadów, dzieci, sklepikarzy, artystów i seniorów, którzy znają się tu od lat. Wspólne tańce, parady, konkursy i śpiewy tworzą przestrzeń, gdzie każdy może poczuć się częścią większej całości.
Festiwal nie zawsze wyglądał tak, jak dziś. W latach 80. Jagamatsuri trwał aż pięć dni – rozciągał się od końca lipca do pierwszego tygodnia sierpnia, z różnymi wydarzeniami kulturalnymi, występami lokalnych szkół, pokazami rolniczymi i zawodami sportowymi. Z czasem, w rytm zmieniających się realiów, święto skrócono – najpierw do trzech, a dziś obchodzi się je przez dwa intensywne dni, zwykle w pierwszy weekend sierpnia. Ale intensywność nie ucierpiała – wręcz przeciwnie. Zredukowana długość to większe zagęszczenie atrakcji i nieustanny gwar: parada, tańce, pokazy sztucznych ogni, konkursy, występy artystyczne, stragany, strefy dla dzieci i oczywiście niezliczone potrawy z ziemniaków – od klasycznych jaga butter po kreatywne dania fusion.
Jednym z najbardziej uroczych elementów historii festiwalu jest jego międzymiastowa współpraca z Ibusuki w prefekturze Kagoshima – ciepłym, subtropikalnym rejonem na południowym krańcu Japonii, gdzie króluje nie poczciwy kartofel, lecz słodki ziemniak – batat. Na przestrzeni lat między Kutchan a Ibusuki odbywały się wymiany kulturowe, gościnne wizyty, wspólne stoiska i wydarzenia, a ich kulminacją były nieoficjalne „bitwy na bulwy”: kartofel kontra batat, północ kontra południe. I choć nikt nie prowadził rankingu zwycięzców, wiadomo, że przy wspólnym stole zawsze wygrywa smak.
Kiedy nadchodzi pierwszy weekend sierpnia, spokojne na co dzień miasteczko Kutchan zmienia się nie do poznania. Ekimae Dōri (駅前通り) – główna ulica biegnąca od stacji kolejowej – zostaje całkowicie wyłączona z ruchu samochodowego i przekształca się w tętniący życiem deptak. Przez dwa dni przelewa się przez nią fala śmiechu, muzyki, zapachów i kolorów. Na tle majestatycznej sylwetki góry Yōtei rozciągają się rzędy straganów, sceny, stanowiska z grami i pokazy, które przyciągają mieszkańców oraz turystów z całego Hokkaidō – a nawet z zagranicy.
Co się je podczas Jagamatsuri? To pytanie zadaje sobie każdy, kto choć raz poczuje aromat unoszący się w powietrzu. Królują oczywiście ziemniaki – i to pod każdą możliwą postacią. Na czele idą korokke (ziemniaczane kotleciki w chrupiącej panierce, często z mięsem lub warzywami), gratin ziemniaczany zapiekany z serem i mlekiem, a także klasyczne jaga butter (じゃがバター) – pieczone ziemniaki z masłem, podawane w papierowych łódeczkach, idealne do jedzenia na stojąco. Nie brakuje też puree z ziemniaków, które w Japonii bywa delikatniejsze i bardziej mleczne niż w Europie ( i trochę mdłe, jak dla nas). Poza ziemniaczanymi rarytasami pojawiają się standardy festiwalowe: aromatyczna yakisoba, parujące kulki takoyaki z ośmiornicą, czy lodowy kakigōri z syropami w kolorach tęczy – ratunek w letnie upały.
Ale Jagamatsuri to nie tylko jedzenie – to przede wszystkim ruch i wspólna zabawa. Ulicą ruszają kolorowe parady, wśród których najbardziej rozpoznawalna to Jaga Odori (じゃが踊り) – taniec ziemniaczany. Układ jest prosty, łatwy do nauczenia i celowo zaprojektowany tak, by każdy – niezależnie od wieku czy umiejętności – mógł dołączyć. W sobotni wieczór odbywa się Jaga Sen'nin Odori (じゃが千人踊り) – „Taniec tysiąca osób”. Uczestnicy w strojach matsuri, dzieci z lokalnych szkół, starsi mieszkańcy, turyści, a nawet sam burmistrz – wszyscy kołyszą się w rytmie lokalnej melodii, tworząc olbrzymi wąż radości i wspólnoty.
Kolejnym widowiskowym punktem jest Jaga Nebuta (じゃがねぶた) – kolorowe platformy przypominające słynne wozy z festiwalu Nebuta w Aomori. Zamiast wojowników z mitów czy legend pojawiają się tu… ziemniaki z twarzami, maskotki „Jaga Tarō” i „Jaga-ko-chan”, animowane scenki z życia rolnika, a wszystko rozświetlone od środka lampionami i ciągnięte przez rozśpiewane grupy dzieci i dorosłych.
Na scenie głównej przez oba dni trwa nieustający festiwal lokalnych talentów. Od rytmicznych bębnów taiko, przez dziecięce zespoły taneczne, aż po pokazy młodzieżowego hip-hopu i śpiewu. Występują szkoły, domy kultury, lokalni artyści i entuzjaści – scena należy do wszystkich.
Dla najmłodszych przygotowano osobną strefę – dmuchane zjeżdżalnie, gry zręcznościowe z ziemniakiem w roli głównej (np. rzut bulwą do celu), konkursy na najładniejszy kostium rolnika czy wyścigi na trójkołowcach. Atmosfera przypomina piknik sprzed ery smartfonów – szczera, głośna, pełna emocji.
Finał? Jak na prawdziwe matsuri przystało – pokaz sztucznych ogni, który rozświetla nocne niebo nad polami Kutchan i zarysowuje czarną sylwetkę góry Yōtei. Przez kilkanaście minut błyskają świetlne wachlarze, serpentyny i rozety, odbijające się echem od gór i wody. To symboliczne zakończenie – podziękowanie ziemi, ludziom i samemu ziemniakowi za kolejny rok wspólnej radości.
W Jagamatsuri nie chodzi tylko o tańce, jedzenie i fanfary. To święto małej miejscowości, małej społeczności – pełne wspomnień i emocji, które przechowuje każda ulica Kutchan. Dzieci, które kiedyś w przebraniu małych ziemniaczków maszerowały w paradzie, dziś przyprowadzają na festiwal swoje własne pociechy. Krąg się zamyka, a wspólnota trwa.
Jednym z najbardziej wzruszających elementów są uchiwa – tradycyjne wachlarze projektowane własnoręcznie przez lokalnych uczniów. Najlepsze z nich są przechowywane już od dekad i wystawiane do obejrzenia co roku – budzą wśród starszych mieszkańców mnóstwo emocji i wspomnień.
A sam ziemniak? Staje się tu czymś więcej niż warzywem. To lokalny totem, kulinarny bohater i przypomnienie o tym, że prawdziwe bogactwo tkwi w tym, co zwyczajne. W tej prostocie – smaku pieczonego jaga z masłem – ukryta jest cała opowieść o ziemi, ludziach, pracy i świętowaniu.
Czy ziemniak może być mostem między kulturami? Ależ oczywiście. W Polsce mówimy na niego z czułością „pyra” albo „kartofel”, w Japonii – z uśmiechem „jaga”. W obu krajach ten niepozorny bulwiasty towarzysz posiłków ma miejsce szczególne. Może nie wygrywa rankingów elegancji, ale za to wygrywa serca.
To, że świętujemy jedzenie, wiele mówi o nas samych. To nie tylko sposób na sytość – to wyraz wdzięczności. Za plony, za wspólny stół, za to, że mimo różnic potrafimy się razem śmiać, tańczyć i… smażyć ziemniaki. W świecie podziałów, festiwal ziemniaka to radosna afirmacja tego, co zwykłe i wspólne.
Kiedy jechać? Pierwszy weekend sierpnia – festiwal zwykle odbywa się 2 i 3 sierpnia. Warto sprawdzić daty na oficjalnej stronie miasta Kutchan.
Gdzie? Centrum miasta, głównie ulica Ekimae Dōri zamknięta dla ruchu – zamienia się w festynowy deptak pełen zapachów i muzyki.
Jak się przygotować? Zabierz wygodne buty (dużo chodzenia i tańczenia), lekki strój (będzie gorąco!). Warto wypożyczyć yukatę.
Gdzie spać? Jeśli ktoś przyjeżdża z daleka, najlepsza baza to Niseko – kurort narciarski znany z luksusowych hoteli, gorących źródeł i pięknych widoków. W sezonie festiwalowym noclegi trzeba rezerwować z wyprzedzeniem. Jest drogo. Można poszukać skromniejszych miejsc, ale często niezbędny będzie do tego język japoński.
Co warto kupić? Gadżety z ziemniaczaną parą celebrytów – Jaga Tarō i Jaga-ko-chan – obowiązkowo! A także lokalne produkty z ziemniaków (chipsy, ciastka). Oraz piękne, ręcznie robione wachlarze uchiwa (nie będą to może dzieła sztuki, ale są urocze).
Sprawdź podobne artykuły:
Rōnin w Dolinie Piekieł – Noboribetsu na Hokkaido miejscem oczyszczenia dla upadłych samurajów
Rdzenni mieszkańcy Hokkaido Ajnowie – przedsiębiorczy i pomysłowi władcy lodu i fal Morza Ochockiego
Bo Taoshi - japoński sport drużynowy, który łamie zasady bezpieczeństwa i kości
Polacy pionierami w badaniach nad ludem Ainu na Hokkaido
未開 ソビエライ
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!