W XV-wiecznej Japonii żył Ikkyū Sōjun, mistrz zen, inny niżbyśmy się spodziewali – włóczęga z czarną misą w ręku, miłośnik wina, kobiet i życia w jego najbardziej dzikiej postaci. Ten duchowy buntownik, który zamiast sutr śpiewał pieśni w domach uciech, a zamiast ceremonii zen wybierał wieczory z butelką w towarzystwie portowych bezdomnych lub prostytutek, wstrząsnął fundamentami buddyzmu swoich czasów. W jego poezji czujemy wyzwanie rzucone skostniałym świątyniom:
"Mnisi w tej świątyni –
ich medytacja to pusty spektakl.
Za ich murami, pod gwiazdami,
stary osioł odnajduje prawdę zen.”
Ikkyū, choć pełen pozornych sprzeczności, wierzył głęboko, że oświecenie nie leży w izolacji od życia, ale w zanurzeniu się w jego prawdziwą naturę. Gdy wielcy mnisi zasiadali na swoich poduszkach w złotych salach, on medytował pod mostami, wśród tłumu i w portowych zaułkach. Dla niego więcej prawdy kryło się w uśmiechu prostytutki niż w napuszonych ceremoniach, a pełnia zen objawiała się tam, gdzie świat wyglądał najbardziej surowo – w prostocie codziennych zmagań.
„Prawda leży w milczeniu – (…)
Ja milczę, gdy jestem pijany,
a gdy śpiewam, słychać zen."
Jego życie jest niczym buddyjski koan: mistrz zen, który krytykował instytucje buddyzmu jako skorumpowane i przepełnione próżnością, jednocześnie zachowywał niezłomną wierność duchowi tej tradycji. Dla Ikkyū zen był żywym doświadczeniem – smakowaniem wina, śpiewaniem pieśni, kochaniem kobiet i odnajdywaniem prawdy w każdym oddechu. Ta nieposkromiona energia życia uczyniła go postacią jednocześnie fascynującą i trudną do zrozumienia.
Historia Ikkyū Sōjuna to nie tylko opowieść o duchowym buntowniku – to zaproszenie do przemyślenia, co znaczy żyć w zgodzie z własną naturą. Zen, jak mawiał, jest wszędzie – jeśli tylko ma się odwagę je dostrzec.
Piętnastowieczna Japonia była krajem w ciągłym ruchu – tętniącym życiem, ale i rozszarpywanym przez konflikty. Na wąskich uliczkach Kyoto, ówczesnej stolicy, tłumy ludzi przelewały się co dzień między drewnianymi budynkami, gdzie kramy oferowały misternie wykonane tkaniny, kadzidła i ceramiczne czarki do herbaty. Powietrze pachniało wilgotną ziemią, ryżem i dymem z kominków, a na tle krajobrazu górowały świątynie – duchowe centra kraju, w których szeptano sutry w rytmie uderzeń drewnianego mokugyo. Jednak pod tą spokojną powierzchnią toczyły się wojny – feudalni panowie walczyli o władzę, a Kyoto, miasto cesarzy, coraz bardziej traciło na znaczeniu na rzecz rosnących sił samurajów.
W tej niespokojnej epoce, w 1394 roku, na świat przyszedł chłopiec, któremu los rozpisał niezwykły scenariusz. Mówiono, że był nieślubnym synem cesarza Go-Komatsu i jednej z nisko urodzonych dam dworu. Jego matka, skazana na wygnanie z pałacu, uciekła na przedmieścia Kyoto, gdzie wychowywała go w ukryciu. Czy chłopiec, którego nazwano Sengikumaru (千菊丸), mógł zrozumieć ciężar tego dziedzictwa? W oczach jego matki musiał być jednocześnie cudem i przekleństwem – przypomnieniem miłości, ale i zdrady, która odebrała jej miejsce na cesarskim dworze.
Gdy Sengikumaru skończył pięć lat, matka postanowiła oddać go do świątyni Ankokuji, miejsca, które miało zapewnić mu nie tylko schronienie, ale i przyszłość. Gdy raz przekroczył próg kamiennego dziedzińca, nie było odwrotu - czekały go dni wypełnione nauką chińskich tekstów, kaligrafii i poezji. Chłód tego miejsca i surowość mnichów kontrastowały z ciepłem ramion matki, których już nigdy miał nie poczuć.
Sengikumaru – teraz znany jako Shūken (宗堅 – dosł. „wytrwały w nauce” – typowe imię nadawane młodym uczniom) – szybko wyróżnił się inteligencją i talentem do poezji. Jego serce jednak często ogarniała samotność i poczucie pustki. W ciszy świątynnego ogrodu chłopiec nieraz zadawał sobie pytanie: „Dlaczego mnie tu zostawiono? Czy to miejsce ma mnie uczynić kimś wyjątkowym, czy raczej pozbawić wszystkiego, co ludzkie?” i zapewne: „gdzie jest mama teraz?”.
Shuken, teraz nastolatek, coraz bardziej odczuwał fałsz otaczającego go świata. Mnisi, którzy mieli być przewodnikami duchowymi, często przechwalali się swoim pochodzeniem, a ich duma zburzyła w nim obraz czystego zen, o którym opowiadały sutry. „To ma być droga do oświecenia, dla której żyję w tym zamknięciu?” – musiał myśleć z goryczą.
W wieku trzynastu lat przeniesiono go do Kennin-ji, większej i bardziej prestiżowej świątyni. Ale tamtejsze życie jeszcze bardziej go rozczarowało. Zamiast prawdziwej praktyki zazen, widział tylko rywalizację o pozycję i przechwałki w talencie do tworzenia wyszukanych fraz. W swoich pierwszych wierszach – krótkich, ale pełnych buntu – opisywał tę pustkę i hipokryzję. W jednym z nich pisał:
学道習禅
失却本心。
漁夫之歌、価千金。
湘江夜雨、楚雲中月。
不尽風流、夜夜吟詩。
(Gakudō shūzen / Shikkaku honshin. / Gyofu no uta, atai senkin. / Shōkō no yoru ame, So'un no naka tsuki. / Fujin furyū, yoru yoru ginshi.)
"Nauka drogi i studiowanie zen
powoduje utratę pierwotnego umysłu.
Pieśń rybaka warta jest tysiąc sztuk złota.
Wieczorny deszcz na rzece Xiang,
księżyc wśród chmur Chu –
niekończące się furyu,
śpiewanie wierszy noc za nocą."
W wieku szesnastu lat Shuken opuścił Kennin-ji, a jego wędrówka w poszukiwaniu prawdziwego mistrza zen tak na prawdę dopiero się rozpoczęła. Wyruszył na północ, do małej świątyni nad brzegiem jeziora Biwa, gdzie poznał Ken’o – surowego, ale autentycznego nauczyciela. To właśnie tam młody mnich zaczął odczuwać pierwszy prawdziwy spokój. Siedząc nocami w medytacji, wsłuchując się w odgłosy wody, zaczynał rozumieć, że droga zen nie prowadzi przez zaszczyty ani rytuały. Ale ten spokój nie trwał długo. W roku 1414, gdy nasz bohater miał dwadzieścia jeden lat Ken’o zmarł, a jego śmierć rzuciła Shukena w wir rozpaczy, która niemal doprowadziła go do samobójstwa. Stał na brzegu jeziora Biwa, patrząc na jego mroczną taflę, gotów rzucić się w otchłań. Legenda mówi, że usłyszał wtedy głos swojej matki, lub jej starego sługi i to przywróciło go do zmysłów.
To właśnie wtedy, po raz pierwszy, Shuken zaczął rozumieć, że prawdziwe oświecenie rodzi się nie w ucieczce od cierpienia, ale w jego akceptacji. Gdy opuszczał brzeg jeziora, pozostawiając za sobą młodość i naiwność, jeszcze nie wiedział, że jego życie zmieni imię – od tej pory miał być znany jako Ikkyū Sōjun, lub też 狂雲 (Kyōun – „Szalona Chmura”).
Ikkyū Sōjun, wówczas jeszcze młody Shuken, rozpoczął swoją podróż duchową z niezaspokojonym głodem prawdziwego zen – nie tego skostniałego, pełnego hierarchii i pustych rytuałów, lecz autentycznego, pulsującego życiem. Pierwszym mistrzem, który wywarł na niego głęboki wpływ, był Ken’o – surowy nauczyciel z małej świątyni nad brzegiem jeziora Biwa. Ken’o nie wierzył w wyszukane frazy czy pokazy erudycji; dla niego prawdziwy zen krył się w prostocie i zazen, medytacji opartej na oddechu i pełnym zanurzeniu w chwili obecnej.
Ken’o potrafił milczeć całymi dniami, a jego nauki były głębokie niczym same wody wielkiego jeziora Biwa. Nieraz, gdy młody Shuken pracował nad jednym z koanów, mistrz rzucał mu uwagi w rodzaju: „Ucisz umysł, bo inaczej będziesz jak drzewo podcinane własnymi gałęziami!” To był pierwszy mistrz, który pokazał mu, że zen nie polega na słowach ani formie, lecz na bezpośrednim doświadczeniu rzeczywistości. Kiedy Ken’o zmarł w 1414 roku, Ikkyū wpadł w rozpacz, czując, że stracił przewodnika.
Po śmierci Ken’o, oraz po wyjściu z rozpaczy i zażegnaniu kryzysu samobójczego, Shuken znalazł kolejnego nauczyciela – mistrza Kasō, który prowadził Zenko-an, niewielką świątynię związaną z prestiżowym Daitokuji. Kasō był równie surowy, ale bardziej metodyczny. Praca nad koanami pod jego kierunkiem była jak przechodzenie przez labirynt – pełna frustracji, ale prowadząca do przebłysków zrozumienia. W 1420 roku, po latach ćwiczeń, Shuken osiągnął satori, swoje pierwsze głębokie przebudzenie.
Stało się to podczas medytacji na małej łodzi na jeziorze Biwa. Noc była cicha, a ciemne chmury wisiały nisko nad wodą. Shuken, zanurzony w medytacji, usłyszał odległy krzyk kruka. Ten dźwięk przebił się przez jego umysł niczym ostrze – w jednej chwili wszystko stało się jasne. „Czas, miejsce, ja sam – to wszystko jedna rzecz!” – być może pomyślał zanim wszelka myśl zniknęła. Jego ciało zadrżało, a łzy popłynęły mu po twarzy. To był moment, na który czekał – doświadczenie, którego nie da się opisać słowami, jak mówią mistrzowie zen.
Kasō potwierdził jego przebudzenie, nadając mu imię Ikkyū, co oznacza „Jedna Pauza” – symbol prostoty i kontemplacji chwili. Mistrz chciał nawet dać mu inka, dokument formalnie potwierdzający jego oświecenie i status jako nauczyciela zen. Ale Ikkyū, naśladując swojego poprzedniego mistrza Ken’o, odmówił. W jego oczach ten dokument był tylko kolejną formą iluzji – symbolem, który ludzie uznaliby za ważniejszy od samego doświadczenia.
Ostatecznie Ikkyū spalił inka, podkreślając swoje odrzucenie formalności i hierarchii religijnej. Dla niego zen nie był czymś, co można przekazać papierem, tytułem czy ceremonią. Był żywym doświadczeniem, które można odnaleźć wszędzie – w dźwięku kruka, w smaku sake, w uśmiechu kochanki, a nawet w chaosie i cierpieniu. Odrzucając inka, Ikkyū symbolicznie wypowiedział wojnę skorumpowanemu zen swoich czasów, którego świątynie skupiały się bardziej na bogactwie i prestiżu niż na duchowej praktyce.
W ten sposób Ikkyū stał się buntownikiem – szaloną chmurą przemierzającą Japonię, zawsze wierną prostocie i prawdziwości zen. Jego życie miało być dowodem na to, że duchowe przebudzenie nie wymaga ani tytułów, ani świątyń, lecz jedynie odwagi, by spojrzeć w głąb siebie i zobaczyć świat takim, jaki jest naprawdę.
Ikkyū, teraz już dojrzały mnich i poeta, zszedł z utartej ścieżki, którą podążali inni. Zamiast zamknąć się w murach klasztoru, wyruszył w świat jako włóczęga – nieświęty pielgrzym szukający prawdy tam, gdzie inni widzieli jedynie hańbę. Pod jego bose stopy trafiały brukowane ulice Kyoto, pola ryżowe prowincji i zaciszne zaułki portowych miast, gdzie unosił się zapach sake i potu. Wino, prostytutki i poezja – to były jego narzędzia zen.
W jednym z jego wierszy czuć tę prostotę życia i pogardę dla konwencji:
"Mnisi w tej świątyni –
ich medytacja to pusty spektakl.
Za ich murami, pod gwiazdami,
stary osioł odnajduje prawdę zen.”
Ikkyū stał się znany w gospodach i domach publicznych. Wchodził tam w swoich czarnych szatach, nie ukrywając, kim jest, i rozmawiał z prostytutkami, jakby były jego uczennicami. W ich opowieściach o bólu i przetrwaniu odnajdywał coś, czego brakowało mu w akademickich dysputach mnichów. „Seks, podobnie jak medytacja, prowadzi do zrozumienia prawdziwej natury człowieka” – mówił.
W jego poezji prostytutki i miłość cielesna nabierały niemal sakralnego znaczenia:
"Mocny na osiem sun (cali),
to moja ulubiona rzecz.
Jeśli jestem sam w nocy,
obejmuję je silnie –
piękna kobieta nie dotknęła go od dawna.
W moim fundoshi jest cały wszechświat!"
Ikkyū traktował cielesność jako naturalną część życia i zen. Jego wizyty w domach publicznych rozumiał jako medytację w ruchu – spojrzeniem na ludzką naturę bez osądu.
Jednak wędrując, widział również, jak zen, który miał być ścieżką prostoty i prawdy, zamienił się w maszynę napędzaną ambicją. Wielkie świątynie gromadziły bogactwa, mnisi rywalizowali o wpływy, a duch zen rozmywał się w próżnych ceremoniach. Ikkyū nie oszczędzał słów, krytykując tych, którzy jego zdaniem zdradzili prawdziwego ducha praktyki.
W jednym ze swoich najbardziej ciętych wierszy pisał:
"Czym są te świątynie,
te wielkie sale pełne złota?
Mnisi jak pawie,
przepełnieni dumą.
Pod starym drzewem,
rybak śpiewa prawdziwe sutry."
Dla Ikkyū zen był jak rzeka – nie dało się go zatrzymać ani zamknąć w murach. Gdy wielcy mnisi siedzieli na poduszkach w bogatych klasztorach, Ikkyū medytował na brudnych ulicach portów, dzieląc sake z kupcami i rozmawiając z prostytutkami o życiu. „Ludzie, których odrzucono – to oni noszą prawdę” – mówił.
Ikkyū, choć włóczęga, pozostawał duchowym nauczycielem, a jego wiersze były jego naukami. Jedna z jego myśli podsumowuje lata wędrówek i buntu przeciwko konformizmowi:
"Nie wierzcie słowom, które piszą wielcy mnisi.
Prawda leży w milczeniu –
ale oni boją się zamilknąć.
Ja milczę, gdy jestem pijany,
a gdy śpiewam, słychać zen."
Dla Ikkyū jego podróże, krytyka skorumpowanego zen i prosty kontakt z życiem w jego intensywniejszych barwach były drogą do Oświecenia. Wino i kobiety, medytacja i rozmyslania – to były jego pasje. Wędrując, udowadniał, że zen można odnaleźć wszędzie – w głębi lasu, w śmiechu prostytutki, a nawet w hałasie rynku. Jego bunt i wiersze stały się głosem zen poza murami świątyń – prawdziwego, nieskrępowanego i żywego.
Twórczość Ikkyū Sōjuna to jedno z najbardziej niezwykłych świadectw łączenia duchowości z codziennym życiem, w całej jego surowości i pięknie. Ikkyū, znany zarówno ze swojej ekscentryczności, jak i głębokiego zrozumienia zen, uczynił poezję swoim manifestem. Jego utwory, przesycone humorem, sensualnością i brutalną szczerością, przełamują konwencje, jakie zazwyczaj kojarzymy z duchowością. Nie są jedynie refleksją nad oświeceniem – są pełnym zaangażowaniem w życie, z całym jego ciężarem i ulotnością.
Ikkyū w swojej poezji nie unikał tematów tabu. Seks, cielesność i miłość stawały się dla niego równorzędnymi drogami do oświecenia, na równi z medytacją czy kontemplacją natury. Dla Ikkyū cielesność była nie tylko aktem fizycznym, ale formą duchowego odkrycia. Wierzył, że zaakceptowanie własnej natury, z jej pragnieniami i niedoskonałościami, jest kluczem do zrozumienia prawdziwego zen. To podejście było radykalne, zwłaszcza w epoce, gdy mnisi gloryfikowali ascetyzm i odrzucenie cielesnych przyjemności.
„Każdy nowy kwiat jest owocem czerwonej nici karmy” – pisał. Ta metafora, odwołująca się do buddyjskiej symboliki nici łączącej losy ludzi, pokazuje jego akceptację ludzkiego życia w całej jego złożoności. Dla Ikkyū czerwona nić nie była czymś, co należy przeciąć, jak głosili ortodoksyjni mnisi, lecz czymś, co łączy nas z innymi i z samym życiem. Seksualność i miłość były dla niego manifestacją tej nici – czymś naturalnym i pięknym, co wcale nie stoi w sprzeczności z oświeceniem, a wręcz prowadzi do jego głębszego zrozumienia.
Ikkyū był także surowym krytykiem skorumpowanego zen swoich czasów. Jego wiersze pełne są ostrych słów wymierzonych w mnichów, którzy w jego oczach zdradzili ducha tej tradycji, zamieniając ją w narzędzie do gromadzenia bogactwa i władzy. „Mnisi w złotych salach, jak pawie pełni dumy”, pisał, przeciwstawiając przepych świątyń prostocie życia rybaka czy prostytutki. Jego zdaniem prawdziwy zen krył się nie w ceremoniach czy bogactwie, lecz w codziennych doświadczeniach, które odsłaniają naszą prawdziwą naturę.
W poezji Ikkyū znajdziemy także liczne refleksje nad przemijaniem. W jednym z wierszy pisał: „Na nowy rok – tylko trzymam moją czaszkę i śmieję się”. To przypomnienie o ulotności życia, ale także wezwanie do tego, by odnaleźć spokój w jego nieuchronnym końcu. Przemijalność nie była dla niego źródłem smutku – raczej inspiracją, by w pełni zaangażować się w życie tu i teraz.
Twórczość Ikkyū jest trudna do jednoznacznego sklasyfikowania. Jest połączeniem zmysłowości z duchowością, ironii z głębią. Zmusza do refleksji nad tym, co oznacza być człowiekiem – zaakceptować swoje pragnienia, lęki i ograniczenia, a jednocześnie szukać czegoś większego.
Życie Ikkyū Sōjuna jest jak koan – zagadka pozbawiona prostego rozwiązania, która prowokuje do głębszej refleksji. Czy był duchowym buntownikiem, który łamał wszelkie reguły, czy może oświeconym szaleńcem, który dostrzegał prawdę tam, gdzie inni widzieli jedynie chaos? Jego życie nie mieści się w żadnej konwencji – ani religijnej, ani społecznej, ani nawet filozoficznej. Być może właśnie w tym tkwi jego geniusz – w gotowości, by żyć pełnią życia, nie oglądając się na narzucone schematy.
Ikkyū uczy nas, że duchowość nie polega na ucieczce od życia, ale na pełnym w nim uczestnictwie. Wino, śmiech, zmysłowe przyjemności, a także ból i samotność – wszystko to jest częścią drogi, której nie można odrzucić, jeśli chce się dotrzeć do prawdziwego zrozumienia. Jego przekaz nie jest jednak łatwy. Wymaga odwagi, by spojrzeć na siebie samego bez osądów i zaakceptować zarówno swoje światło, jak i cień. Wymaga gotowości, by odrzucić to, co znane i wygodne, i wejść w nieznane – tam, gdzie nie ma pewności ani jasnych odpowiedzi.
Twórczość Ikkyū to takie szturchnięcie: „Czy naprawdę rozumiesz, co znaczy być człowiekiem?”. Jego odwaga, by rzucić wyzwanie zarówno sobie, jak i otaczającemu go światu, przypomina, że duchowość nie jest odległym ideałem, lecz codziennym wysiłkiem, by być autentycznym.
"Jeśli deszcz ma padać, niech pada.
Jeśli wino płynie, niech płynie.
Pod mostem czy w pałacu,
Zen jest wszędzie,
jeśli masz odwagę je dostrzec."
Sprawdź podobne artykuły:
Czerwone łzy i czarna krew: nowoczesne haiku Ban’ya Natsuishi
Jak nie walczyć z sobą samym na każdym kroku? Wabi Sabi to nie wystrój wnętrz tylko wystrój życia.
Maurycy Beniowski: awanturniczego Polaka przygody w Japonii okresu Edo
Genialna dziwność Itō Jakuchū – poznajmy jednego z malarskich ekscentryków Japonii Edo
Obsesja samounicestwienia – jak sztuka Yayoi Kusamy przenosi widza do koszmaru choroby psychicznej
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
Osobiste motto:
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
未開 ソビエライ
Pasjonat kultury azjatyckiej z głębokim uznaniem dla różnorodnych filozofii świata. Z wykształcenia psycholog i filolog - koreanista. W sercu programista (gł. na Androida) i gorący entuzjasta technologii, a także praktyk zen i mono no aware. W chwilach spokoju hołduje zdyscyplinowanemu stylowi życia, głęboko wierząc, że wytrwałość, nieustający rozwój osobisty i oddanie się swoim pasjom to mądra droga życia. Autor książki "Silne kobiety Japonii" (>>zobacz)
"Najpotężniejszą siłą we wszechświecie jest procent składany." - Albert Einstein (prawdopodobnie)
___________________
Chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami czy uwagami o stronie lub apce? Zostaw nam wiadomość, odpowiemy szybko. Zależy nam na poznaniu Twojej perspektywy!